Po posiedzeniu Sejmu 29.09.2021 r. jasno widzimy, że część posłów opozycji nie ma zmysłu państwowego i rezonuje dezinformacje ZBiRa, który te dezinformacje serwuje, prowadząc równocześnie agresję hybrydową na Polskę.
Ta postawa „totalnej opozycji” przedłuży agresję i zagraża Polsce. Przedłuży agresję, ponieważ agresor uważnie obserwuje reakcje na swoje działania i stara się pogłębić polaryzację polskiego społeczeństwa – zarówno poprzez działania agentury wpływu jak i rezonatory dezinformacji, którymi – niestety – w znacznej mierze stały się media prywatne w Polsce. Wydarzenia w Sejmie będą przez niego wykorzystane do dalszego ataku dezinformacyjnego.
Od początku „kryzysu granicznego” w polskich patriotycznych i umiarkowanych mediach pojawiają się informacje objaśniające mechanizm dezinformacji i akcji ZBiR na polskiej granicy. Pisali i piszą o tym publicyści, mówili urzędnicy państwowi odpowiedzialni za bezpieczeństwo granic i porządek publiczny. A jednak, mimo ostrzeżeń, że powielanie dezinformacji ZBiR to uczestnictwo po stronie wroga w ataku na nasza Ojczyznę – posłowie „totalnej opozycji” na sali obrad plenarnych Sejmu zrobili przedstawienie, które było jak najbardziej jest po myśli agresora. Pytanie czy po myśli ich wyborców?
I tu dochodzimy do sedna problemu. W 2019 roku w wyborach do Sejmu komitet wyborczy KO2019 uzyskał 27,4% głosów, SLD 12,56%. Daje to razem 39,96%. W wyborach do Senatu odpowiednio 36,66% i 2,28% co daje 38,94% głosów. Oznacza to, że w roku 2019 około 40% głosujących w wyborach do Sejmu i Senatu wybrało posłów komitetów wyborczych, których posłowie teraz, w momencie poważnego kryzysu międzynarodowego stają po stronie wroga.
Jest to zatrważająca konstatacja. Zakładając, że postępowanie tych posłów jest emanacją woli ich wyborców, oznacza to po prostu, że prawie połowa obywateli Polski głosujących w wyborach jest gotowa do poparcia agresora, byleby tylko odsunąć od władzy rząd powołany na podstawie demokratycznych wyborów. Jest to sytuacja gorsza niż w XVIII wieku w okresie przedrozbiorowym.
Powstaje pytanie – co rząd obozu patriotycznego może w tej sytuacji zrobić, by z jednej strony utrzymać bezpieczeństwo granic, a co za tym idzie - w długim dystansie -niepodległość Polski? Polska jest państwem demokratycznym, wbrew oskarżeniom ze strony totalnej opozycji o „dyktaturę”, „cenzurę”, „autorytaryzm” itd. Właśnie dlatego, że w Polsce jest wolność to totalna opozycja może głośno występować po stronie agresora, realizować jego agendę i bezpośrednio uderzać w żywotne interesy niepodległej Polski.
Stan wyjątkowy wzdłuż granicy z Białorusią obronił Polskę przed eskalacją konfliktu w kierunku - być może – incydentów zbrojnych (o czym już pisałem w tekstach „Ultimatum 29 sierpnia” i „Gleiwtz 2.0”). Te incydenty miałyby zupełnie nieobliczalne konsekwencje nie tylko dla Polski, ale i dla pokoju światowego. Jakikolwiek incydent, w którym użyto by broni.
Dla Polski – przy rozedrganiu, skrajnej labilności i nadreaktywności polskiej opinii publicznej, co powiązane jest z lękliwością wynikającą z nieprzepracowanej traumy wojennej, sytuacja ataku zbrojnego na Polskę może doprowadzić do upadku rządu patriotycznego i zaprzepaszczenie nie tylko osiągnięć ostatnich 6 lat – i na to liczy „totalna opozycja”. Byłaby to katastrofa cywilizacyjna, ponieważ w momencie jakim znajduje się Unia Europejska rządy w Polsce ludzi przyjmujących bez protestu rozkazy z Berlina i Brukseli, i imitujących tamtejsze „elity” skończyłoby się dla Polski stoczeniem się do pozycji eksploatowanego Generalnego Gubernatorstwa, płacącego haracz gazowy na rzecz Rosji, klimatyczny na rzecz UE (czyli Berlina) dający siłę roboczą, z obowiązkiem kupowania towarów droższych niż w metropolii berlińskiej. Ośrodki kierownicze „totalnej opozycji” wyraźnie liczą na to, że obalenie rządu obozu patriotycznego pozwoli im być zarządcami tego co pozostanie z Polski i polskiej gospodarki, podobnie jak Poniński, Rzewuski czy Kossakowski pod koniec XVIII wieku. Dochodzi do tego grabież prowadzona przez ZBiR, o czym już pisałem w poprzednich tekstach.
Sytuacja incydentu zbrojnego lub związanego z siłowym przejściem granicy przez większą grupę dywersantów przebranych w mundury białoruskiej straży granicznej, jak już wiemy - przeszkolonych wojskowo w Rosji, mających związki z terrorystami islamskimi, dla świata byłaby nie tylko eskalacją napięcia, ale testem spójności NATO, gotowości do wypełniania zobowiązań sojuszniczych, co przy dzisiejszej administracji amerykańskiej może się okazać dla Rosji testem – разведка боем. A takie zdarzenie stawia świat na krawędzi wojny. O to w tej chwili się toczy gra, czego najwyraźniej nie rozumieją posłowie „totalnej opozycji”. A jeśli rozumieją i postępują w ten sposób to znaczy, że ich postawa jest po prostu zdradą.
W świetle powyższego jasnym jest, że wczorajszy dzień pokazał nie tylko na kogo Rosja może liczyć, ale też – w jak niebezpiecznym momencie się znaleźliśmy. Przedłużenie trwania stanu wyjątkowego jest niezbędne dla utrzymania szczelności granic i zatrzymania eskalacji kryzysu napędzanego przez ZBiR. Protesty ze strony posłów „totalnej opozycji” w ramach działalności parlamentarnej (jakkolwiek ich forma obnaża całe ubóstwo intelektualne i po prostu chamstwo tych ludzi) jest ich prawem, bo w Polsce jest demokracja.
Co zatem demokratyczne władze państwa mogą zrobić w tej sytuacji, skoro nie tylko posłowie, ale i ich wyborcy (co widać w mediach społecznościowych) wspierając akcje wrogiego państwa chcą obalić rząd? Co więcej – w konsekwencji - dotychczasowy porządek ustrojowy? Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że i po stronie patriotycznej pojawiają się głosy zniecierpliwienia (np. „No i? co z tym państwo polskie zrobi? G**** ;) Jak w wielu sprawach” – wpis na Twitterze użytkownika @SznuruS). Tolerowanie wybryków totalnej opozycji jest odbierane jako bezradność, a to z kolei totalną opozycję rozzuchwala.
Dobrego rozwiązania nie ma, polski rząd znalazł się w sytuacji antycznego „dylematu tragicznego”. Z jednej strony potrzeba twardych działań, z drugiej – są to demokraci, którzy chcą szanować zarówno wolności obywatelskie jak i są wrażliwi na oskarżenia o „dyktaturę”. A takie oskarżenia się pojawią ze zdwojoną mocą, gdy okaże się przy dalszej eskalacji agresji, przy współdziałaniu wrogich Polsce mediów (casus zdjęcia martwego 3 letniego Aylana Kurdi na brzegu morza), że polski rząd będzie musiał wprowadzić dalsze restrykcje. A trzeba pamiętać, że każdy odpowiedzialny rząd musi zarządzać ryzykiem na wypadek konfliktu zbrojnego. Jest dla mnie oczywiste, że teraz ludzie, którzy otwarcie działają na rzecz przeciwnika, nie tylko powielając jego propagandę, ale osłabiając pozycję Polski w NATO i wspólnocie międzynarodowej są przez polskie służby rozpoznani.
Jednak w takim przypadku musi być jasne – obrona przed atakiem kinetycznym lub eskalacja wojny hybrydowej to obrona niepodległości Polski. To wymaga twardej, nieustępliwej postawy, pozbycia się lękliwości i przede wszystkim nie zważania na to co powiedzą media, o których i tak wiadomo, delikatnie mówiąc, że nie sprzyjają Polsce.
W tej chwili już nie ma miejsca na roztrząsanie „dylematu tragicznego”, ponieważ wiemy, jak wygląda zaplecze przeciwnika w Polsce, popierane przez 40 proc. wyborców. Ta sytuacja pokazuje, że trzeba bezwzględnie egzekwować interesy Polski, nie ulegać presji rezonatorów Rosji, nie zważać na dzikie ataki w Sejmie tylko bronić szczelności granic, a zatem niepodległości.
Myślę że Minister Kamiński wraz ze współpracownikami nie mają problemu z „dylematem tragicznym”. I wiedzą co robić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/568433-klincz-demokratyczny-co-z-utrzymaniem-niepodleglosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.