„Najwyraźniej to, co działo się dotąd, nie spowodowało osiągnięcia zamierzonych celów przez Łukaszenkę, czyli granica nie pękła. Nie sprowokowano też odpowiedzi ogniowej ze strony polskiej, ale ponieważ potrzeba propagandowa zaistnienia takiego wydarzenia nawet w charakterze fake newsa istnieje, w związku z czym ten etap wojny propagandowej został podjęty. Nie powinniśmy być zdziwieni, kiedy doniesienia o rzekomym otwieraniu ognia przez polskie służby będą się nasilały” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog z Uniwersytetu Łódzkiego.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: Presja migracyjna cały czas rośnie. Służby białoruskie oskarżają polskich funkcjonariuszy o strzały, a nielegalni imigranci w dużych grupach usiłują przekroczyć granicę. Jak pan postrzega tę eskalację napięcia na granicy?
Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski: Myślę, że niestety nic zaskakującego się nie dzieje. Innymi słowy, spodziewaliśmy się eskalacji napięcia. Najwyraźniej to, co działo się dotąd, nie spowodowało osiągnięcia zamierzonych celów przez Łukaszenkę, czyli granica nie pękła. Nie sprowokowano też odpowiedzi ogniowej ze strony polskiej, ale ponieważ potrzeba propagandowa zaistnienia takiego wydarzenia nawet w charakterze fake newsa istnieje, w związku z czym ten etap wojny propagandowej został podjęty. Nie powinniśmy być zdziwieni, kiedy doniesienia o rzekomym otwieraniu ognia przez polskie służby będą się nasilały. To jest niestety przygotowaniem do realnego incydentu zbrojnego, czyli ktoś ze strony białoruskiej otworzy ogień, twierdząc później, że uczynił to w samoobronie. Kolejny etap, coraz groźniejszy, mamy jak sądzę przed sobą. Tak niestety trzeba to interpretować.
Czy nie jest też tak, że Aleksander Łukaszenka dostrzegł, iż sam może mieć problem z imigrantami, bo pojawiają się doniesienia, że jest ich coraz więcej na Białorusi?
Oczywiście tak może być, tyle że trzeba pamiętać, że ten problem w państwie niedemokratycznym w wymiarze medialnym ma inne znaczenie. Przekaz medialny jest absolutnie kontrolowany przez rząd i jednocześnie skala represji w razie konieczności wyrzucenia tych ludzi też nie będzie podlegała kontroli żadnej opinii publicznej, nikt się tam przed nikim nie będzie tłumaczył. W związku z tym trzeba pamiętać, że ta skala problemu politycznego i wizerunkowego, przed którą stoi rząd Polski, nie powtórzy się w wypadku akcji reżimu Łukaszenki.
Straż Graniczna opublikowała nagranie, na którym widać, jak imigranci próbujący sforsować polsko-białoruską granicę krzyczą „Germany”. Tymczasem różni aktywiści, np. z Fundacji Ocalenie, próbują przekonać opinię publiczną, że to osoby oczekują azylu w Polsce. O czym świadczy taka postawa migrantów, ale także fundacji zachęcających do przyjęcia imigrantów?
Odpowiedzi na te pytania są dość oczywiste - nie jest zaskoczeniem, że poziom pomocy socjalnej w Niemczech jest znacznie wyższy niż w Polsce i to rozstrzyga o preferowanych kierunkach imigracji. Natomiast uderzenie propagandowe w rząd polski wymaga zakłamywania tej rzeczywistości i opowiadania, że to są imigranci, którzy zmierzają do Polski, a Polska ich nie chce, bo jest ksenofobiczna. To nic nowego, mamy do czynienia z tego typu opowieściami od 2015 roku.
mm
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/569770-politolog-bialorus-przygotowuje-sie-do-incydentu-zbrojnego