W jednym stanęli szeregu Tusk, Miller i Moczulski, co dla każdego oznacza wyrazistą puentę dotychczasowej politycznej drogi. Zachwyca zwłaszcza Leszek Miller. Jak żyć, by za PRL pouczać Polaków (jak trzeba, i gazem, i pałką) jak być dobrym komunistą, w III RP zostać wzorcowym demokratą, a na wiecu Tuska robić za idealnego Europejczyka? Ale możliwe, że on się nie zmienił, tylko te epoki wcale nie takie różne jeśli chodzi o stosunek do Polski, prawdy, prawa i historii.
Frekwencyjnego szału nie było. Stabilny, do ściągnięcia kilkoma pociągami metra lub tramwajami zasób opozycyjny. Ten sam w każdej sprawie. W tym znaczeniu trudno mówić o jakimś przełomie, sukcesie.
Tusk w zaskakująco słabej formie. Przemówienie krótkie, banalne, napisane jakby na kolanie przez licealistę. Odgłosy kontrmanifestacji dochodzące zza pleców wyprowadziły go z równowagi, odebrały pewność głosu. Niech zapyta Kaczyńskiego, Morawieckiego i Dudę jakie chamskie jazdy urządzali im w kampanii i nie tylko sojusznicy Tuska. Karma wróciła.
Próbował nadrabiać agresją. Gdy gestykulując zaczął pytać tłum, czego chcą, oczekując wrzaskliwej odpowiedzi, przypomniało mi się odruchowo wystąpienie Goebbelsa w Pałacu Sportu 18 lutego 1943 roku, gdy po stalingradzkiej klęsce pytał naród niemiecki, czy chce wojny totalnej. Nieuprawnione to pewnie skojarzenie, przepraszam.
Bo on przecież tylko, w imię budowania mostów, oskarżył polemistów, że są niewielką „garstką”, która kradnie i „podjęła właśnie decyzję” przez „pseudowyrok” o wyprowadzeniu Polski z Unii. Trzy kłamstwa w kilka minut - tylko on to potrafi. Ten obóz polityczny to nie garstka, wygrał wybory kilka razy z rzędu, wbrew oligarchii i mediom - w tym sensie jego demokratyczny mandat jest wyjątkowo silny. Polexit - czyli referendum - chciał organizować Grzegorz Schetyna, a żadne złodziejstwo nie będzie większe niż te do którego dopuścił Tusk. Jak słusznie nazwał to premier Morawiecki: mafie vatowskie hulały tu za jego rządów jak wiatr po dzikich polach. Nic dziwnego, że na nic „piniendzy” nie było.
Ale paradoksalnie to dobrze, że te demonstracje się odbyły. Przemawiając, zdenerwowany, Tusk wysypał się bowiem z planem, który stoi za tym całym kłamstwem o Polexicie.
Jeśli znajdziemy taki wspólny mianownik [obrony rzekomo zagrożonej obecności w UE], to na końcu zmienimy tę władzę
— stwierdził.
Tak, o to chodzi. To jest ten plan. Najpierw nakłamać, nastraszyć ludzi, potem zbudować front obrony przed rzekomym zagrożeniem, wreszcie dzięki tak przeprowadzonej linii frontu wyborczego wygrać wybory.
Tanie to, nie wymagające wysiłku, pisania spójnych programów. Zamiast nich ma być panika moralna.
I kot Kaczyńskiego, który pokazuje jak blisko liderowi PO do Jerzego Urbana. Szczerze mówiąc zdziwiłem się, że jego tam nie przywlekli. Pasuje jak ulał. Ale pewnie przywleką. W tych kalkulacjach Tusk jednak się pomyli. Cwane to zabiegi, ale też prymitywne. Widać, że dawno nie uprawiał polityki w Polsce, nie czuje nastrojów społecznych, myśli nie przestrzennie, ale płasko. Pamięć społeczna o rządach PO-PSL jest bowiem wciąż zaskakująco negatywna, a dorobek rządów Zjednoczonej Prawicy przez bardzo wielu Polaków, nawet jeśli nie wszystko im się podoba, jednak jest doceniany. Za chwilę będą także odczuwalne zmiany, które przyniesie Polski Ład. I to ta linia podziału wyborczego będzie w mojej opinii kluczowa. Dokładnie tak, jak to było w niedawnych wyborach prezydenckich.
PS. Jeśli cenią Państwo nasz portal, nasz wysiłek w obronie polskiej racji stanu, to bardzo prosimy o prenumeratę elektroniczną tygodnika „Sieci”. To dla nas największa pomoc!
A w najnowszym numerze:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/569495-i-wysypal-sie-tusk-o-co-chodzi-z-tym-rzekomym-polexitem