Co jest powodem, że Ministerstwo Sprawiedliwości oraz większość prezesów trzyma parasol ochronny nad sędziami – politycznymi mąciwodami? Czy państwo może pozwolić sobie na milczącą zgodę na chaos prawny w Polsce? Dlaczego tylko w środowisku sędziów dopuszczalne są zachowania nie pomyślenia w żadnych innych instytucjach państwa? Czy Polska przestanie istnieć bez kilkuset sędziów wyrzuconych z zawodu?
Czy ktoś sobie wyobraża, że jakiś dziennikarz któregoś dnia ogłasza na redakcyjnej tablicy informacyjnej, że od jutra nigdy nie napisze wspólnego materiału ze swoim redakcyjnym kolegą z Janem N., ponieważ ten został bez należytych podstaw awansowany ze stażysty na etat redaktora przez prezesa wydawnictwa. Tenże sam rebeliant oświadcza, że nie zgadza się, aby jego teksty znajdowały się na tej samej kolumnie, na której byłyby materiały Jana N.
Co by zrobiono z takim wichrzycielem? Prawdopodobnie tego samego dnia podziękowano by mu za pracę. No tak, z dziennikarzem to normalne postępowanie, ale nie z sędzią, który kwestionuje uprawnienia swojego kolegi, rekomendowanego przez niewłaściwą Krajową Radę Sądownictwa, bo nie wybraną niemal wyłącznie przez sędziów, jak dawniej było, lecz w dużej mierze także przez polityków.
Nawet mianowanie takiego człowieka na sędziego przez prezydenta Polski trzeba uznać za nieważne, bo obarczone jest grzechem pierworodnym – skażoną, nielegalną Radą Sądownictwa. Prezydent powinien wiedzieć kogo mianuje, a nie w zmienionych warunkach wyboru KRS, kierować się normalną procedurą, jak istniała przed reformą wymiaru sprawiedliwości – twierdzą kontestatorzy obecnego porządku prawnego.
Bunt sędziów
W Krakowie mamy do czynienia z prawdziwą rebelią sędziowską. Wczoraj 11 sędziów Sądu Okręgowego w Krakowie ogłosiło, że nie będą w tych samych składach z sędziami, wcześniej dostali poparcie Krajowej Rady Sądownictwa utworzonej w grudniu 2017 roku.
Muszę powiedzieć, że nie rozumiem zachwytów wielu internautów nad decyzją prezes Sądu Okręgowego w Krakowie Dagmary Pawelczyk – Woickiej, która zapowiedziała, że wobec tych 11 sędziów złoży wniosek do Rzecznika Dyscyplinarnego Sędziów Sądów Powszechnych o wszczęcie wobec nich postępowania wyjaśniającego. Na razie jednak, aby spełnić postulat ich buntu nie będą losowani do wieloosobowych składów orzekających, co ustrzeże ich od przypadkowego zetknięcia na jednej sali sądowej ze skażonymi sędziami.
Zgoda, że na tle postępowania w podobnych przypadkach niesubordynacji sędziów przez innych prezesów, szefowa krakowskiego sądu wyróżnia się. Bo przecież niedawny bunt dwojga sędziów w Olsztynie, nie spotkał się z żadną zdecydowaną reakcją prezeski Sądu Okręgowego w Olsztynie.To oburzające.
Sposób na fanaberie
Wydaje mi się jednak, że najbardziej skutecznym sposobem na położenia tamy fali politycznych fanaberii wielu sędziów w Polsce jest sposób, w jaki załatwił podobną sprawę wiceprezes Sądu Okręgowego w Warszawie, Przemysław Radzik. Otóż, kiedy warszawski sędzia Jacek Tyszka odmówił orzekania spraw w składach, w których będą zasiadać osoby powołane przez wadliwą KRS, wiceprezes Przemysław Radzik, uznał to jako równoznaczne ze zrzeczeniem się urzędu sędziego. W myśl przepisów prawa zrzeczenie się jest równoznaczne z rozwiązaniem umowy o pracę. Tym samym rewizjonista Jacek Tyszka przestał być sędzią.
Może go jednak zatrudnić stowarzyszenie „Iustitia” jako swojego eksperta do spraw skutecznych protestów, motywowanych politycznie. Później potrzebni będą eksperci do stowarzyszeń sędziów wyrzuconych z zawodu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/567475-sedziowie-nietykalni-szkodnicy-prawa