W bardzo ważnym wywiadzie udzielonym tygodnikowi „Sieci” szef MSWiA Mariusz Kamiński znajduję kilka wątków, na które szczególnie warto zwrócić uwagę. Dotyczą one strony moralnej obrony polskich granic, a więc elementu, którym opozycja i jej media cynicznie grają.
Ale zacznijmy od słów ministra odnoszących się do doświadczeń litewskich, rzuca to bowiem ważne światło na sprawę:
Mamy w pełni udokumentowaną sytuację z Litwy. 22 lipca strażnicy z placówki w Druskiennikach zatrzymali 15-osobową grupę Irakijczyków i Czeczenów. Była w niej rodzina z dwójką małych dzieci: półtorarocznym i sześcioletnim. Ich matka powiedziała strażnikom, że nie jest w stanie ich dobudzić, błagała o pomoc.
Okazało się, że przed przejściem granicy dostała od umundurowanego Białorusina dwie tabletki „na uspokojenie”, by dzieci nie płakały i nie zwracały uwagi na całą grupę. Podała je dzieciom. Uratowano im życie w ostatniej chwili. Litewscy lekarze stwierdzili, że dostały metadon. To kontrowersyjny lek narkotyczny, podawany osobom uzależnionym np. od heroiny w celu łagodzenia skutków głodu narkotykowego. Być może chodziło o uzyskanie obrazków ze zmarłymi dziećmi na Litwie.
Dziś taka sama makabryczna gra toczy się w odniesieniu do Polski.
Przeprowadzający wywiad Marek Pyza i Jacek Karnowski pytają:
Jak pan patrzy na stronę moralną tej sytuacji na granicy? Sięga się po argument chrześcijaństwa, konieczności podawania ręki, nakarmienia głodnych.
Mariusz Kamiński odpowiada:
Jest coś takiego jak etyka państwowa. Od momentu, w którym przyjąłem taką, a nie inną funkcję w rządzie, nie mam prawa kierować się swoimi emocjami.
Ale też nie czuję, by zachodziła tu jakaś sprzeczność. W sytuacjach rzeczywistego zagrożenia życia – tonięcia na bagnach, leżenia na granicy z różnymi urazami – zawsze udzielamy pomocy. Nie możemy jednak przyjmować każdego, kto deklaruje, że jest zmęczony.Niemiecka polityka „herzlich willkommen” z 2015 r. była katastrofą polityczną i społeczną. Teraz chce się na nas wymusić politykę witania chlebem i solą, jak nazwała się jedna z fundacji. Nie będzie witania chlebem i solą nielegalnych imigrantów.
I powiem jeszcze jedno: od sierpnia ubiegłego roku, od tych wielkich protestów
i represji reżimu Łukaszenki, pomogliśmy każdemu, kto był rzeczywiście zagrożony z racji głoszonych przez siebie poglądów. Przyjęliśmy 15 tys. uchodźców politycznych z Białorusi. Straż graniczna dostała polecenie przepuszczania ich wszędzie – na każdym przejściu i na zielonej granicy. To jest odpowiedź na pytanie, czy jesteśmy wierni pewnym zasadom.Wpuściliśmy też tysiąc Afgańczyków z Kabulu, transportując ich do Polski po wycofaniu się wojsk USA z Afganistanu. Dziś jednak na granicy nie mamy do czynienia z uchodźcami, lecz nielegalnymi migrantami, którzy zainwestowali duże pieniądze w polepszenie sobie życia. I łamiąc prawo, próbują forsować naszą granicę, którą chronić trzeba zawsze.
Tak, dwa elementy wydaja się tu kluczowe. Z jednej strony mamy cynizm ludzi, którzy są zwykłymi handlarzami ludźmi i najpierw ściągają migrantów za pieniądze z biednych krajów, a następnie rzucają ich przez bagna na granicę państwową - Polski i Unii Europejskiej.
To wyjątkowy cynizm.
Drugim cynizmem jest reakcja polskiego opozycyjnego establishmentu medialno-politycznego.
To ci sami ludzie, którzy robią chryję na cały kraj bo pojawiło się „ryzyko”, że z ich kilkudziesięciotysięcznych miesięcznych zarobków będą musieli dorzucić po kilkaset złotych do służby zdrowia - by choć zbliżyć się do proporcjonalnie ponoszonych kosztów na biedniejszych.
To są te same środowiska, które przez cały okres III RP odrzucały wszelkie próby wprowadzenia myślenia nieco bardziej solidarystycznego społecznie, które wielkie dziedzictwo nauki społecznej Kościoła i „Solidarności” w tych sprawach wyrzuciły na śmietnik. I które nazwisko Balcerowicza, właśnie ze względu na kojarzącą się z nim bezwzględność, doprowadza do ekstazy.
I są to ci sami ludzie, którzy w sytuacjo gdy polskie dzieci głodowały, radzili im jeść szczaw i mirabelki, szydzili i rechotali z 500 Plus i innych programów prorodzinnych. Nadal to czynią.
To są te same media, które blokują wszelką uczciwą rozmowę o prawdziwych konsekwencjach masowych migracji z kręgów dalekich kulturowo, uważając już sam temat za myślozbrodnię. Dzieci i inni bliscy ofiar tej polityki nie mają twarzy, nazwisk. Nie ma ich w ogóle w dyskursie publicznym.
Dlatego nie wierzę w te obecne porywy serc, tę rzekomą troskę o słabszych.
Atakuje się Polaków sztucznie kreowanymi emocjami, jak w słynnej scenie rzucania cukierków dzieciom, by uzyskać poruszające zdjęcia. A następnie są te emocje cynicznie wykorzystywane.
Dwa cynizmy atakują dziś naszą granicę - wschodni i krajowy - splecione we wspólnym interesie politycznym.
Tam szukajmy winnych każdej z tragedii, które dzieją się na granicy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/568780-kiedy-polskie-dzieci-glodowaly-oni-radzili-im-jesc-szczaw