Jeśli ktoś mówi w Brukseli o Tusku, to jako o nieudaczniku, który osiągnął wielki osobisty sukces, czyli maksymalnie „wycyckał” unijne instytucje.
Po tym, jak 23 października 2021 r. Donald Tusk został oficjalnym przewodniczącym Platformy Obywatelskiej, zaprezentował typowe dla siebie rozdwojenie jaźni. Na Twitterze napisał: „Dziękuję i gratuluję wszystkim zwycięzcom. Pokonani niech nie opuszczają rąk. Jesteście wszyscy jedną drużyną, a najważniejsza gra dopiero przed nami. Jeśli uwierzycie w wygraną, Polacy uwierzą w was”.
W czterozdaniowym tekście adresatami (podmiotem) są „wy” i „my”. Gdy nie wiadomo, kto właściwie jest zwycięzcą i na czym to zwycięstwo polega, pojawia się forma „wy” – „jesteście”. Czyli Tusk nie jest „jedną drużyną”. Taka indywidualność i tak wybitny umysł nie mieści się w żadnym kolektywie. Tym bardziej, gdy ten kolektyw można kojarzyć z „przegrywami”. „My” – w formie „przed nami” – pojawia się, gdy chodzi o przyszłość. Z tego Tuska i partii na razie nie da się rozliczyć. Ale ponieważ wygrana jest niepewna, jeśli PO zbańczy, to znaczy, że jej członkowie („wy”) „nie uwierzyli” w wygraną, a przez to Polacy „nie uwierzyli” w nich. Czyli „wy” będziecie winni, a nie Donald Tusk.
Skoro w wyborach na szefów regionów przegrali faworyzowani i mocno popierani przez Tuska – Agnieszka Pomaska (na Pomorzu) i Roman Szełemej (na Dolnym Śląsku), to w żadnym razie „przegrywem” nie jest ich patron i mentor, bo być nim nie może. Wręcz przeciwnie, Pomaska i Szełemej zdradziecko zawiedli zaufanie Tuska, bo zasiali ziarna zwątpienia, że jest wszechmocny, powszechnie słuchany i szanowany. On wszechmocny oczywiście jest, ale przez nieudolnych Pomaską i Szełemeja ktoś może bezczelnie uwierzyć, że nie jest.
Ktoś może nawet zwątpić w wielkie możliwości Donalda Tuska, gdy chodzi o pieniądze dla Polski z Funduszu Odbudowy i budżetu UE na lata 2021-2027. Ktoś taki może zdradziecko pomyśleć, że wielki Europejczyk może sobie co najwyżej poruszać paluchem w bucie przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej. A jego wpływ na (odchodzącą) Angelę Merkel jest żaden, podobnie jak na prezydenta Francji Emmanuela Macrona, szefa Rady Europejskiej Charlesa Michela czy przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen.
Tusk musiał sam powiedzieć, że wrócił właśnie z Brukseli, gdzie szefowie państw i rządów złożyli mu sprawozdanie, w jak kiepskiej sytuacji znalazł się premier Mateusz Morawiecki. Dlatego wszystko zależy teraz od Donalda Tuska, a on ma taką moc, że wszystko może, czyli zrobi Polsce dobrze. Poza Tuskiem nie stwierdził tego nawet ratlerek z kulawą nóżką, bowiem nikt ważny nie potraktował go podczas szczytu Unii poważnie, a tym bardziej jego nieograniczonych możliwości.
W instytucjach UE oraz w poszczególnych stolicach mogą sobie nawet życzyć, żeby Tuskowi powiodło się w wyborach w 2023 r., ale nie będą tracić czasu na jaranie się, że jego wielkość polega na tym, iż potrafi zorganizować w dwumilionowej Warszawie wiec z udziałem 20 tys. ludzi (1 proc. mieszkańców i rezydentów), w dodatku sprowadzonych z całej Polski. I to ma być powód, żeby go słuchać. Plus wygranie wyborów na szefa PO z poparciem gigantycznej liczby 11 474 osób. W instytucjach UE oraz w poszczególnych stolicach są masochiści, ale nie aż tacy.
Jakoś cicho jest w PO o tym, że Donald Tusk chciał być szefem EPL prawie do końca roku 2022, ale decydujący o tym politycy, w tym szefowie rządów z EPL, stwierdzili, że posadka w PO mu wystarczy, więc w kwietniu 2022 r. powinien zebrać manatki i spadać. Taki wielki człowiek, polityk światowego formatu i ma spadać? I to nastawienie do Tuska w EPL najlepiej oddaje, kim jest w Europie naprawdę. Nie liczy się nawet jego 5 lat na stołku przewodniczącego Rady Europejskiej, bo pośród unijnych i europejskich elit nikt nie potrafi wymienić choćby jednej zasługi czy ważnego osiągnięcia Donalda Tuska. Chyba nigdy w swych dziejach UE nie miała tylu kłopotów i porażek, jak za panowania Tuska.
Za trochę ponad 5 miesięcy Tusk nie będzie już nawet miał możliwości porozmawiać z kimkolwiek ważnym w Europie. Obecnie ma takie możliwości tylko dlatego, że jako szef EPL ma obowiązek organizowania spotkań czy narad szefów rządów i państw wywodzących się z EPL. I znowu: nie ma żadnego głosu, że ze swojej roli wywiązuje się choćby poprawnie. A właściwie, to wszyscy się dziwią, jak można było wstawić do EPL kogoś, kto odpowiada za klęskę brexitu, katastrofę z migrantami oraz sukces Rosji w kwestii gazowego dyktatu. To ostatnie jest bardzo widoczne obecnie, gdy gazowy szantaż trwa w najlepsze, a ceny energii rosną w tempie wywołującym wielki europejski ból głowy.
Jeśli ktoś mówi w Brukseli czy Strasburgu o Tusku, to jako o nieudaczniku, który osiągnął wielki osobisty sukces, czyli „wycyckał” unijne instytucje i pracujących tam naiwniaków, samemu nie wnosząc nic, może poza własną niekompetencją. I teraz ten człowiek puszy się w Polsce, że tylko on jest w stanie sprawić, by nie blokowano Krajowego Planu Odbudowy, by nie karano naszego kraju blokowaniem środków, aby mechanizm warunkowości nie ograniczał naszych możliwości rozwojowych. W Brukseli stukają się na to w czoło i pytają, dlaczego ktoś poważny miałby się w tych sprawach liczyć ze zdaniem człowieka, który za kilka miesięcy będzie wykopany ze stanowiska i tak niemającego większego znaczenia. I będzie tylko szefem jednej z wielu partii z rodziny EPL.
Donald Tusk na tyle nie gwarantuje obecnie niczego ani czołowym eurokratom, ani szefom państw i rządów, żeby chcieli sobie nim zawracać głowę Charles Michel, Ursula von der Leyen, Angela Merkel (a wkrótce zapewne Olaf Scholz), Emmanuel Macron, Mario Draghi czy Pedro Sanchez. Nawet mający wyjątkową szajbę na punkcie Polski holenderski premier Mark Rutte nie chce tracić czasu na Tuska, który się coraz bardziej redukuje, a nie wzmacnia. Tylko w Polsce politycy i sympatycy PO, bo nawet nie całej opozycji, opowiadają bajki o demiurgu z Sopotu. A z niego taki demiurg jak z mopsa groźny pies.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/571261-tusk-coraz-bardziej-pompowany-w-po