Cały ten wielki powrót „na biały koniu” zaczął się dość zabawnie, bo Donald Tusk ogłosił, że wrócił na sto procent, PiS, to zło, reszta, to dobro, poprzestawiał ludzi w Platformie, ogłosił, że 500 plus wymyśliła Ewa Kopacz, tylko nie zdążyła wyjąć z szuflady i pojechał na urlop.
Tusk po powrocie zapowiedział m.in. zdejmowanie krzyży z miejsc publicznych, związki partnerskie, by kilka tygodni później, na konwencji całować chleb i opowiadać o znaku krzyża, który na chlebie czyniła mama. Kolejną chwilę później sprostował, że to był chwyt pod publiczkę, bo przecież w dużych miastach PO elektorat ma, więc trzeba otumanić ten z mniejszych miejscowości.
Szybko okazało się, że Donald Tusk nie cieszy się już w partii tym autorytetem, co kiedyś i nie panuje nad swoimi ludźmi, ani nad jednolitym przekazem. Harce na granicy i niechcący ogłoszony, podczas Campusu Polska, program były tego najlepszym przykładem. Konieczne było więc publiczne ruganie i upominanie posłów podczas konwencji. Apele o odpowiedzialność za słowo i ogłoszenie, że katolik, to jednak nie wróg.
Jednak do prawdziwej furii doprowadzili Tuska posłowie, którzy wbrew narracji o wojnie totalnej i bitwie dobra ze złem na śmierć i życie, spotkali się na imprezie urodzinowej z posłami PiS. Choć wszyscy świadkowie zdarzeń przyznają, że żadnego wspólnego picia i zażyłości nie było, politycy PO ponieśli polityczne konsekwencje, jakie nie spotkały nikogo za znacznie poważniejsze przewinienia (z łamaniem prawa łącznie). Nawet Donald Tusk zrozumiał, że przesadził, więc w wyjście z historii (a raczej z histerii i raczej bez twarzy) zaangażował sprawnie posługującą się WhatsAppem starszą panią, która musiała się wstawić za „pozytywnymi chłopakami”.
Za to politycy PO rozpoczęli nową konkurencję: kto bardziej nie lubi pisowca i jak to okazuje. Zaczął Paweł Poncyljusz.
Zawsze na spotkaniach z politykami PiS jestem wobec nich za ostry. To nie jest tak, że poza kamerami pijemy sobie z dzióbków. Funkcjonowanie w polityce traktuję jako kontynuację służby państwowej. Moi koledzy z harcerstwa, którzy opowiedzieli się po stronie PiS, też próbują coś robić w poczuciu odpowiedzialności za państwo. Nie jest tak, że nieformalne spotkania są okazją do przyznawania sobie racji. Takie spotkania zawsze odbywają się w osnowie politycznej debaty i sporu
— tłumaczył poseł Poncyljusz w PR24.
Publicznego samobiczowania posła Siemoniaka nawet szkoda cytować, bo zwyczajnie żal człowieka. Natomiast posłowie PiS powinni mieć się na baczności, bo istnieje ryzyko, że koledzy z PO będą ich od teraz kopać po kostkach, popychać lub podstawiać im nogę. Byle udowodnić Tuskowi, jak bardzo ich nie lubią i jak bardzo nie rozmawiają.
Kto liczył, że powrót Tuska zasadniczo zmieni znacząco sytuację PO ten bardzo się przeliczył. Jedyne co się nowemu szefowi PO udało, to wzbudzić litość wobec polityków, do których wcześniej mało kto żywił takie uczucia. Ale teraz zwyczajnie nie da się nie współczuć Budce, Siemoniakowi czy Trzaskowskiemu.
Pozostaje pytanie, co się tak bardzo zmieniło podczas nieobecności Tuska? Jego partia, ludzie, Polacy, Polska? Czy może to Donald Tusk tak się oderwał od polskich realiów i tak rozleniwił na brukselskich salonach, że zwyczajnie „nie ogarnia” (jak mówią dzieciaki). Bo to przecież kiedyś był sprawny polityk, a dziś została tylko karykatura.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/567737-wrocil-nie-tusk-a-jego-karykatura