Politycy i dziennikarze opozycji zwracający się z podziękowaniem do Komisji Europejskiej za jej ingerencję w powstrzymywanie polskiego rządu przed zmianami w państwie to upokarzające kuriozum. Niech by krytykowali PiS, rząd, niech by rozmawiali o tym z politykami Zachodu, ale po tym jak nieustannie proszą Berlin i Brukselę o interwencję, teraz za nią publicznie dziękują. W mediach i debacie publicznej wykuwa się wdzięczność za zagraniczną interwencję w wewnętrzne sprawy polskie.
Nawet komuniści się wstydzili
Polityka i historia dostarczają przykładów, gdy ośrodki władzy - słabej i zdegenerowanej - prosiły o pomoc Zagranicę, by spacyfikować siły wewnętrzne, ale jednak robiły to z pewną dozą wstydu. Gdy Jakub Berman tłumaczył się przed Teresą Torańską z sowieckiej protekcji, krzyczał do niej, że ona nic nie rozumie, że bez tego powojenna Polska miałaby granice Księstwa Warszawskiego, że sowieckiej pomocy nie chcieli, ale nie mieli innego wyjścia.
Sowieccy oficerowie, którzy mieli zostać nad Wisłą po 1944 roku, przybierali polskie nazwiska, bo jednak demonstracyjna ingerencja w wewnętrzne sprawy PRL była nieco wstydliwa.
Jaruzelski do końca życia zaprzeczał, że prosił Breżniewa o sowieckie czołgi, bo przecież była to kompromitacja generała.
Nawet gdy buntowano się przeciw władzy, jak najbardziej narzuconej, niedemokratycznej, jak to robiła Solidarność, to nie proszono o sankcje na cały kraj. A tutaj mamy demokratycznie wybraną władzę, na którą sprowadza się gromy z Brukseli i Berlina, a potem ogłasza się, że to rodzaj ochrony, że powinniśmy być wdzięczni. Oto kolejny etap upadlania Polski.
Nawet Sowieciarze złapali się na tym, że nad Wisłą jednak nie przejdzie propaganda o komunistycznym wyzwoleniu Polski od władzy Sanacji. Nawet Władysław Broniewski zastrzegał w słynnym wierszu, że „obca dłoń” nie załatwi porachunków między władzą a społeczeństwem.
Natura podległości
Ostatnia debata w Strasburgu była festiwalem uniżoności i podziękowań do Zagranicy za ingerencję w Polsce - dziękował Radek Sikorski, dziękował Andrzej Halicki, Tusk na konferencji prasował apelował o podtrzymywanie zagranicznej presji. I nie rzecz tu w rozważaniach wyborczych czy partyjnych. Zostawmy na chwilę kwestię poszczególnych elektoratów, bo oto miliony widzów i czytelników lewicowo-liberalnych mediów ogląda serwilistyczne hołdy opozycji i nie słyszy żadnego komentarza oburzenia, jest oswajana z naturą wasalną.
Platforma Obywatelska i jej przybudówki wypłukują z naszej wspólnoty ten kod kulturowy, w którym rozważania o samodzielności były zawsze najważniejszym kryterium. Pytania o Polskę można było zawsze zaczynać od dwóch słów: „Czy sami…” - czy sami obalilibyśmy komunę, czy sami mieliśmy bronić się przed Hitlerem i Stalinem, czy sami odzyskaliśmy niepodległość? Pytanie o suwerenność, o to ile Polski w Polsce, ile obcych wpływów z ambasad, było od wieków podstawowym składnikiem politycznego myślenia i - przypomnijmy - nawet najbardziej twardogłowi komuniści to pytanie - choćby udając dobre intencje - powtarzali.
Dziś już partia niemiecka w Polsce nie udaje. Nie musi. Przynajmniej dla kilku milionów Polaków samodzielność RP nie ma żadnego znaczenia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/570815-unia-obroni-polakow-przed-pis-co-za-upokarzajaca-retoryka