Dzisiejsze wystąpienia posłów, którzy atakowali Polskę w europarlamencie przypominały rozmowę głuchego ze ślepym. Żadnego porozumienia być nie mogło, bo nie po to tę „debatę” zorganizowano.
Powstaje więc pytanie, czy to dobrze, że premier Morawiecki do Brukseli w ogóle pojechał, że chciał przedstawić polską rację, choć liczył się z tym, że zrozumienia nie spotka? Odpowiedź jest prosta: tak. To obowiązek szefa rządu, by konsekwentnie mówić polskim głosem. By ani na chwilę nie dać się zbić z tropu i podkreślać, że to, co dziś robią Polsce, jest bezprawne. Wiem, to nieco utopijne myślenie, szczególnie w obecnej sytuacji, ale wierzę, że kogoś kiedyś może to obudzi.
CZYTAJ TAKŻE: Premier w PE: Odrzucam język gróźb, pogróżek i wymuszeń; nie zgadzam się na to, by politycy szantażowali i straszyli Polskę
Czasy są takie, że merytoryczną dyskusję można zastąpić pyskówką, a argumenty, choć oczywiste wcale nie są skutecznym orężem. Wydawało nam się, że to polska specjalność? Nic podobnego, fala idzie z samego jądra Europy. Ileż kłamstw padło dzisiaj w Strasburgu?! Ręce opadają, gdy po raz kolejny słyszy się o polskich „strefach wolnych od LGBT”. Jak się przed takim kłamstwem bronić, skoro ono pączkuje i staje się podstawą do strofowania Polski i żądań zablokowania nam funduszy?
Znów mówiono o „polexicie” nie bacząc na kategoryczne stwierdzenia, że nigdzie się nie wybieramy. To trochę tak, jakby pytać, kiedy Tusk przestanie bić żonę? Co? Nie bije? Ale ja nie o to pytam, proszę nie uchylać się od odpowiedzi! U nas w Europie żon się nie bije!
Morawiecki musiał dzisiaj udowadniać, że nie jest wielbłądem. Odpierał skrajnie nieuczciwe ataki, czemu przyklaskiwali także europosłowie wybrani w Polsce. I to jest w zasadzie odpowiedź na pytanie dlaczego Unii z taką łatwością przychodzi atakowanie jakichkolwiek przejawów polskiej suwerenności.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/570579-porozmawiajmy-o-polexicie-kiedy-tusk-przestanie-bic-zone