Istotą organizacji międzynarodowej jaką jest Unia Europejska, powinna być wspólnotowość, wszak jej poprzedniczki Europejska Wspólnota Węgla i Stali, czy Europejska Wspólnota Gospodarcza (EWG), nawet swoimi nazwami podkreślały znaczenie tej właśnie zasady dla ich funkcjonowania.
Niestety już od rozszerzenia UE w 2004 roku o 12 krajów głownie z Europy Środkowo-Wschodniej, a później także o Bułgarię, Rumunię i Chorwację, to wspólnotowe działanie coraz częściej było kwestionowane, a kraje nowo przyjęte w wielu sytuacjach są traktowane jak członkowie II kategorii. W ostatnich latach ten proces się nasila, a Polska i Węgry w związku z tym, że mają rządy wspierane przez prawicowe koalicje (a tych w Brukseli się nie lubi), doświadczają tej kategoryzacji w sposób szczególnie dokuczliwy.
Jednym z krajów, który najczęściej zajmuje się recenzowaniem członków UE z Europy Środkowo-Wschodniej jest Holandia (Niderlandy), a jego natężenie rośnie proporcjonalnie do kłopotów jakie ma rząd tego kraju. W styczniu tego roku rząd Marka Rutte musiał się podać do dymisji (funkcjonuje teraz jako rząd tymczasowy) po wielkiej aferze zasiłkowej, którą specjalna parlamentarna komisja śledcza nazwała „bezprecedensowym naruszeniem zasad praworządności”. Otóż w latach 2012-2019 władze skarbowe mimo nadzoru rządu, bezpodstawnie wszczynały postępowania o wyłudzenia wobec ok. 10 tysięcy rodzin (najczęściej mających podwójne obywatelstwo), pobierających zasiłki dla dzieci. W wyniku tych postępowań skarbowych wiele tych rodzin, które zostały zmuszone do zwrotów tysięcy euro, popadło w poważne kłopoty finansowe, straciło domy i mieszkania, często wręcz zostało doprowadzonych do ruiny finansowej. Dopiero parlamentarna komisja śledcza udowodniła rażące łamanie prawa przez służby skarbowe i nakazała wypłatę stosownych odszkodowań dla tych rodzin ale ich wypłacanie idzie jak po grudzie i mimo upływu już 2 lat, takie odszkodowania otrzymało zaledwie 10 procent poszkodowanych.
Ale premier Rutte ma i inne poważne kłopoty, otóż już po wygranych w marcu tego roku wyborach parlamentarnych, wyszło na jaw, że chciał się pozbyć z parlamentu posła koalicyjnej partii Pietera Omtzingta, który ujawnił aferę zasiłkową. Premier zaprzeczał, że prowadził takie działania, wtedy ujawniono notatkę, która potwierdzała, że mówił w parlamencie nieprawdę i niższa jego izba podjęła uchwałę o braku do niego zaufania. Stąd poważne kłopoty Rutte w stworzeniu nowej większości, mimo tego, że jego partia wygrała wybory parlamentarne, to rozmowy koalicyjne trwają już ponad pół roku i wszystko na to wskazuje, że zapowiadane na październik powołanie rządu, który uzyska poparcie w parlamencie, jednak nie dojdzie do skutku. Co więcej obecny minister finansów, pochodzący z partii koalicyjnej, która będzie także w nowym rządzie, okazał się jednym z unikających płacenia podatków w Holandii poprzez inwestycje dokonywane za pośrednictwem Brytyjskich Wysp Dziewiczych, co ujawnili dziennikarze śledczy w ramach ostatnio głośnej afery Pandora Papers.
Holandia to także agresywny raj podatkowy, który mówiąc wprost, okrada budżety innych krajów członkowskich UE, ponieważ ma tak skonstruowane przepisy podatkowe, że sprzyjają one sztucznemu transferowaniu zysków do tego kraju. Według ostatnich dostępnych danych z 2016 roku, holenderski budżet zyskał z tego tytułu 8 mld euro dochodów z podatku CIT, co stanowiło aż ponad 80% całkowitych wpływów z tego podatku. Tyle tylko, że ten holenderski proceder powoduje, że inne kraje UE tracą przynajmniej kilkadziesiąt miliardów euro wpływów z CIT rocznie, także Polska traci z tego tytułu 2-3 mld zł wpływów z tego podatku. W tej sytuacji warto chyba zadać pytanie premierowi Rutte czy szef rządu, który został oskarżony przez własny parlament o „bezprecedensowe naruszenie praworządności”, a także pozwala na okradanie budżetów innych krajów UE z wpływów CIT na dziesiątki miliardów euro rocznie, powinien zajmować się ocenianiem czegokolwiek u swoich sąsiadów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/570880-kraj-ktory-jest-rajem-podatkowym-atakuje-polske