Trzeba ograniczać to świństwo, które z takim zapałem piętnuje u Polaków Smarzowski, zwyczajnie trzymając ich za mordę.
„Wzywam wszystkich, którzy chcą bronić Polski europejskiej” – to Donald Tusk. Inni „bronią obecności Polski w Unii Europejskiej”. Jeszcze inni „bronią Polski przed wyjściem z Unii Europejskiej”. I to jest najdziwniejsza obrona na świecie. Bo to w istocie obrona Unii Europejskiej przed Polską. Stąd tak częste powtarzanie przekonania „obrońców”, że „obecnie Polska nie byłaby do Unii Europejskiej przyjęta”. Za tym wszystkim wcale nie stoi wielki kompleks niższości: stawianie Polski na baczność lub nieustanne egzaminowanie.
„Broniona” Polska to jakaś narośl na zdrowym ciele Europy, zawsze patologiczna, więc potrzeba lekarzy (felczerów), żeby ją uzdatnić do europejskiego użytku. Nie wolno być dumnym z Polski, bo to też patologia. Kopać Polskę i Polaków, to jest podstawowe zadanie. Jak u Wojciecha Smarzowskiego w jego nowej wersji „Wesela”. Pomijając „wyrafinowanie” zestawień obrazów współczesnych Polaków z tymi z przeszłości albo z tymi w czarnych mundurach, czy świń w rzeźni z ludźmi (jedna scena przebija wszystkie inne, bo pokazuje jak ludzka świnia traktuje świnię pozaludzką), dla polskiego narodu nie ma ani nadziei, ani przyszłości. Zasłużenie.
Smarzowski zapewne zakłada, że oglądający jego film, a i on sam, nie mają z tymi Polakami prymitywami nic wspólnego. Że to jakaś inna rasa. Dlatego trzeba ich kopać i pokazywać tak, że chce się tylko rzygać. Właściwie nie sposób dociec, kto stworzył potęgę Rzeczpospolitej Obojga Narodów czy choćby II Rzeczpospolitą, skoro potomkami tamtych Polaków (Litwinów, Rusinów, Ukraińców) są tacy jak bohaterowie „Wesela” wraz z widmami przedwojennej i wojennej przeszłości. Potomkami są pewnie Smarzowski, Tusk, Trzaskowski, Budka, ale reszta to straszna czerń. I tę czerń obserwuje ta nieliczna wyższa rasa.
To absolutnie słuszne, żeby bronić Europę (czy innego tego rodzaju podmiot) przed Polską i Polakami. Skoro bowiem rząd PiS został demokratycznie wybrany, i to przez dwie kadencje z rzędu, to Polacy, którzy tego dokonali nie zasługują na nic innego, jak na traktowanie ich jak największe zagrożenie (poza tym, że patologię). Tak u Tuska, jak u Smarzowskiego istnieją zapewne polscy i pozapolscy Polacy (gdyby użyć siatki pojęciowej Sylwii Spurek). I tak się dziwnie składa, że ci, którzy u nich są pozapolscy, w istocie są najbardziej polscy. Ale w perspektywie Tuska czy Smarzowskiego to jest czysta patologia: dla jednego zło, dla drugiego coś w rodzaju ludzkiego robactwa.
Po co było kiedyś walczyć o niepodległość i wolność, skoro korzystanie z nich jest największym problemem Polaków? Dlatego trzeba to reglamentować, a najlepiej ustanowić jakiegoś nadzorcę, nawet z batem, bo inaczej się z tym wrednym narodem nie ujedzie. Trzeba ograniczać to świństwo, które z takim zapałem piętnuje u Polaków Smarzowski, zakładając Polakom uzdę, czyli zwyczajnie trzymając ich za mordę. Bo, jak nie, to podpalą jakąś stodołę z ludźmi w środku.
Wbrew temu, co wykrzykiwano i wypisywano 10 października na Placu Zamkowym w Warszawie, nie chodzi o wolność, suwerenność i samostanowienie Polaków, tylko o ich ograniczenie, np. w ramach Unii Europejskiej. I to jest dobre, a wręcz wspaniałe ograniczenie. Jeśli się bowiem Polaków nie bierze za mordę, to potem mamy to, co w drugim „Weselu” Smarzowskiego. Dlatego obrona Polski jest obroną przed Polską i Polakami. Może i są tacy, do których swój film adresuje Smarzowski, czyli ludzie niebędący potomkami antysemickiej, prymitywnej i niedouczonej czerni. Może i mają oni tylko na tę patologię patrzeć, nienawidzić oraz czuć swoją odrębność, wręcz rasową, bo że kulturową, to oczywiste. Ale takich jest za mało, żeby sensownie urządzić państwo.
Zapełnić sale kinowe i napawać się obrzydlistwem na ekranie można, lecz to, co z ciemności kina się wyłania przecież żyje obok tych lepszych i stanowi większość. I ta straszna większość wszystko zatruwa, obryzguje swoją ohydną treścią. Tylko że to nie może zatruwać oraz obryzgiwać cywilizowanej Europy, Unii Europejskiej. Dlatego trzeba „zatrzymać Polskę w Europie”. Ktoś musi tę potworną czerń, niereformowalną i nieuleczalną, skoro taka sama była przed wojną i wcześniej (co pokazuje Smarzowski) wziąć za mordę. Tusk, Smarzowski, Bodnar, Trzaskowski, Miller, Moczulski, Hołdys, Owsiak, Ostaszewska, Grochola nie dadzą rady. Trzeba karać i piętnować, a tu narzędzia ma Unia Europejska.
Światli i czyści, czyli znowu Tusk, Smarzowski itd., itp., sobie radzą, ale nie chodzi tylko o to, żeby wystarczyło na zapełnienie sal kinowych podczas pokazów „Wesela”. Przecież, jak pisał niejaki Karol Marks w „Tezach o Feuerbachu” (a konkretnie w tezie XI), „filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić”. Filozofowie Smarzowski czy Szumowska interpretują obrzydliwość Polski i Polaków, idzie jednak o to, żeby Tusk to zmienił. A po to trzeba zacząć bronić Unii Europejskiej przed Polakami. Niech wreszcie ktoś się należycie weźmie za to tałatajstwo. Po to wrócił wszak Donald Tusk.
Przecież taki Wojciech Smarzowski ma już po kokardę pokazywania obrzydliwości, jakie na każdym kroku spotyka w Polsce. Ale co ma robić jako kronikarz? Czy nie chciałby, żeby nie było już tego ludzkiego robactwa na weselach? Oczywiście, że chciałby, ale polska rzeczywistość nie daje mu szansy i musi kręcić sceny ze świniami ludzkimi i pozaludzkimi, i to wyłącznie te drugie są godne uznania. Trzeba zatem, przy pomocy Donalda Tuska, wszystko zmienić.
Przeszłości zmienić się nie da, ale można reedukować dla przyszłości. I potem Wojciech Smarzowski będzie kręcił już tylko o patologii w rezerwatach albo Berezach Kartuskich. I tam degrengolada będzie jak najbardziej na swoim miejscu, podobnie jak mieszkańcy i pensjonariusze. Najwyższy czas zrealizować XI tezę o Feuerbachu, a przy okazji oczyścić Europę z polskiego ohydztwa. Unia Europejska dzielnie się przed nim broni, ale jak długo można.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/569781-najwyzszy-czas-obronic-unie-europejska-przed-polakami