Nie jest prawdą, że w czasach komunistycznych nie można było w ogóle krytykować rzeczywistości. Bałagan, pijaństwo, niedoróbki, ciągły brak towarów i usług, niska ich jakość - o tym wszystkim mówiono, często z pazurem, nawet w Dzienniku Telewizyjnym z lat 80. Istota kłamstwa polegała na czym innym: nie można było wspomnieć o przyczynach tego koszmaru codzienności czyli o niewydolnym, nieefektywnym, skostniałym w ideologicznych absurdach systemie komunistycznym. Winny mógł być, co najwyżej, kierownik lokalnej placówki.
Dużo pisał o tym w swoich felietonach i „Dziennikach” (ale je poznaliśmy później) śp. Stefan Kisielewski.
Dziś podobnie jest z cenami prądu, gazu, ogólnie energii. Martwi się ich szalonym wzrostem cała prasa, a im bardziej proeuropejska, tym martwi się bardziej. Przeliczają proniemieckie tabloidy w tabelach rosnące rachunki pań i panów emerytów, pokazują, że za wzrostem kosztów energii zdrożeje wszystko.
Tylko jednego w tych tekstach nie ma: powiedzenia, że to nie wynik skoków cen surowców, z którymi i świat i Polska umieją sobie poradzić, nie skutek spekulacji, bo ona zwykle przemija, ani nawet nie jest tego źródłem jakiś nagły brak surowców energetycznych.
Najważniejszą, pomijaną w większości tych tekstów przyczyną jest ideologiczne szaleństwo grup trzymających władzę w Unii Europejskiej. One to motywowane ideologicznie (choć tak się składa, że ideologia została tak zaprojektowana by służyć niemieckiemu przemysłowi) zarzynają europejski sektor energetyczny.
I też tak się zaskakująco składa, że polski szczególnie.
Trwa od lat, przybierająca na sile, walka o klimat. Dzielni lewicowi Europejczycy postanowili, opierając się na naukach nieletniej Grety Thunberg, uratować planetę przed podobno nieuniknionym końcem. Już nie węgiel, nie atom, ale wiatr ma nas ogrzewać. Argumenty racjonalne nie działają. Zamyka się elektrownie węglowe, które dzisiaj - dzięki systemom filtrów - nie są tymi trucicielami z lat 70. i 80., ale mogą zapewnić dobry standard wpływu na środowisko.
Zamiast skupić się na technologiach zmniejszających zanieczyszczenie środowiska zaczęto dusić przemysł.
Wprowadzono pozwolenia na emisję CO2, rodzaj drakońskiego podatku, które windują ceny energii i koszty przemysłu. Biorąc pod uwagę, że cała UE wraz z Wielką Brytanią odpowiada za niecałe 9 procent światowej emisji CO2, zadanie jest oczywiście niewykonalne. Jedynym skutkiem będzie, jak zawsze przy tego rodzaju szaleństwach, bieda i nędza, upadek konkurencyjności gospodarki europejskiej.
Wspomniane wyżej tytuły gazet są potwierdzeniem, że to już za rogiem.
A na horyzoncie „fit for 55” - jeszcze bardziej drakońskie przykręcenie śruby. A także, jak czytam, wyjątkowo sroga zima.
Ilu ludzi będzie musiało dużo wycierpieć, by i to szaleństwo się skończyło?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/569829-drozyzna-pradowa-jak-komunistyczne-niedobory