Ze względu na sieczkę umysłową w wydaniu Tuska, ale także ministrów Heiko Maasa i Jeana-Yvesa Le Driana, warto streścić sens wyroku TK.
Donald Tusk musi wyprowadzić ludzi na ulicę (konkretnie na Plac Zamkowy w Warszawie), żeby walczyć o pozostanie Polski w Unii Europejskiej. Musi, gdyż Trybunał Konstytucyjny otworzył podobno 7 października 2021 r. drzwi wyjściowe. Na początek trzeba stwierdzić, że Donald Tusk (i wielu innych) nic nie zrozumiał z orzeczenia TK. Nie, że udaje, iż nie zrozumiał, tylko faktycznie nie ma bladego pojęcia, czym jest to orzeczenie i czego dotyczy. Oczywiście ignorancja nie jest żadną przeszkodą, żeby działać w dowolnej sprawie, także przeciwdziałania wychodzeniu Polski z UE, jak wielką brednią by to nie było.
Donald Tusk liczy na prosty mechanizm. Skoro on, bardzo wielu polityków, spora liczba prawników nic nie zrozumieli z orzeczenia TK, zwoływani na manifestację ludzie tym bardziej nic nie rozumieją. Ale to nawet lepiej, bo będą bardziej zaangażowani, a wręcz fanatyczni. Obowiązuje bowiem prosta zależność: im głębsza ignorancja, tym większa fanatyzacja. Tylko ignorantami, czyli kandydatami na fanatyków i praktykującymi fanatykami można do woli manipulować. A nawet nie trzeba się specjalnie wysilać. W tym kontekście groteskowe i farsowe jest przekonanie, że 10 października 2021 r. razem z Tuskiem mają manifestować osoby najbardziej kompetentne w sprawach europejskich. Jeśli nawet są tak kompetentne jak Donald Tusk, to wciąż jest to wyjątkowo wstydliwa ignorancja.
Żeby się jakoś od ignorancji odbić, bo jej festiwal od 7 października 2021 r. jest wyjątkowo przygnębiający (choć i rozweselający ze względu na poziom prezentowanej sieczki umysłowej, nie tylko przez Donalda Tuska, ale także przez ministrów spraw zagranicznych Niemiec - Heiko Maasa i Francji – Jeana-Yvesa Le Driana), warto streścić sens i orzeczenia TK, i wniosku premiera, które było jego podstawą. Zasadniczo chodziło o zbadanie zgodności z konstytucją art. 1 akapit pierwszy i drugi TUE w związku z art. 4 ust. 3 TUE. Chodziło też o zbadanie zgodności z polską ustawą zasadniczą art. 19 ust. 1 akapit drugi TUE w kontekście art. 2 TUE. Orzeczenie TK określa warunki, po zajściu których łamana jest (będzie) polska konstytucja, a wręcz przestaje ona pełnić nieusuwalną i niemożliwą do zanegowania, także na gruncie traktatów europejskich, funkcję najwyższego i nadrzędnego prawa, także w stosunku do ratyfikowanych umów międzynarodowych, np. traktatu akcesyjnego.
Pierwsza kwestia rozpatrywana przez TK dotyczy tego, jakie są granice zacieśniania integracji bez zmiany traktatów, co w praktyce znosi suwerenność Polski, zagwarantowaną nie tylko w konstytucji, ale i w traktatach europejskich. Innymi słowy, chodzi o to, że gdy łamana jest polska konstytucja, a nawet uznawana za nieobowiązującą, niszczona jest też prawna struktura Unii Europejskiej. TK orzekł, że art. 1 TUE jest (staje się) niezgodny z konstytucją wtedy, gdy następuje odejście od oparcia działania organów UE na zasadzie kompetencji przekazanych UE (art. 90 konstytucji).
Organy UE, np. Komisja Europejska czy TSUE, nie mają uprawnień do ingerowania i kształtowania tych obszarów funkcjonowania polskiego państwa, które nie podlegają zasadzie przyznania. A i tam, gdzie zasada przyznania obowiązuje, konstytucja też jest prawem najwyższym, bo przecież nikt nie zniósł artykułów 4 i 8 ustawy zasadniczej. Realizacja celów Unii nie upoważnia jej organów do przejmowania, bez umocowania w postaci zmian w traktatach, kolejnych kompetencji polskiego państwa. Tylko Polska może zdecydować o zakresie pogłębienia i poszerzenia integracji, i to zgodnie z konstytucją. I bez zgody Polski nie można zdecydować o zmianie treści traktatów odnoszących się do poszerzania i pogłębiania integracji. Absolutnie niedopuszczalne, bo niekonstytucyjne i ultra vires jest tworzenie nowych norm traktatowych w formie dowolnych i arbitralnych wykładni istniejących przepisów.
Każde działanie ultra vires nie tylko nie ma umocowania w unijnych traktatach, ale też nie ma legitymacji Narodu, którego nadrzędną rolę wskazuje art. 4 ust. 1 konstytucji. Taką legitymacją może być wyłącznie przekazanie konkretnych kompetencji (zgodnie z art. 90 konstytucji) w drodze ratyfikacji: za zgodą parlamentu jako przedstawiciela narodu (art. 4 ust. 2 konstytucji) lub za zgodą udzieloną w powszechnym referendum. Jeśli takiej legitymacji nie ma, przyjęte ultra vires normy nie są wiążącym Polskę prawem międzynarodowym (zgodnie z art. 9 konstytucji). Nie są też objęte obowiązkiem wynikającym z zasady lojalności (zgodnie z art. 4 ust. 3 TUE). Zasada nadrzędności polskiej konstytucji nie jest zagrożona dopóty, dopóki działania instytucji UE oparte są o zasadę kompetencji powierzonych, zagwarantowaną w traktatach. Dopóki te działania nie podważają suwerenności i demokratycznego charakteru polskiego państwa.
Druga ważna kwestia, którą zajął się Trybunał Konstytucyjny, to niezgodne zarówno z polską konstytucją, jak i z traktatami tworzenie norm prawnych w wyniku wydawania wyroków przez TSUE (w oparciu o pytania prejudycjalne). Takie normy są potem podstawą do wywodzenia przez sądy i sędziów w Polsce bezpodstawnych uprawnień do pomijania w orzeczeniach przepisów konstytucji czy orzekania na podstawie przepisów uchylonych przez Sejm RP bądź uznanych przez TK za niezgodne z konstytucją. To złamanie traktatowej zasady, że organizacja i ustrój sądownictwa należy do wyłącznych kompetencji państwa, a nie instytucji UE. To złamanie konstytucyjnej zasady równowagi władz, co wynika z artykułów 2 i 10 polskiej ustawy zasadniczej. Normy tworzone w trakcie wydawania wyroków przez TSUE mogłyby być źródłem prawa w Polsce wyłącznie w wyniku wpisania tego do konstytucji oraz stosownej zmiany traktatu o UE.
Wyrok TK nie tylko chroni polską konstytucję i jej pozycję w systemie prawno-ustrojowym, ale też wskazuje organom UE, jakie ich działania wchodząc w kolizję z konstytucją, naruszają jednocześnie traktaty. A organa UE nie muszą przecież tego robić. A wręcz nie powinny. Wyrok TK nie jest więc żadnym otwieraniem drzwi do wyjścia Polski z UE, lecz wręcz przeciwnie. Jest uszczelnianiem prawa UE i próbą zapobieżenia jego łamaniu. Wiele ważnych osobistości poza Polską, np. kandydat na prezydenta Francji i główny negocjator Brexitu, Michel Barnier, doskonale rozumie, jakie ryzyko biorą na siebie organy UE robiąc to, co robią. Ale wcale robić nie muszą.
Gdy Donald Tusk organizuje manifestację na Placu Zamkowym, nie tylko kolportuje swoją wyjątkową ignorancję w kwestiach prawa UE oraz polskiej konstytucji, ale też igra pokojem społecznym w naszym kraju. Jeśli to ma być cena tej jego ignorancji, to jest ona zdecydowanie za wysoka. Jeśli Tusk uważa, że tylko ulica daje mu jakiekolwiek szanse w politycznej rywalizacji, pokazuje swoją ogromną słabość. I wielką desperację, bo tylko desperat mógłby chcieć wywołać w Polsce zamieszki, a w dłuższej perspektywie wojnę domową.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/569387-desperacka-zadza-wladzy-tuska