Porównywanie nielegalnych imigrantów na granicy polsko-białoruskiej do Żydów w III Rzeszy, jest tak nieadekwatne i tak bezdennie głupie, że widząc taki tytuł na portalu Wyborcza.pl, pomyślałem o jakimś gorliwym stażyście, może jeszcze studencie, któremu kazano wysmażyć taki karkołomny paszkwil na przeciwników rozszczelnienia granicy.
Okazało się, że to nie żaden mediaworker, nie stażysta, nie zwykły dziennikarz ale profesor historii z Uniwersytetu Szczecińskiego popełnił taki tekścik. Profesor Jan Piskorski kilkukrotnie zajmował się migracjami, więc to dobrze, że zabrał głos i tym razem.
Szkoda, że upolitycznienie nauki i ideologiczne pałkarstwo lewicowo-liberalnych mediów zachodzi bielmem na oczy i wypacza logikę, fakty i recepcję rzeczywistości.
Pomijając historyczne ciekawostki o historii migracji, od Ormian przez wygnańców wyznaniowych z XVI wieku, przejdźmy od razu do wymarzonej przez Czerską tezy, że Polacy to po prostu antysemici i rasiści, ksenofobia i ciemnota.
Antysemityzm - do znudzenia
Najpierw jednak Piskorski chwali Polskę przedwojenną:
Zaraz po I wojnie granice pozostawały jeszcze na tyle dziurawe, że łatwo było gdzieś się zatrzymać i wejść w posiadanie papierów. Sama Polska przyjęła takich ludzi ponad milion, większość ze wschodu, po części Polaków, ale również tysiące „białych” Rosjan i sporo Ormian. Dopiero w latach 30. i 40. przepychanie przez granicę weszło do codziennej praktyki. Głównie za sprawą uciekinierów politycznych spod władzy Hitlera, a potem masowo uciekających z Rzeszy i krajów przez nią kolejno podbijanych.
Jako że Rzeczpospolitej za bardzo chwalić na łamach Wyborczej nie wypada, trzeba było dodać obowiązkowe zaklęcie o polskim antysemityzmie:
Polska, mimo biedy i antysemityzmu, przyjęła w 1938 r. parędziesiąt tysięcy uchodźców z Niemiec, najczęściej z polskim obywatelstwem, lecz nie tylko. Więcej wpuściły ich jedynie Francja i Wielka Brytania. Amerykanie, którzy jako jedyni byli w stanie rozwiązać problem, zawracali statki z Żydami do Europy. Bali się szpiegów, jak my dzisiaj terrorystów. Nie tylko polscy antysemici naiwnie dowodzili, że Żydzi stanowią V kolumnę Hitlera. Panowało przekonanie, że używa on ich do rozwiązywania problemów wewnętrznych – co w sporej części było prawdą – więc trzeba dać dyktatorowi „twardą” odpowiedź, aby za pomocą „wojny hybrydowej” (termin jest nowy, ale nie zjawisko) nie zdestabilizował reszty świata.
Formułka odbębniona, w całości artykułu przekaz został nadany: zdaniem Profesora na granicy mamy biednych uchodźców z Afganistanu, ale jesteśmy okrutnikami gorszymi niż antysemiccy Polacy sprzed wojny i używamy tych samych argumentów, co ludzie, którzy oddawali Żydów na pastwę Hitlera.
Po leninowsku - przeciw faktom!
Nic tu się do niczego nie klei. Dane pokazują, że Afgańczyków wśród imigrantów jest garstka, a i ci zazwyczaj są mieszkańcami Rosji, zatem nie uciekają przed wojną. Nie ma tam też uchodźców, bowiem - ileż można to powtarzać? - uchodźcą jest człowiek uciekający z terenu objętego wojną do pierwszego napotkanego bezpiecznego kraju. Uchodźca, który chce podróżować dalej, staje się migrantem.
Owszem, przeciwnicy przyjmowania Żydów w latach 30-tych, powoływali się na nietrafione argumenty, że uciekinierzy z III Rzeszy to agenci Hitlera. Były to argumenty oparte o nieprawdziwe informacje i przypuszczenia. . A jednak dzisiejsza sytuacja z przybyszami Łukaszenki jest inna - wśród nich naprawdę są ludzie Kremla i terroryści. Wykazały to nie tylko służby, publikując dowody na udział niektórych migrantów w rosyjskich kursach wojskowych, ale także znajomość powiązań rosyjskich służb z terroryzmem. Dodatkowo poświadczają to fakty dotyczące kryzysu migracyjnego sprzed 6 lat, gdy wzrosła liczba zamachów terrorystycznych w Europie.
O PRZYGOTOWYWANIU TERRORYSTÓW PRZEZ ROSJĘ CZYTAJ TUTAJ:
Imigranci jako agenci rosyjscy czy gorzej - przeszkoleni terroryści?
W innym miejscu Autor twierdzi, że może i wojna hybrydowa to termin nowy, ale zjawisko jest stare. To dramatycznie niekompetentne uproszczenie, zresztą powszechne wśród naszych elit, które mają jakieś archaiczne wyobrażenia o agenturze, prowokacjach i działaniach hybrydowych. Choć oczywiście nawet najdawniejsza historia zna przypadki prowokacji i destabilizacji przeciwnika, to wojna hybrydowa jako skoordynowana strategia uderzania w państwo z użyciem zewnętrznego zagrożenia militarnego i wewnętrznych ataków medialnych, politycznych i ekonomicznych neutralizujących konkretne ośrodki obrony to wynalazek ściśle bolszewicki, sowiecki, o czym pisał Golicyn, Volkoff, a praktykę wyznaczały kolejne aneksje ZSRS (z użyciem marionetkowych rządów, ideologii, koncesjonowanych ruchów społecznych itd.).
Wyborcza? A, to można nielogicznie
Jest ciekawe, że wykładowca akademicki - pisząc do Gazety Wyborczej - jest zwolniony z jakiejkolwiek metodologii badawczej, nie musi przytaczać dowodów, przykładów, konkretów. Badacz konkluduje, że zostawienie rodzin z dziećmi w lesie to barbarzyństwo, i że trzeba ich przyjąć:
Wojna nam za to nie grozi. Na dodatek dzieci nam brakuje, a rodziny z dziećmi szybko i sprawnie się integrują.
Profesor rzuca tezami, niczym aksjomatami. Rzeczywistość jest jednak bardziej wymagająca niż widzi to akademicka głowa - bo właśnie o tym, że istnieje ryzyko wojny piszą nawet zagraniczni autorzy, a rodziny z dziećmi wcale się szybko i sprawnie nie integrują, bo czynników jest tutaj więcej niż tylko chciejstwo i widzimisię.
O MOŻLIWYM KONFLIKCIE CZYTAJ TUTAJ:
Reżim w Mińsku może chcieć wywołać starcia na granicy
Kryzys migracyjny czy nowoczesna wojna?
Rozkład intelektualistów
Przy tej mantrze kojarzącej wszystkie polskie poczynania z faszyzmem, nazizmem, antysemityzmem i Holokaustem, można znaleźć i pozytywy. Twierdzenia progresywnych autorów przechodzą w śmieszność coraz częściej, są coraz częściej tak absurdalne, że niedługo kupno białego chleba będzie oznaczało rasizm wyssany z mlekiem matki. Z drugiej strony - upolitycznieni badacze, którzy będą coraz mniej uwagi zwracać na fakty, poważne argumenty i logikę, będą wychowywać jeszcze większych ignorantów, ich strona nauki, zwłaszcza humanistyka, będzie się degenerować, skoro jedynym jej wymogiem będzie „słuszność” konkluzji - jak w Instytutach Marksizmu-Leninizmu.
A teraz konkluzje mainstreamowych komentatorów idą w stronę porównania pilnowania granic do działań okołoholokaustowych. Granie na emocjach, podsycanie nienawiści do państwa polskiego, żonglowanie faktami i podawanie fakenewsów staje się tak powszechne, że zdumiewa chyba nawet Łukaszenkę.
Przy całych zagrożeniach politycznych przypisywania Polakom najgorszych cech, jest więc i ta nuta, że chropowatość i toporność takich intelektualistów będzie przyzwoitych ludzi coraz bardziej odrzucać.
ZOBACZ TAKŻE JAK PROFESOR HENRYK GŁĘBOCKI DEMASKUJE KŁAMSTWA „CZERWONEJ PROFESURY”:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/570905-prostujac-tezy-prof-piskorskiego-z-wyborczej-o-migrantach