„Dla totalnej opozycji nie liczy się Polska i Polacy. Liczy się tylko i wyłącznie spór polityczny, wojna polsko-polska” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl europosłanka PiS Anna Zalewska.
wPolityce.pl: Premier Morawiecki powiedział, że w sprawie Turowa „ciężko będzie doprowadzić do porozumienia przed wyborami” w Czechach. Czy faktycznie później uda nam się dogadać z Pragą?
Anna Zalewska: Musi być taka szansa. Myślę, że wie o tym na pewno pan premier Mateusz Morawiecki, a także pan premier Babisz, czy w przyszłości następny szef rządu czeskiego. Kilka tygodni temu przeprowadzono badania po stronie czeskiej i polskiej wśród mieszkańców. Okazuje się, że zarówno Polacy, jak i Czesi nie życzą sobie tego sporu. Tam padało wiele pytań, ale na wszystkie jest odpowiedź (60-70-80 proc.), która stwierdza jednoznacznie, że spór należy zakończyć, oni nie są stroną tego konfliktu, a w dodatku żyją w przyjaźni i z pracy w kompleksie Turów.
Rzeczywiście negocjacje komplikują się w związku z wyborami. Dochodzą mnie takie słuchy, że Czesi ciągle podbijają stawkę i nie wypełniają wcześniejszych zobowiązań, które zostały ustalone. Pojawiały się nawet pomysły jakichś nadzwyczajnych inspektorów (nie wiadomo, dlaczego po stronie polskiej, a nie czeskich, czy niemieckich kopalni), jak również kar, które byłyby zasądzane automatycznie z pominięciem sądów. Proszę mi wierzyć, że nikt nie zgodzi się na coś takiego. Poza tym dyskutuje się o dużej kwocie, którą państwo polskie będzie chciało wypłacić, czy zainwestować po stronie czeskiej. To bez umowy międzynarodowej i woli politycznej po prostu jest niemożliwe. Mam nadzieję, że to się zakończy, a przede wszystkim, iż wreszcie rozstrzygnie się spór przed TSUE. Postanowienie pani sędzi Rosario Silvy de Lapuerty nie jest wyrokiem. To jest tylko i wyłącznie jej pomysł na określoną rzeczywistość. Zdaje się, że ma wiele postanowień, jeżeli chodzi o Rzeczpospolitą. Prawdopodobnie jest to jedna z ostatnich decyzji, bo już kończy się jej kadencja. Ale tak dalece połamała traktaty, że nawet nie wysłuchała stron. Mam wrażenie (bo czytałam postanowienie do tego uzasadnienia), że nie przeczytała dokumentacji i tego wszystkiego, co polski rząd przedstawił. Chcę Państwu przypomnieć, że ten spór został już wygrany w 2020 roku przed Komisją Europejską.
Jak ocenia Pani postawę opozycji ws. sytuacji związanej z Turowem?
Dla totalnej opozycji nie liczy się Polska i Polacy. Liczy się tylko i wyłącznie spór polityczny, wojna polsko-polska. Ostatnie wydarzenia na słynnych już urodzinach redaktora Roberta Mazurka, pokazują to jak na dłoni. Przecież Donald Tusk kazał się postawić do dyspozycji, zastanawiał się nad losem Budki i Siemoniaka, dlatego że oni ośmielili się rozmawiać z kimś z PiS-u. Nie po to chyba w 2005 roku rozpoczął propagandę pogardy (bo przypominam pamiętne słowa o „moherowych beretach” i rechot na sali sejmowej), żeby teraz, kiedy rozpętał taką wojnę, nagle uzmysławiał Polakom, że my się spieramy politycznie, ale przecież o różnych innych kwestiach potrafimy ze sobą rozmawiać. Przede wszystkim służąc ludziom w danych okręgach wyborczych.
Warto także wspomnieć o pakiecie „Fit for 55”, nad którym cały czas toczy się ożywiona dyskusja.
To są kluczowe dokumenty, które zdecydują o życiu wszystkich obywateli UE, w tym Polski, jak również zdecydują w jakim miejscu będzie Unia i dokąd zmierza. Pakiet „Fit for 55” to jest nic innego, jak pakiet 16 różnych dokumentów (dyrektyw, rozporządzeń, decyzji), które mają po pierwsze dostosować się do prawa klimatycznego, które zostało uchwalone ostatecznie w czerwcu. Po drugie obywatele mają dostosować się do celu obniżenia emisji dwutlenku węgla o 55 proc. do 2030 roku w stosunku do 1990. Absolutnie każdy z tych dokumentów znowu udaje, że nie pamięta, co się wydarzyło w grudniu na Radzie Europejskiej, kiedy mówiliśmy o zgodzie na zero-emisyjność do 2050 roku oraz że nie rozumie i nie widzi tego, co jest w prawie klimatycznym. Dowodem na to, że już jest problem, to fakt, iż przed ogłoszeniem 14 lipca (pakietu „Fit for 55” – red.), 1/3 komisarzy zgłosiła zdanie odrębne, a komisarz budżetu zachował duży dystans, ponieważ nic nie jest policzone. Teoretycznie coś się liczy, a tak naprawdę mówi się: obywatelu zapłacisz za to sam. Zapłacą nie tylko te energochłonne przedsiębiorstwa, które w tej chwili są zakładnikiem spekulacyjnego rynku zakupu uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Spekulacje wynikają z faktu, że w 2014 roku, Donald Tusk i Ewa Kopacz zgodzili się na rewizję dyrektywy mówiącej o handlu uprawnieniami do emisji CO2 i ściągnęli z rynku 900 mln uprawnień, bo były za tanie. Teraz podczas pandemii w ciągu półtora roku cena za tonę dwutlenku węgla skoczyła z 16 do 60 euro i żadna firma, czy zakład nie jest w stanie tego wytrzymać. Do tego systemu włożono w tej chwili lotnictwo (proponuję, żebyście Państwo pomyśleli o cenach biletów lotniczych), transport morski (razem z portami), oprócz tego samochody osobowe, a także budownictwo (czyli domki jednorodzinne i wielorodzinne budynki). Tam też będą liczone emisje dwutlenku węgla. Jak dodamy do tego kary dot. ciepłownictwa plus pomysł na wspólny podatek tego, co kopalne, a promocji tego, co niby odnawialne (elektrownie wiatrowe mają ogromny ślad węglowy i są kłopoty z ich utylizacją), to mamy obraz absolutnych restrykcji, które przełożą się na życie obywateli Unii Europejskiej. Jako ostateczny dowód, że czekają nas najtrudniejsze miesiące w UE podam, że przewodniczącym komisji środowiska jest bardzo bliski współpracownik i przyjaciel Emmanuela Macrona, który powiedział, iż w momencie ogłoszenia grożą nam żółte kamizelki w całej Unii.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
mm
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/567770-wywiad-zalewska-czekaja-nas-najtrudniejsze-miesiace-w-ue