Z duszą na ramieniu sięga się po „Gazetę Wyborczą”, gdy piszą o Zbigniewie Herbercie. Krytyk literacki Grzegorz Wysocki zrecenzował wydaną ostatnio korespondencję Zbigniewa Herberta i Henryka Święcickiego i stał się cud - na łamach GW poety nie opluto, nie zmanipulowano, nie wpleciono w antypisowską krucjatę. No, może Autor wtrącił parę uszczypliwości wobec premiera Glińskiego, ale niezbyt złośliwych.
Dlaczego czytając w GW o Herbercie należy obawiać się najgorszego?
Rozmywanie Herberta
Żadne środowisko nie zrobiło Herbertowi więcej krzywdy niż przyjaciele Czerskiej. Gdy tylko Herbert rozpoznał przewrotność Adama Michnika („oszusta intelektualnego”) Salon zmarginalizował Poetę, robiąc z niego wariata a jego prawicowe, antykomunistyczne i proniepodległościowe poglądy uznano ze efekt zepsucia się starego umysłu. Wychwalano więc koniunkturalistów pogodzonych z Okrągłym Stołem, Herberta próbowano zamilczeć. W pewnym sensie skutecznie, skoro w 1995 roku Poeta pisał w liście do Andrzeja Nowaka, naczlnego krakowskich „Arcanów”:
Przez ostatnie 5 lat z kawałkiem, zajmowałem się głównie pisaniem do szuflady, jak za dawnych, dobrych czasów (…).
Twórcy Literackiej Nagrody Nike mieli tylko jedną okazję uhonorować Herberta, z której to szansy nie skorzystali, a Poeta zmarł rok po wręczeniu pierwszej nagrody. I chyba dobrze się stało - coraz mizerniejsi autorzy, brązowieni na Czerskiej, nie mogą sobie wycierać gęby Panem Cogito.
Po śmierci Wyborcza postąpiła z Herbertem jeszcze gorzej, zaś w dwutomowej biografii autorstwa Andrzeja Franaszka zniekształcono - być może już na zawsze - naturę Poety i jego podejścia do polskości. Trywializując stosunek Herberta do Polski, przedstawiając jego późne lata jako aberrację i opisując jego ostre komentarze jako małość, próbuje się osądzić Pana Cogito jak zwykłego uczniaka ze szkoły dla trudnej młodzieży. Józef Ruszar nazwał tę biografię „mordem w aksamitnych rękawiczkach”- tak dalece wypacza ona obraz Poety.
Ale i to jeszcze nie koniec - Salon się bulwersuje, gdy prawica wychwala Herberta, bo oto - wg na przykład Romana Kuźniara - Herbert wcale nie był prawicowy.
Nie był? Czyżby?
Herbert radykał
To jak rozumieć jego wiersz o Józefie Oleksym? W „Bezradności” przecież pisze o zdradzie „Olina”, stwierdza że już lepiej by premier był głupi lub chory, bo jak jest zdrajcą, to nie można go nawet wyzwać na pojedynek.
Herbert w latach 90-tych współpracował z prawicowymi środowiskami - zaproponował współpracę Tygodnikowi Solidarność, korespondował z krakowskimi „Arcanami”, szukał nawet kontaktu z Ligą Republikańską.
Był wielkim obrońcą Ryszarda Kuklińskiego. Czesława Kiszczaka chciał wyzwać na pojedynek. Gardził uciekaniem od polskości, mimikrą, koniunkturalizmem - zresztą wszystkie te trzy wstrętne mu cechy znalazł w Czesławie Miłoszu:
Najważniejszy jego problem to brak poczucia tożsamości
-mówił Herbert o Miłoszu (w filmie Zawiejskiego)
Na ten poważny feler fizyczny znalazł radę: Ogłosił się obywatelem Wielkiego Księstwa Litewskiego czy Republiki Obojga Narodów. To ładne i bardzo wygodne, a przy tym zwalnia od wszelkich obowiązków wobec aktualnej rzeczywistości. Jak ktoś inny, niezadowolony z otaczającego go świata mógłby powiedzieć: «Jestem Ateńczykiem z czasów Peryklesa, a te wasze spory w dzikiej północnej Europie nic mnie nie obchodzą»
Herberta oburzało w Miłoszu, że
w decydującym momencie, rok 1945-47, kiedy ludzie nazywani bandytami umierali w lesie za Polskę, on pisywał felietony niestosowne w Dzienniku Polski, za co dostał (…) posadę attaché kulturalnego w Stanach
Szczególnie surowo oceniał Adama Michnika. Tak o nim pisał w jednym z felietonów dla Tysola:
Nie rozumiem, dlaczego tylu moich znajomych oburza, gniewa, irytuje Michnik. Jest on klasycznym przykładem kariery komunistycznego DYZMY. Smutna historia wyjątkowo uzdolnionego, pełnego talentu chłopca, który doszedł do lat, kiedy to ludzie natarczywie pytają «co on właściwie zrobić z całą swoją heroiczną młodością?». A on stacza się po równi pochyłej, w gorączkowy aktywizm. Cynizm godny admiratora „Księcia” i najpospolitszy nihilizm. Zawiódł niemal wszystkich swoich przyjaciół, został wierny konfekcji. Nosi dalej bluejeansy, jakby dla podkreślenia, że nadal przyświeca mu cnota ubóstwa. Napisał ongiś książkę o Kościele i lewicy oraz szkice o współczesnej literaturze polskiej; naiwne, żarliwe ujmujące.
Czytelnicy Michnika kojarzyli się Herbertowi z członkami PAXu Bolesława Piaseckiego:
Teraz jest już tylko w swojej papierowej cytadeli otoczony grupą zapalonych wyznawców i wyznawczyń. Słyszałem „młodego”, bo zaledwie 40-letniego chłopca kiedy mówił, że kocha Michnika i poszedłby za nim w ogień. Równo 40 lat temu słuchałem innego chłopca, który kochał Piaseckiego, wodza PAX. Tak więc nowy, groźny schemat: charyzmatyczny wódz, zaślepieni wyznawcy.
Herbert po 1989 roku uosabiał całym sobą wstręt do III RP. „Wyklętych” traktował jak bohaterów, drwił z salonowych autorytetów, był wobec nich ostentacyjny, pogardliwy, stanowczy, nie znosił eSBeckich kolaborantów.
Sam byłem i jestem zwolennikiem lustracji i będę domagał się jej jako obywatel. Przypuszczam jednak, że z niewielkim skutkiem.
Wszystkie te tańce salonowców, w których stara się zdjąć z niego nimb twardego antykomunisty czy ciętego, jednoznacznego patrioty, są skazane na kontuzje. O ile Herbert kochał różnie, trudno, nieprzewidywalnie, to już jednoznacznie i zdecydowanie określał komu należy się „siostra pogarda”. Był w tym faktycznie ostry. Gdy Stanisław Helski uderzył kamieniem generała Wojciecha Jaruzelskiego, Herbert zadzwonił do historyka Andrzeja Nowaka - wówczas doktora - z typową dla siebie zadziornością mówiąc:
to kolejne powstanie narodowe i widzi pan, znowu nieudane!
Znając stosunek Herberta do postkomunistycznej Polski człowiek faktycznie staje przed dylematem: albo uznać Poetę za wariata, albo dziedzictwo III RP ustawić na szczycie swojego poczucia obrzydzenia. To dlatego beneficjenci postkomunistycznego systemu nigdy nie zrozumieją Herberta.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/569508-poeta-radykal-dlaczego-herbert-tak-brzydzil-sie-iii-rp