Zasieki z drutu kolczastego, transportery opancerzone i drzwi instytucji zamknięte na cztery spusty – tak Luksemburg przywitał pokojową polską demonstrację, która przyjechała upomnieć się o swoje miejsca pracy i prawa. Niestety do takich „powitań” będziemy musieli się przyzwyczaić, bo jak pokazały doświadczenia francuskie czy belgijskie, eurokraci nie mają najmniejszego zamiaru wsłuchiwać się w głos obywateli, a wszelkie przejawy czynnego oporu będą dławić siłą.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: NASZ WYWIAD. Wiśniewska: To Polska stoi na straży praworządności w UE i wzywa instytucje unijne do przestrzegania Traktatów
Jeżeli ktokolwiek sądzi, że to przypadek, że Zachód, który niemalże z kwiatami witał muzułmańskich imigrantów, wobec polskich związkowców zbudował zasieki i przygotowywał pacyfikację, jeżeli związkowcy daliby tylko pretekst, jest w poważnym błędzie. Siłowe rozwiązania problemów społecznych są bowiem wpisane w dyktaturę, którą usiłuje się tam wprowadzać, czego świetny przykład mieliśmy w przypadku protestu „żółtych kamizelek” we Francji.
Na dialog społeczny w federalizującej się Unii Europejskiej jest coraz mniej miejsca. Przykłady można zresztą mnożyć – nikt nie konsultował Zielonego Ładu ze społeczeństwami poszczególnych państw członkowskich, jak również pakietu „Fit for 55”, który z pewnością wyprowadzi na ulice rzesze rozczarowanych obywateli. Wyrok TSUE w sprawie Turowa pokazuje jasno, że eurokraci będą starali się przyspieszyć wprowadzanie tego zielonego szaleństwa niezależnie od kosztów społecznych. A co ze społeczeństwami? Na niepokornych będą czekały transportery opancerzone i zasieki z drutu kolczastego, tak jak na polskich związkowców z Solidarności. Będą też na nich czekały zamknięte drzwi unijnych instytucji i nikt – jak widzieliśmy w piątek – nie zechce nawet wysłuchać ich skądinąd słusznych racji.
To, co wydarzyło się w piątek w Luksemburgu powinno dać do myślenia, ponieważ stanowi probierz tego, czego należy się spodziewać w najbliższej przyszłości. Tak w Parlamencie Europejskim, jak i przed TSUE Polacy, mimo rzeczowego uzasadnienia swojego stanowiska, zostali potraktowani jak bandyci – wrogowie ludu. A z wrogami ludu się nie rozmawia, tylko się ich zwalcza. Przerabialiśmy to już raz w historii i przerabiamy ponownie. Ponury cień Karola Marksa po raz kolejny unosi się nad naszym krajem nie wieszcząc niczego dobrego. Demokracja w zachodnioeuropejskim wydaniu coraz bardziej przypomina opresyjne rządy oligarchii, a coraz mniej wspólnotę, do której wstępowaliśmy w 2004 roku.
Wyobraźmy teraz sobie – biorąc pod uwagę ataki na Polskę, z jakimi mieliśmy do czynienia w Parlamencie Europejskim – co by było, gdyby Unia Europejska dysponowała własną armią… Czy można wierzyć, że wojska te nie zostałaby wysłane do pacyfikacji polskich związkowców, a może nawet samego Trybunału Konstytucyjnego? W końcu takie siłowe rozwiązanie przewiduje Manifest z Ventotene stanowiący trzon unijnej strategii rozwoju do 2025 roku zawartej w „Białej księdze w sprawie przyszłości Europy do 2025 roku”.
Bruksela traktuje nas i Polaków jak wrogów. Mamy poczucie deja vu, doktryna Breżniewa przemierza Europę
— ostrzegał w sobotę, w rocznicę wybuchu rewolucji węgierskiej 1956 r., premier Viktor Orban i nie sposób się z nim nie zgodzić. W Brukseli mamy do czynienia z systematyczną budową opresyjnego reżimu, który niczym Związek Sowiecki pod fasadą wolności szykuje zniewolenie, o jakim mieszkańcy Europy Zachodniej nie śnili w najgorszych koszmarach. Może okazać się, że te transportery opancerzone i zasieki z drutu kolczastego to niewinne zabawki w porównaniu z tym, co zechcą nam przygotować opętani ideologią eurokraci. Jedyna nadzieja w kolejnych wyborach do europarlamentu. Polska i Węgry muszą tylko wytrzymać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/571203-tak-cieplo-demokratyczna-zachodnia-ue-wita-wrogow-ludu