Donald Tusk wrócił do polskiej polityki po to, by najpierw utemperować ambicje Szymona Hołowni i odebrać mu sporą część wyborców – i to mu się udało – a później wprowadzić Platformę Obywatelską na ścieżkę powrotu do władzy. To zadanie już go przerosło, a ostatnie godziny pokazują jak bardzo. Torpedując wzmocnienie ochrony granicy z Białorusią, Tusk działa wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew bezpieczeństwu państwa i wbrew nastrojom społecznym. Nikt już nie oczekuje od niego postaw propaństwowych, od lat interes RP nie jest tożsamy z jego osobistym i jego formacji. Ale musi zaskakiwać, że działa tak ostentacyjnie.
Sytuacja w Europie Środkowo-Wschodniej jest jasna. Łukaszenka z Putinem próbują szantażować Unię falą imigrantów, by z jednej strony ją destabilizować, a z drugiej – osiągnąć cele krótkoterminowe, np. złagodzenie sankcji na reżim w Mińsku. Nie tylko państwa sąsiadujące z Białorusią mówią o wojnie hybrydowej. Nie mają co do tego wątpliwości również liderzy unijni, szefostwo Frontexu i wszyscy eksperci zajmujący się Wschodem. Obaj prezydenci-terroryści sięgnęli po żywą amunicję i eskalują napięcie, próbując wcisnąć do Polski dziesiątki tysięcy imigrantów ekonomicznych z Bliskiego Wschodu, Azji i północnej Afryki.
Trzeba się przed tym bronić. Rząd kieruje więc dodatkowe siły na granicę, stawia fizyczne bariery. Robi to, co jest pierwszą powinnością każdej władzy – chroni terytorium i swoich obywateli. Gdy dochodzi do decyzji parlamentu o budowie solidnej zapory naszpikowanej elektroniką, która powstrzyma zakusy wschodnich satrapów, wtedy wychodzi lider największej partii opozycyjnej i mówi Polakom, że on każe swoim posłom głosować przeciw. Bo to projekt pisowski, a w dodatku PiS „znęca się nad kobietami i dziećmi”.
Gdy rządził, Tusk opisywany był przez rosyjskie media „naszym człowiekiem w Warszawie”. Było w tym dużo prawdy. I jest do dziś. Tyle że obecne słowa Tuska już zupełnie nie różnią się od narracji Kremla i służb Łukaszenki. Polacy już wiedzą, że te „kobiety i dzieci” nie chcą azylu w Polsce, odmawiają ubiegania się o status cudzoziemca w naszym kraju, wolą wrócić na Białoruś i raz jeszcze forsować granicę lub wracać do Iraku, czy Somalii.
Nie ma wielkich różnic w komentowaniu działań polskiego rządu przez białoruskie media i Tuska z kompanami. Jedni i drudzy wobec twardej postawy polskich władz sięgają po piramidalne kłamstwa i szantaż emocjonalny.
Kłamstwem jest na przykład twierdzenie, że mimo stanu wyjątkowego granica „przecieka”, bo PiS sobie nie radzi z jej zabezpieczeniem. A wystarczyłoby sprawdzić, jakie są codzienne statystyki obłożenia ośrodków dla cudzoziemców na Litwie, by odpowiedzieć sobie na pytanie, skąd biorą się imigranci wyłapywani przez służby niemieckie…
Nie oczekuję od Donalda Tuska, że będzie mówił prawdę. Nie oczekuję, że będzie wspierał rząd. Ale od każdego polskiego polityka należy oczekiwać dbałości o bezpieczeństwo państwa. To higieniczne minimum, jakie musi spełnić człowiek, który marzy o władzy.
Tusk o tym nie chce pamiętać. Woli bawić się w kabareciarza:
Oni nie chcą zbudować żadnego muru. Jakby chcieli, to by to zaczęli robić. Ja bym wiedział jak to zrobić, mam trochę doświadczenia w budowaniu w Polsce różnych bardzo czasami skomplikowanych infrastruktur.
I jeszcze jeden cytat, który szybko zostanie zweryfikowany:
Ten mur nie powstanie ani w ciągu roku, ani w ciągu trzech lat, bo nie jest wcale intencją zbudowanie dobrych, skutecznych zapór. Ich intencją jest robienie emocjonalnych spektakli i wydanie blisko 2 mld zł bez żadnej kontroli (…) mają rację ci, którzy piszą w mediach społecznościowych, że oni udają, iż zbudują wielki mur, a tak naprawdę chcą zrobić wielki wał.
Te słowa odbiją się Tuskowi czkawką. I to błyskawicznie, w perspektywie kilku miesięcy. Gdy mur stanie na granicy, nikt nie będzie z rozrzewnieniem wspominał żarcików Tuska o doświadczeniu w budowaniu „skomplikowanych infrastruktur”, lecz przypomnimy sobie, że nakazał swojej partii zagrać przeciw polskiemu bezpieczeństwu.
Po jego antypolskiej kampanii na wojnie z Łukaszenką i Putinem pozostanie rozedrganie części zwolenników PO (którzy są najbardziej podatni na szantaże emocjonalne widokami dziecięcych buź), zamieszanie w naszej debacie publicznej (będące tak bardzo w interesie samozwańczych prezydentów Białorusi i Rosji) i wielki kac w Platformie. Tak jawne występowanie przeciw interesom własnego państwa, tak czytelne dla opinii publicznej (która ma radykalnie inne stanowisko niż liderzy opozycji), nie zakończy się żadnym wyborczym sukcesem. Wręcz przeciwnie – będzie fundamentem wyborczej klęski.
Historycznie to dla Polski dobry scenariusz. Bo dziś widać, że Platforma u władzy oznacza realne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/569972-platforma-przejedzie-sie-na-sabotowaniu-obrony-granic