Obserwowanie na co dzień polskiej polityki doprowadziło mnie do stanu dla mnie jeszcze do niedawna zdawałoby się niemożliwego. Z pogodnego człowieka, patrzącego optymistycznie na świat i ludzi, stałem się starym, zgorzkniałym zrzędą, patrzącym z niepokojem na losy naszego państwa i wspólnoty.
Co się z nami stało? Jaką drogę przeszliśmy, że z narodu mówiącego niemal jednym głosem wiosną 1989 roku i przez pierwsze dwa - trzy lata po przełomie, zmieniliśmy się w dwa plemiona, skaczące sobie już nie tylko do oczu, ale coraz częściej do gardła.
Najgorsze jednak jest to, że w sprawach, które stanowią poważne zagrożenie dla nas wszystkich bez wyjątku, dla jednego i drugiego plemienia i plemion tych potomstwa, nie potrafimy porozumieć się. Nie umiemy stanąć w jednym szeregu i bronić swego gniazda jako całości. Jeszcze gorsze jest to, że taki obraz utrwalił się już jako coś stałego i niezmiennego, co może być wykorzystywane przez nieżyczliwe nam państwa, rządzone przez autorytarne władze. I co jest przez nie wliczane w ich rachuby polityczne, jako ważne atuty, sprzyjające realizacji ich celów.
Z goryczą muszę powiedzieć, że nie widzę, abyśmy z tego patologicznego, groźnego rozwoju dla państwa stanu umieli się wydostać. Odwrotnie, ta choroba z każdym miesiącem się pogłębia, a część polityków zaciera ręce. Nie licząc się z dalekosiężnymi skutkami degeneracji społeczeństwa do jakiej doprowadzają w imię swojego partykularnego interesu, jakim jest zdobycie władzy, nakręcają spiralę nietolerancji i nienawiści do wszystkich tych Polaków, którzy popierają ich przeciwników politycznych.
Osiągnęliśmy już taki etap wzajemnej niechęci, że w ramach podziału na dwa plemiona, już nie tylko politycy mobilizują swoich zwolenników do coraz bardziej radykalnego, a nawet coraz bardziej drastycznego traktowania swych „wrogów”, ale już sami wyborcy pobudzają polityków do zwiększania swej agresji. Nie tylko z entuzjazmem pochwalają najostrzejsze epitety, jakimi ich idole polityczni obrzucają swych przeciwników, ale żądają od nich jeszcze bardziej uwłaczających i wulgarnych zwrotów.
Jeszcze do niedawna w swej naiwności zakładałem, że politycy opozycji, opowiadając kompletne bzdury albo kłamstwa, ze zrozumiałych względów muszą tracić na wiarygodności i tym samym na skali poparcia swych zwolenników. Dopiero po latach – to obrazuje niestety wymiar mojej dotychczasowej ignorancji – zobaczyłem, że wyborcom opozycji to nie tylko nie przeszkadza. Oni aprobują te fałszywe informacje, jeśli tylko mogą zaszkodzić przeciwnikom, czyli obecnej ekipie rządzącej. Fake- newsy traktują jako pełno prawną broń i interesuje ich tylko jej skuteczność.
Tak, wiem. Zdaję sobie sprawę, że bycie naiwnym to nic chlubnego. Niech otrzeźwienie, choć przynosi same smutki, będzie małym pocieszeniem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/568486-nie-widac-kresu-kryzysu-wspolnoty-narodowej
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.