„Niestety nie można było w żaden sposób dojść do Trybunału Sprawiedliwości, mimo że to było wczoraj uzgadniane z komendą policji. Delegacja nie dostała się do Trybunału Sprawiedliwości – policja ich nie wpuściła. Nikt też do nich nie wyszedł. List intencyjny zostawili w płocie. Będą go zresztą raz jeszcze przesyłać wraz z decyzjami, które podjęli” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Anna Zalewska, eurodeputowana PiS, która brała udział w manifestacji Solidarności w Luksemburgu w obronie kopalni Turów.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Górnicza Solidarność broni Turowa w Luksemburgu! Zasieki z drutu kolczastego i wozy opancerzone przed siedzibą TSUE i ambasadą Czech
wPolityce.pl: Czy były jakiekolwiek echa czy to ze strony TSUE, czy to ze strony czeskiej ambasady dzisiejszej manifestacji Solidarności w Luksemburgu? Czy udało się dostarczyć list intencyjny?
Anna Zalewska: Myślę, że na razie wszyscy są wstrząśnięci i są w dużym szoku, bo od wczoraj szykowano się jakby przynajmniej miała być to manifestacja pełna burd, hałasów, przekraczania przepisów. Okazało się, że Solidarność się absolutnie spisała. Wszyscy byli pod wrażeniem nie tylko 2 tysięcy osób, ale również tego, w jaki sposób ta manifestacja przebiegała. Niestety nie można było w żaden sposób dojść do Trybunału Sprawiedliwości, mimo że to było wczoraj uzgadniane z komendą policji. Delegacja nie dostała się do Trybunału Sprawiedliwości – policja ich nie wpuściła. Nikt też do nich nie wyszedł. List intencyjny zostawili w płocie. Będą go zresztą raz jeszcze przesyłać wraz z decyzjami, które podjęli.
Natomiast jeśli chodzi o ambasadę czeską – tak, zostali przyjęci po wcześniejszym przeszukaniu, ale oczywiście przeszukaniu przez policję luksemburską.
Czy w ogóle były jakiekolwiek próby rozmowy z polskimi związkowcami ze strony ambasady Czech?
Nie. Na razie opierało się to tylko na poziomie gestu wręczenia listów. Natomiast Solidarność jest zdeterminowana. Na pewno to nie jest jej pierwsza manifestacja. Mówili, że będą to robić do skutku, a skutek wyznaczyli sobie daleko, dlatego że to nie jest kwestia tylko Turowa. On oczywiście w tej chwili jest najważniejszy. Z nadzieją też patrzą na zapowiedź skonstruowania rządu czeskiego, który też zapowiada, że zależy mu na deeskalacji w sprawie Turowa. Oni już głośno mówią o całym pakiecie „Fit for 55”, oni też liczą, oni też czytają i wiedzą, jaki będzie skutek, jeżeli będziemy nie tylko sami się angażować, ale zarazimy całą Unię Europejską – związkowców, pracowników, zwykłych obywateli.
Czy dziwi Panią, że wzniesiono te zasieki z drutu kolczastego, a w pobliżu demonstracji pojawiły się również transportery opancerzone, biorąc pod uwagę to, że z pewnością TSUE doskonale sobie zdaje sprawę z tego, co zrobił i jakie to będzie miało konsekwencje? W związku z tym, czy ten lęk przed zwykłym głosem społeczeństwa nie jest z ich perspektywy uzasadniony?
Tak. Rzeczywiście. Oni się obawiali i obawiają dalej, bo oni też słyszeli, co mówiliśmy, że będziemy tutaj częstymi gośćmi, jeżeli Trybunał Sprawiedliwości będzie wydawał takie decyzje, które łamią ludzkie życie i łamią traktaty. Uderza arogancja Trybunału – bo przecież to było zapowiadane od wielu tygodni, nie było tak prosto uzyskać termin, kiedy będzie można przejść w legalnej demonstracji – naprawdę, być może nie wysoki sąd, ale sędzia Safian jest Polakiem i mógłby pofatygować się do Polaków i odebrać petycję. Ale nawet wysoki rangą urzędnik powinien tutaj jednak być choćby na dyżurze, dlatego że połowę miasta wyłączono z normalnej pracy w obawie przed polską Solidarnością – większość była na zdalnej pracy.
Czyli krótko mówiąc lęk zamknął ich w murach…
Tak…, i nie pozwolił dojechać do Luksemburga, bo wielu przecież jest spoza tego miasta. Jutro, pojutrze, może od poniedziałku zobaczymy, jakie będą komunikaty, jakie będą efekty. Naprawdę było widać determinację, bo Solidarność zdaje sobie sprawę, że Polska jest w tej chwili nie tylko krajem, przeciwko któremu występują liberalno-lewicowi eurokraci, ale też że patrzą na nas inne, mniejsze kraje, które martwią się na przykład transformacją energetyczną. Jeżeli my pokażemy siłę, nie zgodzimy się na różnego rodzaju zapisy, które krzywdzą przeciętnego Europejczyka, które dotkną firm doprowadzając do ich bankructwa, które po prostu dotkną zwykłego obywatela, to tym większe mamy zobowiązanie, żeby ponieść taką analizę do obywateli Unii Europejskiej. Liczcie pieniądze! Zobaczcie, czy będzie was na to wszystko stać!
Polskie protesty na pewno nie będą jedynymi, biorąc pod uwagę gwałtownie rosnące ceny prądu w Hiszpanii czy Francji – dużo większe, niż u nas w kraju. Czy już widać zalążek ogólnoeuropejskiego zrywu, protestu przeciwko lewicowym rozwiązaniom Zielonego Ładu?
Na pewno we Francji już są „żółte kamizelki”. Już zdecydowały i będą wychodzić na ulicę. Zresztą to przewidział przewodniczący Komisji Środowiska, Francuz, Pascal Canfin, który po przedstawieniu pakietu „Fit for 55” powiedział, że będziemy mieć „żółte kamizelki” w całej Unii Europejskiej. Tak naprawdę pakiet jest tak skomplikowanie napisany, że trzeba docierać do obywateli, żeby im mówić, co w tym pakiecie jest. Muszą to robić politycy w każdym kraju członkowskim z odwagą, dlatego że na nich wszystkich ciąży odpowiedzialność, dlatego że za kilka lat zostaną z tego rozliczeni.
Wydaje się, że obywatelom już na tym etapie niewiele trzeba tłumaczyć, bo sami widzą rachunki, jakie płacą za gaz czy energię”.
Tak, a chcę pani powiedzieć, żeby pomnożyli to sobie razy kilka, bo taka będzie konsekwencja pakietu „Fit for 55”. Teoretycznie jest to pakiet nieobliczalny. Nie dość, że nie został policzony, to jest nieobliczalny, dlatego że wszystko zostawia się koncepcjom i wizjom. W związku z tym my nie wiemy, jakie będą postawione hamulce rosnącym cenom. Na tym etapie nie ma takich hamulców, nie ma takich zabezpieczeń. Jak popatrzymy na ETS, czyli na to, co się dzieje w europejskim systemie handlu uprawnieniami do emisji CO2, których ceny w ciągu dwóch lat wzrosły ponad trzykrotnie, i sprawia radość Komisji Europejskiej, przede wszystkim Timmermansowi, to jak doliczymy do tego jeszcze lotnictwo, bo ono już jest, żeglugę morską, samochody osobowe, budownictwo, to widzimy chociażby na jednym mechanizmie, który w żaden sposób nie jest zabezpieczony i ceny mogą dowolnie rosnąć, jaki może być skutek dla Europejczyka.
Kiedy w Pani ocenie należy się spodziewać masowych, ogólnoeuropejskich protestów przeciwko temu Zielonemu Ładowi?
Trudno mi powiedzieć, bo jedziemy teraz do Glasgow na kolejny szczyt klimatyczny. Zobaczymy, jakie tam będą emocje, bo tam oczywiście będzie przede wszystkim zielono. Ale na przykład 7 listopada mam panel poboczny, który będzie dyskutował o wychwytywaniu i pochłanianiu CO2. Z całego świata zjeżdżają firmy, które po prostu się tym zajmują – zajmują się, potrafią, wiedzą, że tylko w taki sposób można zapobiec zmianom klimatycznym, czy powiększającemu się stężeniu CO2, ale nie mają żadnych mechanizmów i żadnych przepisów, i o tym będziemy dyskutować. Wewnątrz EKR zbudowałam taką grupę, która będzie w każdym przepisie szukała tego rodzaju rozwiązań. Jest więc ileś metod.
Ale wracając do tematu. Myślę, że to wszystko okaże się po pierwsze po powrocie z Glasgow, jakie zostaną tam przyjęte postulaty, a po drugie – kiedy zacznie się zimno. Wtedy obywatele, których nie będzie stać na to, żeby zapłacić za ogrzewanie, a nie będą mieć zbudowanych wystarczających mechanizmów zabezpieczających, wspierających ich, rzeczywiście według mnie spontanicznie wyjdą na ulice.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/571060-zalewskadelegacji-s-mimo-uzgodnien-nie-wpuszczono-do-tsue