Środowiska lewicowe próbują wszystkiego, co w ich mocy, aby zapobiec Marszowi Niepodległości.
Jak wiemy, posłowie i senatorowie opozycji złożyli wniosek o delegalizację Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, twierdząc, że „Marsz nawołuje do mowy nienawiści”.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie negatywnie odniosła się do wniosku i w swojej decyzji wyjaśniła, że „działalność Stowarzyszenia nie cechuje nienawiść rasowa i narodowościowa… Jego działalność polega na promocji postaw i zachowań patriotycznych”. Bardzo jasna odpowiedź, która na język ideologii, którym posługuje się opozycja, odpowiadała precyzyjnym językiem prawa.
Wcześniej opublikowano, że Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo z doniesienia Rafała Trzaskowskiego, dotyczącego Marszu Niepodległości w 2019 roku. Trzaskowski twierdził, że Marsz „nawoływał do nienawiści”, a Prokuratura odpowiedziała, że nie doszło do popełnienia przestępstwa.
Jak widać, siły lewicowo-liberalne po prostu nie chcą zrezygnować z dyskredytowania Marszu. Mając świadomość, że nie mogą go zakazać, wciąż robią wszystko, aby wywołać napięcie przed jego realizacją.
Jednak niektórzy w tym obozie nadal nie są zadowoleni z tego, co zostało zrobione.
„Chciałabym, żeby prezydent Trzaskowski był w końcu stanowczy i twardo powiedział, że nie zgadza się na to, żeby przez Warszawę 11 listopada szły grupy osób, które wykrzykują hasła, które już nigdy na ulicach Warszawy, ani w ogóle w Polsce nie powinny się pojawiać”
— powiedziała posłanka Lewicy Joanna Scheuring-Wielgus.
Jej słowa dobrze pokazują co jest problematyczne w tej lewicowej powtarzającej się co roku presji na Marsz.
Nawet ci, którzy nie zgadzają się ze wszystkimi ideami które popiera Marsz, będą musieli przyznać, że jest coś głęboko niepokojącego w zachowaniu lewicowego obozu wobec tej manifestacji.
To chęć narzucania, co można głosić na ulicach, a co nie. A kryterium mają być ich lewicowe, polityczne i ideologiczne preferencje.
Te uporczywe próby delegalizacji jakiegokolwiek stanowiska politycznego, z którym się nie zgadzają, ta tendencja do mówienia innym, co i jak mogą mówić, a czego nie – to właśnie głęboko antydemokratyczna cecha zachowania tej postępowej lewicy.
Na razie, jak widzimy, system prawny w Polsce opiera się takim tendencjom, które spora część establishmentu III RP uznała już za „normalny” i „dopuszczalny”.
Miejmy nadzieję, że ten opór nie minie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/571568-oni-chca-narzucac-co-wolno-glosic-na-ulicach-warszawy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.