Równo rok temu, wieczorem, gdy Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok w sprawie aborcji eugenicznej, wybuchła quasirewolucja uliczna. Dziś widzimy jak krucha i jałowa była ta siła, która wówczas wydawała się kulą śnieżną, która rozwali rząd.
Dynamika protestów szła w parze z konkretnymi zapowiedziami. Gdy dziesiątki tysięcy ludzi w całej Polsce epatowały agresją i chamstwem, kierownictwo Strajku Kobiet stawiało rządowi ultimatum w sprawach politycznych. Gdy parlamentarzyści Lewicy i Koalcji Obywatelskiej włączyli się w ataki na polską policję, jednocześnie powstała Rada Konsultacyjna, która miała wypracować program dla czternastu postulatów - od aborcji, przez prawa LGBT po wegetariańskie rozwiązania w żywieniu. Świat faktycznie pokazywał spektakularne zdjęcia nabuzowanych tłumów, a na korytarzach sejmowych rozmawiało się już o upadku rządu Zjednoczonej Prawicy.
To był największy antyPiSowski zryw w Polsce. Po roku została z niego śmieszna ekstrema, kilka symboli i hasło „j.bać PiS”. Rada Konsultacyjna to grono lewackich działaczy, którzy nic nie potrafią zaproponować, Marta Lempart porywa do marszów na Nowogrodzką jedynie garstkę tęczowych aktywistów, a opozycja pogrąża się w sporach i prounijnych hołdach.
O czym nam mówi żałosny owoc wielkich strajków?
Po pierwsze: oficjalne cele Strajku Kobiet były tylko przykrywką - nie chodziło o żadne prawa kobiet, tolerancję dla LGBT, prawa pracownicze czy - tym bardziej - o szacunek do innego człowieka. Tłumy miały być grupą szturmową, która posłuży tylko i wyłącznie jako taran i mięso armatnie do uderzenia w rząd. Niby oczywiste, ale idzie jednak za tym dodatkowa nauka. Totalna opozycja posługuje się zawsze tym samym podstępem i oszustwem wobec swoich ludzi, którzy pod sztandarem takiej czy innej idei, takich czy innych szczytnych haseł czy praw, ma wepchnąć salony III RP do ministerialnych gabinetów. Ludzie myślą, że bronią Puszczy Białowieskiej, gejów, świnek przerabianych na kotlety czy „wolnych mediów”, a ich zaangażowanie znad dymu drogich cygar oglądają Sikorskie, Nitasy i Tuski.
Po drugie: lewicowo-liberalna opcja polityczna ma naprawdę beznadziejne kadry. Ich wieloletnia przewaga w III RP, a i teraz silna pozycja w przestrzeni publicznej, wywodzi się z kroplówek zagranicznego wsparcia, bonusów Okrągłego Stołu, sterydów od dysponentów medialnych wpływów. W warunkach równego startu po 1989 roku czy podobnych zasobów finansowych, te elity Salony, który wspierał Strajk Kobiet ze wszystkich sił, zostałyby obnażone jako słabe, niekompetentne i przeważnie jałowe intelektualnie. Jeśli politycy, dziennikarze i profesorowie, tak spójnie torujący drogę Lempartowcom, nie potrafiły zaproponować i zbudować na zrywie Strajku Kobiet jakiegokolwiek trwałego dzieła, to znaczy, że po prostu nie nadają się do sprawowania funkcji, które pełnią.
Po trzecie: prawica musi umieć czekać. Żadna panika, kajanie się za stanowczość instytucji państwa, żadne tchórzostwo nie powinny mieć miejsca. Fale totalnego antyPiSu wzbierają na emocjach podsycanych przez kłamstwa i manipulacje, a te są paliwem krótkotrwałym. Tak samo będzie z rzekomą troską o „marznące na granicy dzieci”, tak samo będzie z ekologicznymi, LGBTowskimi i innymi histeriami. Cnota męstwa i odwagi działa, a lewicowego „wewnętrznie skłócone królestwo nie może się ostać”.
Nowe rewolucje na pewno będą wybuchać. Co będzie pretekstem - nie wiemy. Wiemy jednak, że bez względu na podniosłość ich haseł, na końcu zostanie jakieś żałosne „wyp…dalać”.
ZOBACZ TAKŻE NAJNOWSZE ”BEZ SPINY”:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/571042-w-rok-po-strajku-kobiet-plany-lempart-okazaly-sie-fiaskiem
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.