Naczelny „Wyborczej” „przystępnie i zrozumiale” tłumaczy, dlaczego musi być tak, jak było. Żeby nie było tak, jak być mogłoby.
Rozmowy pracowników „Gazety Wyborczej” z Adamem Michnikiem, czyli ich szefem i wyrocznią są o tyle zabawne, że oni nie tylko chcą się dowiedzieć, jak aktualnie myśleć. Oni chcą też Michnikowi zasugerować, jak on powinien myśleć. I zwykle ich zawodzi, gdyż jest od nich mniej radykalny. Ale generalnie to zwykle rozmowy dwóch policjantów. Z tym, że jeden nie jest zły, a drugi dobry, tylko obaj są źli, ale jeden jest mimo wszystko mądrzejszy. Ten starszy. Dlatego jego wersja nie jest taka toporna, jak tych młodszych. W najnowszej wersji (z 1 października 2021 r. i pod tytułem „Nie stawiajmy znaku równości między PiS a Polską”) tę młodszą opcję prezentują Dorota Wysocka-Schnepf i Bartosz Wieliński, co zapewnia toporność niejako z definicji.
Młodsi junacy już widzą Polskę poza Unią Europejską, podczas gdy brygadzista Michnik ich hamuje mówiąc, że „w PiS nie zapadły jeszcze takie decyzje”. Dla niego problemem nie jest obecnie wychodzenie, tylko „nielubienie” UE. I od razu uświadamia gorliwych junaków, że „z tych samych powodów, z jakich Unii nie lubią siły autorytarne i skrajnej prawicy w rodzaju Frontu Marine Le Pen i skrajnej lewicy, która uważa, że Unia to jest byt burżuazyjny”. Lewicowe powody wyjaśnia, bo może się odwołać do własnej biografii i młodości, a w tym drugim wypadku wystarcza mu pomachanie płachtą z Marine Le Pen.
Brygadzista Michnik tłumaczy junakom, że są „trzy warianty’ traktowania UE: „poczekajmy, aż Unia sama się rozpadnie”, dalej „Unię musimy zmienić sami tak, żeby nam pasowała” (razem z Orbánem, z Salvinim, z hiszpańskim Voxem, kimś z Chorwacji i Słowenii), następnie, że „idziemy na czołowe zderzenie”. Trzeci wariant odpada, bo „80 proc. Polaków chce zostać w Unii”, a Jarosław Kaczyński to widzi. Brygadzista natomiast nie widzi, że od pół roku trwa wielka debata nad przyszłością Europy, zainicjowana przez wszystkich świętych w UE, gdzie rozmawia się głównie o tym, jak UE powinna się zmienić. Zatem nie Kaczyński z Orbánem i Salvinim, tylko wszyscy widzą, że z UE coś jest nie tak. Co oznacza, że jednak wolno rozmawiać o tym, jaka ma być Unia i „Wyborcza” mogłaby wreszcie to przyswoić, zamiast sadzić głodne kawałki o zbrodni dyskutowania o kształcie UE.
W Polsce o UE dyskutować nie wolno. Można tylko bić pokłony przed tym, jak jest i robić wszystko, żeby było tak jak było. Dlatego trzeba się wystrzegać „stawiania znaku równości między PiS a Polską”, gdyż „jest wciąż ta Polska europejska, która wnosi istotne wartości”. Pewnie takie same jak „Gazeta Wyborcza”. Trzeba więc przyjąć, że „ta Polska ma gorszy moment”, tak jak miały je Grecja, Hiszpania, Francja, Niemcy, Portugalia. A skoro tak, to nie warto „zatrzaskiwać drzwi” – jak chcieliby junacy z „Wyborczej”.
Obraz rządzącej partii ma brygadzista Michnik rozczulający: „oni codziennie wstają i śpiewają przy goleniu albo przy myciu głowy ‘Rotę’. Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz – to jest cały ich obraz świata, ich filozofia. Bo dla nich Unia to Niemcy”. A co, jeśli dla pozostałych 25 państw członkowskich obecna Unia to Niemcy? Bo przecież idioci tam nie rządzą, czemu często dają wyraz, z Emmanuelem Macronem na czele. Ani nawet nie rządzą junacy na wzór tych od Michnika. To obywatele tych 25 państw też śpiewają „Rotę”? I może jeszcze po polsku?
Trudno dociec, jak śpiewanie „Roty” ma się do ministrów Błaszczaka i Kamińskiego jako kierowników „zrobienia z Polaków wspólnoty przerażonych ksenofobów”. To „Gazeta Wyborcza” jeszcze Polaków nie przerobiła na wspaniałych internacjonalistów? To wielkie dzieło edukacji na rzecz pedagogiki wstydu zda się psu na budę? Skoro rząd dusz od dawna ma główną bazę na Czeskiej, to czy naród wciąż jest ogłupiany przez ksenofobiczne miazmaty? Nie może być! Michnik mówi o tym „z przykrością, bo jest dobrego zdania o naszym narodzie”. A teraz widocznie naród ma ten gorszy moment, czego wykrywaczem jest nastawienie do LGBT.
Junaczka Dorota ubolewa, że „jedyną wartością, jaką PiS widzi w Unii, są pieniądze”. Chyba jednak nie bardzo, skoro w imię wartości w paru sprawach Polska się z centralą postępu w Brukseli konfrontuje, mimo straszenia karami i „mrożeniem” funduszy. Junaczkę trapi to, że „te pieniądze dla Polski dziś siłą rzeczy tuczą PiS, który może je rozdawać”. A jak nie może, „wykorzystuje to do antyeuropejskiej retoryki”. Brygadzista Adam natychmiast koryguje pesymizm junaczki Doroty: „pamiętajcie, że za nami jest ulica i zagranica. Ulica, czyli Komitet Obrony Demokracji, Strajk Kobiet, protestujący młodzi ludzie. Oraz zagranica, która staje po stronie demokracji i praworządności”.
Nie po to tylu kontynuatorów dzieła patriotów z ostatniej ćwierci XVIII wieku (jakże piękne adresy do cesarzowej Katarzyny ci ludzie tworzyli) powołało ulicę i zagranicę, żeby teraz siać defetyzm. Za te wspaniałe instancje współczesna wersja patriotów sprzed około 250 lat „powinna być Fransowi Timmermansowi i Verze Jourovej głęboko wdzięczna”. Oni (tak jak w przeszłości ambasadorowie Nikołaj Repnin, Otto Magnus von Stackelberg, Jakow Bułhakow czy Jacob Sievers?) „nam po prostu pomagają”. Michnik oczywiście nie ich wymienia, tylko Ronalda Reagana, ale przecież wiadomo, że to zmyłka.
Ulica i zagranica na tyle chroni w Polsce demokrację i demokratów, że wprawdzie wybory „nie będą rzetelne w tym sensie, że my, demokraci, nie będziemy mieli pieniędzy publicznych, nie będziemy nie mieli TVP”, ale „jednak demokracja działa. Wynik nigdy nie jest rozpisany z góry, bo gdyby był, komuniści by nie przegrali w 1989 r.”. W tym momencie junacy Dorota i Bartosz musieli spaść z krzeseł. Ale zaraz się podnieśli, gdy usłyszeli, iż „to hańba, że boimy się 30 uchodźców z Afganistanu. Że my wyrzucamy siłą z terytorium Rzeczypospolitej małe dzieci”.
Michnik sam ma 8-letnie dziecko i nie umie „sobie wyobrazić, jak można kogoś rzucać w las, przez druty kolczaste”. Aha, czyli ministrowie Błaszczak z Kamińskim po nocach wykradają małe dzieci z obozowisk i rzucają je w las przez druty kolczaste. A nie, że Łukaszenka odstawia pod granicę nawet małe dzieci, żeby potem Michnik ze swoimi junakami opowiadali o rzucaniu w las przez druty. Ale żeby taki guru demokracji i znawca Łukaszenki jak Michnik wierzył w rzucanie w las przez druty, to jakiś upadek. Albo rozumu, albo sumienia. I chyba tylko w jakimś przebłysku resztek rozumu dostrzega, że „rzeczywiście Łukaszenka prowadzi operację hybrydową i w pewnym momencie zamiast 30 osób może być 40 tysięcy”.
Po tym, jak Donald Tusk odkrył w sobie głęboki katolicyzm, a ateistyczni bądź indyferentni posłowie wieczorem 30 września 2021 r. odkryli Ewangelię oraz nauki Jana Pawła II nie dziwi, że Adam Michnik stał się strażnikiem Dekalogu. Dlatego chciałby „wiedzieć, które z dziesięciorga przykazań PiS respektuje”. Junak Bartosz niepewnie podsunął „Nie zabijaj” i zaraz został skarcony pytaniem brygadzisty Adama: „A Igor Stachowiak na komisariacie? A już sześć trupów na granicy? To jeszcze nie jest krwiożerczy reżim, ale to wątpliwy komplement, że państwo w środku Europy w XXI wieku nie jest krwiożercze”.
Który demokratyczny kraj nie ma problemów z przemocowymi wyskokami policji, niech pierwszy rzuci kamieniem. Ale ta prawie „krwiożerczość” to zgroza. Szkoda, że Michnik nie wskazał, jakie to komanda uśmierciły te sześć osób. Bo przecież niemożliwe, żeby odpowiadał za to Łukaszenka, który ich zaprosił, zawiózł, wysłał w lasy bądź na bagna, gdzie nie było szans ich odnaleźć i na czas im pomóc. Jak tym, których znaleziono i otoczono opieką w polskich szpitalach.
Obecna władza jest straszna, ale czasem nawet jej przedstawicielowi coś się wysypie. Szczególnie, gdy trafi na tak wspaniałą postać jak brygadzista Michnik. Dlatego „wybitny polityk PiS” zdradził kilka lat temu Michnikowi: „No, teraz, jak wygramy drugie wybory, to się dopiero zacznie. Bo ludzie powiedzą: dość ofiar, dość ofiar. Teraz Kaczyński jeszcze ich trzyma za mordę, żeby tak nie kradli bezczelnie. Po wygranej pójdą na całego”. Michnik nawet zna metodę - „na wydrę”: „idzie sobie kobieta ulicą w biały dzień, a złodziej podchodzi i po prostu wydziera jej torebkę”.
Tak, tak, „wydzierają torebki”, a niemądry naród uważa, że nie wydzierają, tylko coś do tych torebek wkładają. Nie to, co poprzednia władza, która niczego nie wkładała, żeby nie kusić do akcji „na wydrę”. Niestety „Kaczyńskiemu udało się wmówić części ludzi, że jest ich dobroczyńcą, gospodarzem”. A Tuskowi z Rostowskim się nie udało, choć bardzo się starali, np. podwyższając wiek emerytalny. Cóż za podła niewdzięczność!
Na szczęście „Tusk i Trzaskowski potrafią mówić takim językiem. Przekazywać ważne rzeczy przystępnie, zrozumiale”. Jasne, jak o tych wieprzach. Tusk bardzo przystępnie mówił, dlaczego trzeba więcej tyrać i później przechodzić na emeryturę. Albo dlaczego trzeba zajumać 153 mld z OFE i szybciutko je przeżreć. Podnieść VAT i obniżyć zasiłki pogrzebowe, i dać emerytom gigantyczne 36 zł podwyżki. Trzaskowski też bardzo przystępnie tłumaczy podwyżki lokalnych podatków i opłat, zwężanie ulic, niebudowanie parkingów. A Michnik „przystępnie i zrozumiale” tłumaczy wszystko, czyli dlaczego musi być tak, jak było. Żeby nie było tak, jak być mogłoby.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/568531-michnik-dziekuje-za-ulice-i-zagranice-kod-sk-i-brukseli