Dlaczego Europejczycy a nie tylko instytucje unijne? Bo to ich wola - i ich brak zgody na budowę beznarodowego superpaństwa, kradnącego po cichu kompetencje poszczególnych państw - są w tym niebezpiecznym procesie lekceważone. I tylko oni mogą to zatrzymać. Dlatego trzeba uparcie odwoływać się do zasad prawa i demokracji
Po drugiej stronie nie ma bowiem Traktatów i sądów, ale jest zachwycony sobą unijny system władzy, niezmieniany od dekad, coraz brutalniej wdrażający podwójne standardy, inne dla wielkich, różne dla słabszych.
Doświadcza tego właśnie Polska. Gdy Mateusz Morawiecki przytoczył w nieco robertomazurkowym stylu cytaty z tych orzeczeń sądów państw europejskich, które podkreślały nadrzędność krajowych Konstytucji we Francji, Niemiec, Danii, Hiszpanii, Włoszech - nie padła żadna merytoryczna odpowiedź. Podobnie, kiedy wyraźnie, precyzyjnie zdementował fake newsa o rzekomym uznaniu za nieważne Traktatów unijnych przez Polski TK. Nie zareagowała również szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, która wcześniej powieliła tę nieprawdę.
Za zupełnie żenujące trzeba uznać wystąpienie w debacie Manfreda Webera, szefa frakcji Europejskiej Partii Ludowej, który cynicznie powołując się na Jana Pawła II, błyskawicznie przeszedł do pokrzykiwania w niemieckim stylu, nie używając żadnego merytorycznego argumentu. Nie odnosząc się w żaden sposób do słów premiera.
Skrajnie różne wyroku TSUE w podobnych sprawach, w podobnych okolicznościach - czy to jest rzeczywiście równość? Czy nie wiecie, że wszystkie narody, także Polacy, przeżywają rozterki związane z kierunkiem w jakim podąża wspólnota? Reguły muszą być równe dla wszystkich, muszą być przestrzegane przez wszystkie strony, niedopuszczalne jest nadużywanie praw, mówienie o karach. Ja odrzucam język gróźb, szantaży i wymuszeń
— mówił Morawiecki.
Ale czy ta przestrzeń do dialogu w ogóle jest? Czy unijny establishment jeszcze w ogóle umie słuchać?
Po stronie konserwatywnej - tak. Ale ona jest w mniejszości. Lewicowa większość w ogóle, ani słowem, nie była w stanie odnieść się do podanych argumentów. To oni interpretują, który argument ma moc, który cytat ma znaczenie.
To ideologiczne zaślepienie, to partyjne rozgrzanie pokazuje jak bardzo projekt europejski rozstał ukradziony przez dążących do zbudowania superpaństwa. Wola narodów, demokracja, Traktaty i prawo nie mają tu żadnego znaczenia.
Praworządność to spoiwo naszej Unii
— mówi der Leyen. Ale przestrzeni na debatę o prawie, faktach, a nie o wrażeniach, niewiele.
To swego rodzaju „tyrania większości”, jak to nazwał celnie w debacie prof. Ryszard Legutko, która rządzi Unią od początku, która kontroluje w niej absolutnie wszystko, zachowuje się arogancko, tworzy w praktyce zasady, których nie ma w Traktatach.
Tu stosuje się zasadę, że większość może przegłosować absolutnie wszystko. Gdyby doszli do wniosku, że jeśli uznamy iż dwa rady dwa równa się pięć to zaszkodzi to rządowi w Polsce, przegłosowaliby to
— mówił prof. Legutko.
To prawdziwie „mroczna gra”, którą zarzucił w debacie polskiemu premierowi Guy Verhofstadt.
Szef polskiego rządu wyszedł z tej dobrze opisanej pułapki głuchości sali w jedyny możliwy sposób. Jasno zarysował wybór stojący przed Europejczykami.
Zacytuję kluczowe fragmenty:
Jeżeli instytucje powołane w traktatach przekraczają swoje kompetencje, państwa członkowskie muszą mieć narzędzia, żeby zareagować. Unia Europejska to najsilniejsza organizacja w historii współpracy międzynarodowej, ale UE nie jest państwem. Państwami pozostaje 28 państw członkowskich!
W Traktatach powierzyliśmy wiele kompetencji UE, ale nie wszystkie. A Trybunał [poza prawnie] wyprowadza z Traktatów coraz to nowe kompetencje
Jeśli Unia miałaby rzekomo wszystkie kompetencje, to nie byłoby sensu wpisywać w Traktaty art 5., który określa, że może ona może działać tylko w granicach kompetencji powierzonych, przyznanych. […] Dlatego krajowe TK uznają swoje prawo do kontroli.
Polski premier stwierdził też:
Nie być zgody na wydawanie państwu instrukcji i rozkazów, nie na tym polega UE. Są między nami różnice, musimy się godzić z nimi, akceptować je.
UE nie rozpadnie się, bo nasze systemy prawne będą się różnić. Funkcjonujemy w ten sposób od 7 dekad. Być może kiedyś taki krok - ale to musi być decyzja UE
Mateusz Morawiecki podkreślił, że wybór stojący przed Europejczykami jest prosty: albo zgoda na cichą rewolucję, pełzające rozszerzanie kompetencji albo powiedzenie - nie.
Jeśli chcecie tworzyć z UE beznarodowe superpaństwo, najpierw uzyskajcie zgodę państw członkowskich i Europejczyków.
Niestety, ta debata potwierdza, że w Parlamencie Europejskim w coraz większym decyduje przemoc, w coraz bardziej niemieckim stylu.
Po wysłuchaniu debaty w Parlamencie Europejskim trzeba powiedzieć jasno: to styl, to język, to pogarda dla prawa międzynarodowego i dla polskiej tożsamości, które znamy z okresu przygotowań przez zaborców do rozbiorów. Nie przypadkiem przywołał ten okres Timmermans, choć w całkowicie zakłamany sposób.
Ale Polska ma też swoje atuty. W Europie, wśród Europejczyków, polskie argumenty, polska obrona fundamentów wspólnoty, są słyszalne, mają coraz więcej zwolenników. Musimy wytrzymać to szaleństwo, uparcie dążyć do rozmowy na gruncie prawa, a przede wszystkim pilnować Polski. Musimy pilnować, by kierował sprawami polskimi rząd propolski. Plany przeciwników naszej - i innych narodów - suwerenności są bowiem totalne. Jeśli raz ją nam zabiorą, odzyskanie jej zajmie pokolenia.
Trzeba alarmować, trzeba się bronić.
Dobrze, że premier Morawiecki zdecydował się to zrobić i przeprowadził to najlepiej, jak było można.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/570556-tak-to-jasny-wybor-stojacy-przed-europejczykami