Kulturowi troglodyci niuansów nie potrafią czytać i wszelkie nietypowe znaki interpretują najbardziej trywialnie jak tylko można.
Telewizja TVN zawsze zajmuje się sprawami najważniejszymi. Wiadomo – cała prawda całą dobę. A najważniejsze w mijającym tygodniu jest to, jak Jarosław Kaczyński ma założony zegarek. I czy mając zamknięte oczy - śpi. Temu poświęcono wiele materiałów. Nie tylko w TVN, bo cała prawda całą dobę jest też bliska Onetowi, Wirtualnej Polsce, Radiu Zet czy Na Temat. Szczególnie doniosłe jest odkrycie dotyczące zegarka. Tylko spóźnione o kilkadziesiąt lat. I wskazujące na braki kindersztuby albo pomyślunku. Albo jednego i drugiego.
Otóż Jarosław Kaczyński właściwie zawsze nosił zegarek „do góry nogami”, czasem zakładając go „klasycznie”, np. w Sejmie, gdzie czas jest kontrolowany zewnętrznie, gdzie zerkanie na czasomierz nie budzi żadnych skojarzeń czy komentarzy. Wie to każdy, kto z Jarosławem Kaczyńskim rozmawiał siedząc naprzeciw. Sam widziałem „klasycznie” założony przez prezesa PiS zegarek może 2-3 razy. „Odwrotna” forma noszenia zegarka umożliwia kontrolowanie czasu w obecności innych osób bez zwracania na siebie uwagi czy sprawiania wrażenia, że jest się zniecierpliwionym. To też forma zwrócenia uwagi rozmówcy.
Jak mawia były prezydent Bronisław Komorowski, sprawa jest arcyboleśnie prosta. I wynika z dobrego wychowania, na co oczywiście TVN czy Onet nigdy by nie wpadły. Metoda komunikowania czegoś nie wprost, bez ryzyka wywołania negatywnych skojarzeń jest stosowana od dawna i w wielu kulturach. Kulturowi troglodyci tego nawet nie zauważają i wszelkie nietypowe znaki interpretują najbardziej trywialnie jak tylko można. Wynika to z zaniku umiejętności poruszania się w świecie, znaków, symboli, metafor, metonimii czy komunikatów celowo łamiących jakiś ustalony porządek.
Jeśli mamy zegarek założony „do góry nogami”, ale tarczą na zewnątrz nadgarstka, zwraca to uwagę rozmówcy, bo to nietypowe i wywołujące zaciekawienie. Inteligentny rozmówca zerknie wtedy na tarczę i łatwo dostrzeże godzinę, mając widok jak wtedy, gdy sam ma „klasycznie” założony zegarek. Czyli zwróci uwagę na czas, a przez nietypowe położenie tarczy nie tylko zorientuje się, która godzina, lecz pomyśli, czy interlokutor nie chce mu przekazać dodatkowego komunikatu, że na przykład spotkanie trwa za długo czy jest stratą czasu. Powtórzmy – inteligentny rozmówca. Ktoś taki sam wyciągnie wnioski, a drugi uczestnik rozmowy nie musi zerkać na zegarek, wywołując przy tym wrażenie zniecierpliwienia bądź braku czasu.
Gdy zegarek jest założony „do góry nogami”, ale tarczą od wewnętrznej strony nadgarstka, ten, kto jest jego właścicielem może kontrolować czas dotykając na przykład dłonią czoła (wierzchem dłoni na zewnątrz). Wtedy rozmówca się nie peszy, że interlokutor sprawdza czas, więc nie czuje się impertynentem albo kimś, kto niepotrzebnie zabiera czas. Jest to więc dyskretna forma kontrolowania czasu rozmowy bez wywierania presji na rozmówcę czy wywoływania w nim zakłopotania.
Współczesna ludożerka, przede wszystkim polityczna i medialna, o dobrych manierach i dyskrecji albo ma blade pojęcie, albo tym się kompletnie nie przejmuje. Dlatego nawet się nie zastanawia, co komunikuje ktoś, kto zakłada zegarek „do góry nogami”. Do czego mu to służy? Najprostsze i najgłupsze zarazem wytłumaczenie jest takie, że ktoś nie jest w stanie się kontrolować albo jest kompletnie rozkojarzony bądź roztargniony. Tym łatwiej posługiwać się takim wytłumaczeniem, im mniej zna się podmiot/przedmiot zainteresowania. Albo im mniej się rozumie otaczające nas znaki i komunikaty, co ostatecznie sprowadza się do kompetencji kulturowej.
Łatwo sobie wyobrazić, że racjonalne wyjaśnienie zjawiska, które nie jest skądinąd jakąś wiedzą tajemną będzie przez kulturową ludożerkę albo politycznych troglodytów uznawane za dorabianie sensu do czegoś, co sensu nie ma albo ma całkiem banalny. I to dorabianie będzie tłumaczone politycznymi sympatiami. Ale na tym polega kulturowa ludożerka, że wszystko jest dla niej proste jak trzonek od szpadla. A niuanse i smaczki są niewidoczne. To takie podejście jak naprawianie współczesnego smartfona młotkiem. Niewiele tu można zrobić z ludożerką, bo trudno liczyć na jakąś edukację.
Kwestia zamykania oczu jest jeszcze prostsza. Jarosław Kaczyński jest znany z tego, że każdy ważny projekt czy dokument wieloaspektowo analizuje, a jeśli jest jego autorem (współautorem) do ostatniej chwili cyzeluje formę, sprawdza znaczenie, często nocą. Gdy był premierem wychodził z urzędu po 23, a potem jeszcze pracował w domu. Tak jest też obecnie, gdy pełni funkcję wicepremiera. Po prostu czyta i analizuje wszystko, za co odpowiada. Ludożerkę to może dziwić, a nawet irytować, bo kto by poważnie traktował swoje obowiązki. By przez to bywał zmęczony lub po prostu się relaksował zamykając oczy.
I znowu: takie wyjaśnienie będzie przez troglodytów traktowane jak usprawiedliwianie z powodu politycznych sympatii. Tak już mają, że jak coś może być proste, to zamieniają to na prostackie. Można w tym momencie przywołać słynną myśl Alberta Einsteina, która brzmiała mniej więcej tak: „Rzeczy i zjawiska powinno się przedstawiać tak prosto, jak to jest tylko możliwe. Ale nie prościej”. Ludożerka, także ta medialna, zawsze wybiera wersję „prościej”. Taka już jej historyczna misja i rola.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/571823-co-nam-mowi-zalozony-do-gory-nogami-zegarek-kaczynskiego