Co to za „upadające państwo”, jeśli dało radę znaleźć ponad 200 mld zł na tarcze antykryzysowe i zapewnić dochody budżetu na poziomie 483 mld zł.
Donald Tusk musiał. Podobnie jak musiała Dorota Wysocka-Schnepf, a właściwie reprezentowana przez nią „Gazeta Wyborcza. I jeszcze musiały Radio Zet oraz Onet. Ale Donald Tusk musiał w szczególny sposób i typowym dla siebie ostatnio językiem szczucia, inwektyw oraz insynuacji. Musiał się odnieść do wykonanej właściwie dla niego „pracy” trzech redakcji o tych strasznych złodziejach rozkradających polskie państwo.
Na początek trochę liczb. Oto mamy 25 przedsiębiorstw państwowych, 236 jednoosobowych spółek skarbu państwa oraz 59 spółek z jego większościowym udziałem. Plus prawie 500 spółek, w których państwo posiada mniejszościowe udziały, ale zachowało wpływ na obsadę części stanowisk. Plus ponad 40 agencji, ośrodków doradczych i fundacji oraz instytucji pod nadzorem Ministerstwa Rolnictwa. I w tych wszystkich firmach, instytucjach oraz organizacjach tylko w zarządach i radach nadzorczych rządzący mieli wpływ na obsadę około 8 tys. stanowisk, z czego skorzystali.
Polityczni dysponenci podzielili się stanowiskami w stosunku 70 proc. do 30 proc. Tyle tylko, że około 5600 z tych stanowisk przypadło ludziom PO, zaś 2400 – ludziom PSL. Zestawienie zrobiono bowiem w 2012 r. i wcale nie na zamówienie opozycyjnego wtedy PiS. A premierem był wtedy niejaki Donald Tusk. Nic wtedy nie mówił o złodziejstwie oraz o mafii. Mówi teraz, gdy przeczytał o 900 stanowiskach, na których obsadę mają mieć wpływ politycy Zjednoczonej Prawicy, łącznie z pozostającym już poza nią Jarosławem Gowinem.
Nie chodzi o to, żeby mówić, iż skoro „oni” to robili”, to „my” też możemy. Problemem jest to, czy zasiadanie w zarządach i radach nadzorczych, wszystko jedno, czy chodzi o 900 stanowisk, czy o 9 razy większej ich liczbie, to jest złodziejstwo. Czy jeśli ktoś bierze pensję, to znaczy, że kradnie? Jeśli te same spółki miały w 2012 r. dużo mniejsze zyski niż mają w 2021 r. i skarb państwa miał z tego tytułu dużo mniejsze wpływy podatkowe oraz z dywidendy, a tak właśnie jest, to można mówić o złym zarządzaniu. Ale daleko jeszcze do złodziejstwa. Tyle że to żaden problem dla Donalda Tuska: 8000 stanowisk i wątpliwe efekty ekonomiczne to normalka, 900 i dobre wyniki finansowe – niebotyczna afera.
Niezależnie od tego, kto może i powinien obsadzać stanowiska w spółkach skarbu państwa, samo to nie jest złodziejstwem, choć może budzić zastrzeżenia. Jednak chcący uchodzić za wiarygodnego polityk nie może być hipokrytą i kłamcą. A jeśli jest, to wprawdzie może wpadać w alarmistyczne tony i moralne uniesienia, ale warte to jest tyle, ile jego zapewnienia w maju 2014 r., że nigdy nie zamieni wspaniałej funkcji polskiego premiera na najlepszą nawet fuchę w Brukseli, by w za dwa miesiące zamienić.
Rozdarł się Donald Tusk w niebogłosy, że „znamy kilka państw, szczególnie na wschód od Polski, gdzie władza z podobną zaciekłością atakuje niezależne sądownictwo i wolne media, między innymi, a może głównie po to, żeby móc bezkarnie i bez zwracania uwagi publicznej kraść”. Jeśli tak, to czy władza mogła w 2012 r. kraść za zgodą niezależnych sądów i wolnych mediów, skoro chodziło o 9 razy więcej stanowisk? To byłoby straszne i okropnie demoralizujące. Ale tłumaczyłoby skalę: 9 razy więcej dlatego, że niezależnym sądom i wolnym mediom to wisiało kalafiorem. Nic nie insynuuję, idę tylko tropem rozumowania Donalda Tuska.
Jest nawet gorzej. „Właściwie tylko jedno słowo ciśnie się na usta – mafia” – powiada Donald Tusk. I doprecyzowuje, że „te działania do złudzenia przypominają sceny właściwie nawet nie z życia, ale z drastycznych fabularnych filmów o działaniach mafii, czy to jest Sycylia, czy Kolumbia”. Sycylię można jeszcze zrozumieć, ale ta Kolumbia i jej narkotykowe mafie? I znowu porównanie. Jeśli 900 to Sycylia i Kolumbia, to ile i jakich mafii trzeba by jeszcze dodać do 8000. Chińskie Triady, rosyjskie – sołncewską, czeczeńską, tambowską czy japońską Yakuzę?
Skoro przy 900 posadach „właściwie całe państwo polskie jest w rękach naprawdę nieźle zorganizowanej grupy, dla której głównym celem jest nagrabić tyle, ile się da”, to przy 8000 posad wychodziłoby kilka państw. Jak już była mowa: nie chodzi o relatywizację, lecz o idiotyzm takich wywodów. Ten idiotyzm się zresztą pogłębia, gdy Donald Tusk mówi, że „mamy do czynienia z kompletnie bezkarną magnaterią, pyski pełne sloganów na temat patriotyzmu, tradycji, obrony wartości. A od rana do wieczora grupa, która trzyma władzę, tak naprawdę zajmuje się tylko jednym - własnymi nieczystymi interesami”.
Litościwie pominę owe „pyski” w ustach europejskiego gentlemana, ale i tak władza pod wodzą Donalda Tuska musiałaby się „własnymi nieczystymi interesami” zajmować co najmniej 72 godziny na dobę. A jakie wtedy było państwo, skoro to obecne to „właściwie państwo upadające, przypomina nam głowonoga, ośmiornicę, to głową jest prezes partii rządzącej. A macki - inaczej niż w zoologii - setki, tysiące takich macek obejmują właściwie wszystkie płaszczyzny, wszystkie dziedziny życia”. Ale jeśli to „upadające państwo” dało radę znaleźć ponad 200 mld zł na pomoc w związku z pandemicznym kryzysem i dochody budżetu wyniosą w 2021 r. 483 mld zł (w stosunku do 283,5 mld zł w 2014 r., gdy Donald Tusk przestał być premierem), to coś z tym „upadającym państwem” i „złodziejstwem” się nie zgadza. To wtedy nie kradli i na nic nie było, a dochody państwa były aż o 200 mld zł niższe?
Jak już Donald Tusk się ośmieszył wywodami o strasznym złodziejstwie PiS, które jakimś cudem uczyniło polskie państwo znacznie bogatszym niż za jego rządów, to postanowił się ośmieszyć do cna strasząc politycznymi konsekwencjami owego złodziejstwa. „Czy PiS - biorąc pod uwagę to, jak bezwstydnie, jak łapczywie zagarnia wszystko w swoje ręce - czy w związku z tym PiS użyje wszystkich dostępnych metod, żeby władzę obronić, żeby utrzymać się przy władzy, mówiąc krótko: czy będzie gotowy sfałszować wybory, kiedy Polacy w swojej większości zrozumieją, z jaką władzą mają do czynienia - tak, oczywiście, tego należy się obawiać”.
Jeśli podążać za logiką Donalda Tuska, to przy „jego” 8000 posad dla swoich i bez porównania gorszych wpływach do budżetu, wybory prezydenckie i parlamentarne w 2015 r. musiałyby być potwornie wręcz sfałszowane. Przez wtedy rządzących, czyli przez PO. I być musiały, skoro oba wygrała Zjednoczona Prawica. Czy Donald Tusk celowo zgotował swojej partii taki los? To byłoby straszne. Przede wszystkim chodzi o kompletne kretyństwo takich wywodów i pseudownioskowań. I o bezczelność w przypisywaniu oszustw.
Jak już Donald Tusk sam sobie zamulił głowę, rączo pospieszył zapewnić Polaków, że po to wrócił, żeby zatrzymać proces, w którym „cały naród w jakimś sensie przyzwyczaił się do tej cichej, dość paskudnej w swych objawach degradacji państwa. Że przyzwyczaimy się do tego, że władza może bezkarnie kraść, bo dzieje się to po cichu i angażuje bardzo dużo ludzi”. Jeśli obecnie mamy do czynienia z „paskudną w swych objawach degradacją państwa”, to czym były dla tego państwa rządy Donalda Tuska? I ile setek miliardów złotych wtedy bezkarnie ukradziono?
Można nie mieć żadnych argumentów i iść w zaparte albo oskarżać i obrażać politycznych rywali, ale Polacy nie są kompletnymi durniami, za jakich ich Donald Tusk najwyraźniej uważa. Na razie potrafią dobrze liczyć i prawidłowo wnioskować. W przeciwieństwie do tych, których domeną jest logika paranoika. I arytmetyka spod śmietnika.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/567998-tusk-ujawnia-zlodziejstwo-rzadzacych-czyli-logika-paranoika