„Nie jest przecież tak, że w każdej sytuacji nie respektujemy decyzji czy wyroków instytucji unijnych. Stwierdzamy tylko, że tam, gdzie nie przekazaliśmy kompetencji UE, tam gdzie są kompetencje kraju członkowskiego, nie można ich naruszać. Gdybyśmy na to pozwolili, to za chwilę mielibyśmy Unię, która pozatraktatowo chce zwać się superpaństwem” - mówi portalowi wPolityce.pl była minister rodziny, pracy i polityki społecznej, od 2019 r. europoseł PiS, Elżbieta Rafalska.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: Trzeba przyznać, że premier Mateusz Morawiecki, uczestnicząc we wczorajszej debacie PE, nie znalazł się w przychylnym środowisku, niemal z każdej strony napływała ostra krytyka, a wręcz ataki. Skąd taka postawa KE i PE wobec Polski?
Elżbieta Rafalska: Nie był to żaden nowy atak, to dalszy ciąg niekończącego się ataku na Polskę, próba zapędzenia naszego państwa do narożnika i dokonania nokautu. Oczywiście Polska się nie poddaje, ta sytuacja trwa długo i myślę, że również taka strategia przeczekania i pewna konsekwencja z naszej strony może okazać się bardzo skuteczna. Nie tracę ducha.
Czyli - mimo iż dyskusja była tak trudna - jest możliwe, że nasz polski głos, jakoś przebił się w tej debacie?
Myślę, że nawet nie „jakoś” - on się bardzo mocno przebił. Premier miał bezcenną szansę - w Parlamencie Europejskim rzadko zdarzają się trzydziestominutowe wystąpienia. Szef polskiego rządu świetnie wykorzystał ten czas do przedstawienia trafnej diagnozy, przedstawienia analizy prawnej, pokazania naszego jasnego stanowiska. A równocześnie - zachowanie pełnej otwartości i gotowości. Myślę, że lewicowo-liberalna większość Parlamentu Europejskiego przygotowana była na stanowisko pełne uległości, stanowisko, w którym rezygnujemy ze swojego prawa do równego traktowania nas jako kraju członkowskiego. Nie spodziewano się, że odrzucimy tę próbę szantażu.
Jestem gorącym zwolennikiem takiej konsekwencji, bo to skuteczna postawa. Obserwując w Parlamencie Europejskim postępowanie KE, można zauważyć, że jeżeli zaczynamy się cofać, to jeszcze bardziej rosną oczekiwania. Wiem, że tak czy owak będzie próba wyjścia z tej patowej sytuacji -a mamy bardzo dobre stanowisko negocjacyjne. Absolutnie nie zgadzam się z tym, że cokolwiek tu wczoraj przegrano. Niezależnie od tego, co mówi część posłów, którzy „klepią” swoje wystąpienia zgodnie z sugestiami polskich europosłów, opierając się na kłamstwach lub półprawdach. Nie mają trafnej diagnozy. Nie odczytują dobrze nastrojów w Polsce. Nie widzą rzeczywistej sytuacji gospodarczej w naszym kraju, mają wykrzywiony wizerunek Polski.
Trzeba jednak przyznać, że w tej kwestii widać pewną zmianę - przestają obrażać wszystkich Polaków, są tylko jednostronne ataki na rząd Zjednoczonej Prawicy. To obecny rząd jest dla nich tym głównym „winnym”, już nie wszyscy Polacy.
Ci, którzy powielają narrację o „polexicie”, jednocześnie często twierdzą, że Polska, zwłaszcza jej obecny rząd, traktuje UE jak bankomat, że tylko bierzemy ze Wspólnoty pieniądze, nic od siebie nie dając i nie respektując jej zasad. Czy w wystąpieniu premiera i polskich europosłów z EKR wyraźnie wybrzmiało wczoraj, że nie tylko UE jest Polsce potrzebna, ale i nasz kraj jest potrzebny wspólnocie?
Takie argumenty opozycji są już całkowicie zużyte. Straszak polexitu przestaje działać, bo jest nadużywany przez opozycję, która sięga po ten instrument za każdym razem, gdy nie ma już pomysłu na to, jak zaatakować Zjednoczoną Prawicę. Nie można korzyści z obecności w UE liczyć tylko wieloletnimi ramami finansowymi, budżetami, korzyściami finansowymi. Pamiętajmy o swobodnym przepływie usług i towarów. Z drugiej strony na przystąpieniu Polski do UE skorzystały w dużej mierze takie kraje jak chociażby Niemcy czy Luksemburg. Jesteśmy też gigantycznym rynkiem zbytu, dlatego nie możemy pozwolić na tak płaską, uproszczoną, w gruncie rzeczy nieprawdziwą dyskusję.
Jesteśmy krajem rozwijającym się, który umiejętnie skorzystał ze swojego członkostwa w UE od 2004 r. Nie wiem czy jakikolwiek inny kraj zrobił tak gigantyczne postępy. To również efekt związany z dobrym wykorzystywaniem unijnych środków, nie było u nas nadużyć w tej kwestii, zarzutów korupcyjnych wobec Polski. Były plany, koncepcje rozwoju, również samorządy dobrze to wykorzystały. Polska wykorzystała swoją szansę, ale nie można mówić, że sięgamy do bankomatu, że tylko bierzemy pieniądze, nic od siebie nie dając. Zresztą nawet gdy przeanalizujemy to porównanie do bankomatu, to przecież pobieramy z niego własne ciężko zarobione pieniądze, a kredytowanie z karty jest możliwe tylko na swój własny limit, a potem musimy spłacić to z odsetkami. Nie jest to więc trafione porównanie.
Czy to, co widzieliśmy wczoraj w Parlamencie Europejskim, może być pewną przestrogą także dla innych krajów - również tych, których przedstawiciele czuli się na sali plenarnej niezwykle pewnie, wysuwając oskarżenia pod adresem rządu Zjednoczonej Prawicy - że za jakiś czas również i one mogą znaleźć się na miejscu Polski?
Stare powiedzenie: „każdy kij ma dwa końce” jest tu jak najbardziej słuszne. To, co dziś dotyczy Polski, może za chwilę dotyczyć innego kraju członkowskiego. W wyroku, którego dotyczyła wczorajsza debata, linia orzecznicza polskiego Trybunału Konstytucyjnego została zachowana, ale pamiętajmy również, że wcześniejsze wyroki odpowiedników naszego TK we Francji, Danii czy Niemczech - nieważne nawet, jakich dotyczyły spraw - pokazują, że te problemy stają się w Europie coraz częstsze. Unia Europejska nie może liczyć, że jakiekolwiek pieniądze - obecnie te, które są przeznaczone do zwalczenia pandemicznego kryzysu gospodarczego i społecznego - pozwolą im kupić sobie nowe, pozatraktatowe kompetencje. Na to nie będzie zgody nie tylko Polski i Węgier, ale i wielu krajów, które borykają się z własnymi, poważnymi problemami. Demokratycznie wybrane władze, czy to w Polsce, czy Hiszpanii, Portugalii czy którymkolwiek kraju członkowskim, ponoszą odpowiedzialność przed swoimi obywatelami. Instytucje unijne chcą natomiast przypisać sobie władzę i kompetencje, których im nie powierzono. To, co powierzyliśmy instytucjom, wyraźnie zapisane jest w regulacjach i traktatach. Nie jest przecież tak, że w każdej sytuacji nie respektujemy decyzji czy wyroków instytucji unijnych. Stwierdzamy tylko, że tam, gdzie nie przekazaliśmy kompetencji UE, tam gdzie są kompetencje kraju członkowskiego, nie można ich naruszać.
Gdybyśmy na to pozwolili, to za chwilę mielibyśmy Unię, która pozatraktatowo chce zwać się superpaństwem, a nie unią wolnych krajów, które podpisały wzajemną umowę dotyczącą konkretnych zakresów działań.
Bardzo ważne, poza polskimi korzyściami wynikającymi z tej debaty - choć opozycja grzmi, że to była porażka - jest to, że nadajemy pewien ton debacie o przyszłości Unii Europejskiej. Tak długotrwałe nękanie Polski w jakimś stopniu buduje też pewne uznanie dla naszej wytrwałości. Wierzę, że przyjdzie otrzeźwienie, bo musi przyjść refleksja. Musimy tylko trochę to przeczekać, nie poddawać się.
Fundusze z KPO nie są zatem zagrożone?
Nie wierzę, że środki z KPO zostaną nam wstrzymane, co najwyżej może zostać zastosowany mechanizm stawiania dodatkowych warunków. Wówczas będziemy negocjować na nowo, już z innej pozycji. Tu ze słabymi nikt się nie liczy, nie może być żadnych ustępstw, musimy pokazać swoją siłę.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozm. JJ
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/570791-nasz-wywiad-rafalska-w-ue-nikt-nie-liczy-sie-ze-slabymi