Szturm na polsko-białoruską granicę narasta, a sytuacja jest na tyle groźna, że wymaga nie tylko zrozumienia, ale zgodnego działania wszystkich opcji politycznych. Rozpowszechnianie kłamliwych białoruskich publikacji jest dziś sabotażem. A szkalowanie funkcjonariuszy i żołnierzy broniących polskiej granicy to wręcz jawne stawanie po stronie wroga. Ci, którzy strzegą dziś bezpieczeństwa nie tylko Polski, ale i szczelności granic Unii Europejskiej, narażeni są jednocześnie na coraz bardziej śmiałe prowokacje białoruskich pograniczników. Ta służba od dziesięcioleci nie była tak trudna jak dziś i należy się za nią okazanie funkcjonariuszom najwyższego szacunku.
Atak na funkcjonariuszy Straży Granicznej i żołnierzy wykonujących podstawowy obowiązek obrony granic narasta od miesięcy. Posłowie opozycji, lewicowi działacze i rozmaite środowiska wywrotowe robią wszystko, by ich skompromitować. Były prób publikacji wizerunku, było napiętnowanie ich rodzin, Internet zalała fala oskarżeń o „mordowanie uchodźców”, porównywano ich do zbrodniczych formacji wojennych i mówiono, że mają krew na rękach. To rzeczy skrajnie niedopuszczalne i wpisujące się w białorusko-rosyjską strategię walki z Polską i z Unią Europejską poprzez wywołanie kryzysu imigracyjnego Dzięki szybkiej reakcji rządu i sprawnym działaniom służb nie powiódł się póki co plan otwarcia korytarza, którym przedarłaby się fala migracyjna uruchomiona przez Łukaszenkę. Dziesiątki tysięcy ludzi z Bliskiego Wschodu wprawdzie zdołało dotrzeć na Białoruś, ale ich marsz na Niemcy został powstrzymany przy polskiej granicy. Oczywiście nie całkowicie, przecieki wciąż są, ale „operacja Śluza” jednak nie została zrealizowana według planów. Wszystko to dzięki wyczerpującej i oddanej służbie polskiej Straży Granicznej. Wojciech Biedroń opisał ją doskonale w najnowszym numerze tygodnika „Sieci”. Rozmawiał z ludźmi w terenie, pokazał jak naprawdę wygląda ich praca i kontakty z migrantami.
Co mówią funkcjonariusze SG z pierwszej linii frontu?
Zimno, wiatr, trudny teren. Od kilku tygodni nie mogę doleczyć gardła. Pracujemy cały czas. Nie dzielimy już zadań. Tu codziennie robi się coś innego. Tak ciężko nigdy nie było. W Michałowie odpowiadałem ostatnio za zaprowiantowanie osób, które do nas trafiły. Zakupy, wizyty w aptece, wydawanie posiłków. Ciągle na służbie. Czasem przez wiele godzin pracujemy w terenie i prowadzimy patrole. Przejmujemy osoby nielegalnie przekraczające granice. Jesteśmy bardzo zmęczeni. Nasz nowoczesny sprzęt zaczyna odmawiać posłuszeństwa. Jest bardzo mocno eksploatowany
– mówi Starszy chorąży Marcin Suprun z Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej w Michałowie. Przyznaje, że wielu imigrantów to przestraszani ludzie, którzy często nie zdają sobie sprawy, gdzie się rzeczywiście znajdują, że zapłacili za dostanie się do Niemiec, że zostali oszukani przez białoruski reżim. Chorąży Suprun miał pod swoją opieką także dzieci Michałowa i ich rodziców.
Udzieliliśmy im pomocy. Zapewniliśmy ciepły posiłek, koce, suchą odzież. Wszystko było dla nich gotowe, ale oni nie chcieli od nas pomocy. Nie chcieli wejść do budynku, odmówili ochrony w Polsce
– relacjonuje.
Do większości odbiorców lewicowo-liberalnych mediów z pewnością do dziś nie dotarła informacja, że dzieci były w ośrodku w Michałowie wraz ze swoimi rodzicami. I choć to rzecz dość logiczna, wiąż nie może przebić się do opinii publicznej. Rodzice mieli możliwość pozostania w Polsce ale odmówili podpisania zgody na objęcie ich pomocą międzynarodową. Chcieli jechać do Niemiec. Wiedzieli, że wiąże się to z cofnięciem na granicę. Przyjęli takie rozwiązanie.
Kim są migranci szturmujący granicę?
Skrajnie niesprawiedliwe jest też powielanie kłamliwych informacji, że służba graniczna jest niekompetentna i niezdolna do tego, by porozumieć się z migrantami. Wojciech Biedroń przedstawia w swoim tekście porucznik Izabelę Greczan, która służy w SG od wielu lat i uczestniczyła w kilku misjach Frontexu. Obecnie pracuje w Centrum Rejestracji Cudzoziemców w Czeremsze. Trafiają do niej imigranci zatrzymani w trudno dostępnym terenie podlaskich bagien i lasów, skąd przenoszeni są do zamkniętych ośrodków.
W straży granicznej pracuję 17 lat, ale nigdy nie było tak ciężko jak teraz. Nigdy nie widzieliśmy takiej presji migracyjnej. Ustalamy tożsamość imigrantów i prowadzimy postępowania administracyjne. Zajmuję się ich opieką. Rozmawiamy z nimi w różnych językach, ale wielu z nich doskonale zna język rosyjski, a niedawno spotkałam Pakistańczyka, który dobrze znał język polski
– opowiada Izabela Greczan tygodnikowi „Sieci”. Dementuje też rozpowszechnioną opowieść o bezradności przerażonych „uchodźców”.
To są bardzo różni ludzie. Pamiętam grupę młodych Irakijczyków, którzy Zachowywali się bardzo swobodnie. Uśmiechali się, zaczepiali i przekonywali mnie, że „szukają tutaj żony”. Widać było po nich, że nie są to zmęczeni długim marszem uchodźcy, ale raczej imigranci, którzy nigdzie nie musieli się ukrywać. Ktoś ich podwiózł pod granicę. Dobrze się u nas bawili. Muzyka, papierosy, markowe ubrania. Panie sprzątające żartowały, że ci „uchodźcy” są lepiej ubrani niż Polacy
– mówi Wojciechowi Biedroniowi por. Greczan.
Nigdy nie wiadomo, co się stanie, jaka będzie reakcja imigrantów. Kiedy strażniczka znajduje się w tłumie młodych mężczyzn, to czuje na sobie ich wzrok. Jeden z Somalijczyków powiedział, że on w swojej wiosce udusił sześć kobiet. Mężczyźni z Afryki wciąż nagabują funkcjonariuszki. Z kolei mieszkańcy Somalii czy Afryki Środkowej są dużo bardziej roszczeniowi. Niektórzy udają, że coś ich boli, nie podoba im się, że śpią na materacach i nie mają hotelowych łazienek. Wiele z tych osób ma wyższe wykształcenie, znają rosyjski. Jedna z grup, która do nas trafiła, studiowała w Rosji. Wszyscy chcą jechać do Niemiec
– opowiada. Relacjonuje też jak wyglądają rodzinne relacje imigrantów i jak realnie przedstawia się ich opieka nad własnymi dziećmi. Straż Graniczna sama organizuje dla nich pomoc, bo rodzice często nawet nie dostrzegają podstawowych potrzeb swoich podopiecznych.
CAŁY TEKST WOJCIECHA BIEDRONIA W „SIECI”: Jest ciężko, a jesteśmy opluwani. Relacje strażników granicznych. „Widzimy, kto dziś naprawdę stoi po stronie bezpieczeństwa Polaków”
Ciskanie oskarżeń wobec ludzi sprawujących wyczerpującą służbę na granicy w tych warunkach jest wielką podłością. Dotyka ona nie tylko ich samych, ale także ich bliskich. Ma to także daleko zakrojone konsekwencje polityczne. Skoro mamy do czynienia z kolejną fazą wojny hybrydowej, konieczna jest wewnętrzna jedność i spójny opór wobec działań wroga. Ktokolwiek występuje przeciwko wzmacnianiu bezpieczeństwa kraju, przyczynia się do wzmocnienia pola rażenia wroga.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/569909-jesli-to-wojnato-atak-na-sg-jest-stawaniem-po-stronie-wroga