Obecna faza konfliktu pomiędzy Brukselą a Warszawą jest czymś więcej niż kolejną potyczką, czy też kolejną odsłoną nieuchronnego napięcia pomiędzy prawicowym rządem a lewicową, o ile nie lewacką większością w zachodniej Europie. To w pewnym sensie „bój o wszystko”, „bój ostatni”, bój rozstrzygający o sytuacji na wiele, wiele lat. Może nawet dekad.
Jeśli Polska dostanie należne jej fundusze, to będzie w stanie dalej doganiać zachód w tempie więcej niż imponującym. W 2030 roku, gdy w życie wejdzie kolejna perspektywa, może być płatnikiem netto. Rząd dysponujący funduszami będzie też na dobrej drodze do wywalczenia reelekcji na kolejne 4 lata. Polska stanie przed szansą „złapania mocy”, oczywiście o ile przetrzyma obecny test przeciążeniowy, który zdaje na tak wielu frontach.
W tym kontekście nie może dziwić desperacja opozycji, która już bez żadnych hamulców nagania Zachód do ataku na Polskę. To jest jej „bój ostatni”. Lata totalności wyjałowiły znaczenie słów, protestów, ataków, czerwonych alarmów. Pracy nad programem nie podjęto. Sondażowe słupki nie mówią prawdy: sytuacja Platformy i jej sojuszników na dwa lata przed wyborami jest w istocie marna. Większość osi, wokół których koncentruje się nasza debata, sprzyja PiS (solidaryzm vs liberalizm, obrona granicy vs anarchizm, szacunek dla przeszłości i tradycji vs marksizm kulturowy).
Jedyną osia, na której Platforma może liczyć, przynajmniej teoretycznie, na większość, jest spór o podmiotowość w Unii Europejskiej. Dlatego z taką siłą podgrzewa ten konflikt. Dlatego w istocie uczestniczy w nim po stronie Brukseli; Manferd Weber dziękujący Tuskowi za demonstrację, za ów „wiec podległości”, który ma być dowodem masowego oporu przeciwko suwerennościowym działaniom władz w Warszawie, jest tu najlepszym dowodem wyraźnej koordynacji działań. Inna sprawa, że szef frakcji EPL musiał naciągać rzeczywistość, mówiąc o „setkach tysięcy” demonstrantów i wzruszając się widokiem polskich flag, których było przecież jak na lekarstwo.
Obecne zderzenie jest więc nie tylko konkretnym sporem o reformy, wartości czy relację prawa krajowego do unijnego. Jest wynikiem frustracji i niepokoju, wyrastającego z przekonania, że Polska - kraj naprawdę duży w porównaniu z resztą państwo regionu - radzi sobie zbyt dobrze, i za chwilę naprawdę dobije się do stołu, przy którym zapadają decyzje. Dlatego z taką furią próbuje się nas zawrócić z tej drogi, uderzając gospodarczo, i grając na powrót do władzy „marionetek”, jak to celnie ujął Patryk Jaki.
Dlatego trzeba trzymać nerwy na wodzy, i wygrać to starcie. Polska gra przeciwko wielokrotnie silniejszemu przeciwnikowi, i wie też, że sędzia nie jest obiektywny. Ale ma zasadniczo dwa atuty. Po pierwsze rządzący obóz polityczny, który wytrzymuje presje w innych krajach niemożliwe do wytrzymania. Po drugie, tocząca się dyskusja wokół kompetencji TSUE, Brukseli i roli narodowych konstytucji trafiła na zaskakująco podatny grunt i rozwibrowuje Unię od dołu. Dlatego realnym przywódcom Unii też będzie zależało na - przynajmniej czasowym - wyciszeniu konfliktu z Polską.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/571046-nie-dziwmy-sie-donosom-opozycji-to-jest-jej-boj-ostatni