Nie ma takiego prawa, którego nie można byłoby złamać w imię unijnych „zasad” i „wartości” - taki wniosek można wysnuć po zakończeniu debaty na temat rzekomego łamania praworządności w Polsce, jaka miała miejsce w Parlamencie Europejskim. Po raz kolejny Niemcy okazali się grabarzami wolności i praworządności.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: NASZ WYWIAD. Ataki na Polskę? Ast: Nie chodzi o praworządność, ale o osłabienie rządu ZP, który jest niewygodny dla elit UE
Nie powinno to zresztą dziwić, jako że dla komunistów zawsze cel uświęcał środki, a stworzenie ponadnarodowego superpaństwa spod godła tęczy musi dokonać się po trupie wszystkiego, co ma jakikolwiek związek z chrześcijaństwem, patriotyzmem, prawem i suwerennością. W końcu rewolucja rządzi się swoimi prawami, nawet jeżeli zamiast wojskowych bagnetów za plecami mamy wyroki TSUE.
Zastanawia zupełnie co innego, a mianowicie, dlaczego Ursula von der Leyen zdecydowała się nie ulec wygłaszanym oficjalnie sugestiom ustępującej kanclerz Angeli Merkel, która wezwała do dialogu z polskim rządem? Powiązania obydwu pań są powszechnie znane i jest wątpliwe, aby von der Leyen uczyniła cokolwiek bez aprobaty Merkel, chociaż niewykluczone, iż uznała, że ustępująca kanclerz wraz ze stanowiskiem traci swoje wpływy, a ona sama ma swoje pięć minut na stanowisku szefowej Komisji Europejskiej i zamierza je wykorzystać.
Jakakolwiek nie byłaby rzeczywistość, to zaognianie sporu z Polską wcale nie leży w interesie Niemiec, ponieważ może rozsadzić pracowicie budowany plan federalizacji Unii Europejskiej z pomocą narzędzi fiskalnych. Wystarczyłoby bowiem, gdyby premier Mateusz Morawiecki oświadczył, że wobec bezprecedensowych ataków na Polskę i praworządność rozumianą tak, jak rozumiana być powinna, jego kraj rezygnuje z Funduszu Odbudowy a środki na sfinansowanie KPO oraz innych reform pozyska na rynkach kapitałowych. Polska ma bardzo dobre ratingi i z uzyskaniem pożyczki na dobrych warunkach nie byłoby większego problemu. Wówczas cała konstrukcja fiskalna posypałaby się niczym kostki domina. Nagle bowiem okazałoby się, że sztandarowy unijny projekt, który miał podnieść prestiż KE po wizerunkowych klęskach z okresu pandemii a jednocześnie bardziej powiązać kraje członkowskie w jedno w zasadzie jest niepotrzebny. Nie trzeba tłumaczyć, jaki miałoby efekt wizerunkowy. Poza tym okazałoby się, że znika uzasadnienie dla wprowadzenia ogólnoeuropejskich podatków, które wpływałyby bezpośrednio do unijnej kasy w ramach spłaty tzw. grantów z Funduszu Odbudowy.
Być może to właśnie zagrożenie dostrzegła Angela Merkel i dlatego spuściła z tonu. Ursula von der Leyen wydaje się jednak żyć już w innym świecie – odrealnienie unijnych biurokratów jest powszechnie znane – a przynajmniej wyłączyła myślenie, dając się ponieść ideologicznemu uniesieniu typowego aparatczyka.
Może się zatem okazać, że Niemcy staną się nie tylko grabarzami unijnych wartości czy praworządności, ale – paradoksalnie – własnego projektu unijnego superpaństwa, który z takim mozołem, przez tyle lat budowali imając się najprzeróżniejszych chwytów, aby tylko dopiąć swego. Nietrudno się bowiem domyślić, że nie tylko Polska wyciągnie wnioski z ostatniej debaty w PE – zagrożone jest bowiem prawodawstwo wszystkich krajów Unii Europejskiej. Jeżeli jeszcze do tego dodamy drastycznie rosnące ceny gazu i energii jest wielce prawdopodobne, że obywatele stosunkowo szybko wywiozą to towarzystwo na taczkach. Już socjalistyczni eurodeputowani skarżą się, że ich wyborcy przynoszą im rachunki za prąd, a przecież to dopiero początek podwyżek. Eurokraci podłożyli beczkę prochu pod swój własny projekt i nie dostrzegają, że sami zapalają lont. Aż chciałoby się zacytować Piłsudskiego…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/570825-eurokraci-dokonali-mordu-na-praworzadnosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.