„Wizji polexitu – rozumianego jako wydarzenie w ciągu najbliższych trzech-pięciu lat – prawie nikt w Brukseli nie traktuje dosłownie. Jednak dalsze wielomiesięczne odwlekanie polskiego KPO byłoby dla Unii bardzo trudne nie tylko politycznie, ale i gospodarczo” - czytamy na łamach „Gazety Wyborczej”. Czyżby już nawet „niezależne media” odżegnywały się od forsowanej przez Koalicję Obywatelską narracji o rzekomym „polexicie”? Z całą pewnością Tomasz Bielecki z „GW” odnotowuje, że lepiej będzie dla Brukseli dążyć do kompromisu z Polską, a blokowanie środków z KPO nie przysłuży się także innym państwom członkowskim.
CZYTAJ TAKŻE:
„UE czeka, na co naprawdę jest gotowa Polska”
Asertywna obrona składu Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej z jednoczesnym ponownym sygnałem co do pewnych ustępstw (likwidacja Izby Dyscyplinarnej) sprawiła, że w oczach liczących się odbiorców spoza Polski (i spoza grona europoselskiego) całościowy bilans wystąpienia premiera w Strasburgu wyszedł na zero. Dlatego w Unii trwa teraz wyczekiwanie, na co naprawdę jest gotowa Polska
— czytamy w tekście na łamach dziennika.
Autor wskazuje, że kwestia prymatu prawa UE nad krajowym, pomimo zastrzeżeń co do składu polskiego TK, nie jest wygodna dla wielu unijnych przywódców w ich polityce krajowej - mowa także o przywódcach krajów Europy Zachodniej.
Naturalnym ustrojowym „odruchem” w Unii w odniesieniu do Polski jest zlecenie – czy też zepchnięcie – obowiązku rozmów i egzekwowania prawa Komisji Europejskiej. Deklaracje jej szefowej Ursuli von der Leyen z Parlamentu Europejskiego co do różnych postępowań dyscyplinujących wobec Polski nadal ułatwiają innym stolicom taktykę pod hasłem „Bruksela już działa”
— podkreśla dziennikarz „GW”, dodając, że KE - aby podjąć wobec Polski jakiekolwiek działania - potrzebuje bądź politycznego wsparcia, bądź nawet ich legitymizacji przez państwa UE - tak samo w przypadku kompromisów z szefem polskiego rządu.
„Wizji polexitu prawie nikt w Brukseli nie traktuje dosłownie”
Sięgnięcie po regułę „pieniądze za praworządność” na jej obecnym etapie (wciąż „bardzo wstępnym”) mogłoby stać się dla UE doraźną metodą „uporządkowania” sporu z Polską - wskazuje Bielecki.
Wizji polexitu – rozumianego jako wydarzenie w ciągu najbliższych trzech-pięciu lat – prawie nikt w Brukseli nie traktuje dosłownie. Jednak dalsze wielomiesięczne odwlekanie polskiego KPO byłoby dla Unii bardzo trudne nie tylko politycznie, ale i gospodarczo
— podkreśla autor. Jak zauważa dziennikarz „GW”, na blokowaniu środków dla Polski straciłyby także inne kraje członkowskie UE. Tomasz Bielecki wskazuje, że aby Bruksela zaakceptowała KPO, konieczne będą ustępstwa premiera Mateusza Morawieckiego, jednak z drugiej strony „polityczno-gospodarczy interes własny Europy będzie popychać Brukselę do kolejnych prób w miarę szybkiego kompromisu”.
Najwyraźniej nawet „Wyborcza” wie, że o żadnym „polexicie” nie ma mowy. I co teraz z narracją Donalda Tuska i całej PO?
aja/wyborcza.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/571063-zly-dzien-tuska-nawet-w-brukseli-nie-wierza-w-polexit