W związku z niezachowaniem należytych standardów jakich oczekuje się od wiceprzewodniczących PO, Donald Tusk wezwał na rozmowę posłów Borysa Budkę i Tomasza Siemoniaka. W wyniku rozmowy obaj oddali się do dyspozycji przewodniczącego
— poinformował PAP rzecznik PO Jan Grabiec. Budka i Siemoniak są wiceprzewodniczącymi PO, a Budka sprawuje ponadto funkcję szefa klubu parlamentarnego KO.
Sprawa ma związek z udziałem obu polityków w urodzinach dziennikarza Roberta Mazurka i zdjęciami z tego spotkania zamieszczonymi przez dziennik „Fakt”. Ale czy chodzi jedynie o ukaranie ludzi, którzy śmieli pokazać się obok polityków PiS? Zdaniem wielu komentatorów, to jedynie pretekst; w istocie Tusk postanowił przeprowadzić czystkę na szczytach władzy w Platformie. Nawet Borys Budka - który Tuskowi ustąpił miejsca w fotelu przewodniczącego Platformy - nie może liczyć na łaskę. Być może to on jest głównym celem całej operacji.
Cóż, byli tacy, którzy ostrzegali. Np. Jan Rokita, który już w czerwcu b. r., w tekście pt. „Prospero nie wróci do Mediolanu, czyli ostatnia akcja Donalda Tuska”, opublikowanym w tygodniku „Sieci”, pisał tak:
Donald Tusk nie jest przyjacielem Platformy Obywatelskiej. Nie jest nim także wtedy, a może nawet zwłaszcza wtedy, gdy nieoczekiwanie występuje z deklaracjami, iż: „jest gotów zrobić wszystko, aby Platforma nie przeszła do historii”. Jedynym szefem Platformy, który mógł nie zdawać sobie sprawy z tego oczywistego faktu, była Ewa Kopacz, której - dzięki dymisji Tuska - najzupełniej deus ex machina wpadło w ręce na krótką chwilę przywództwo partii i premierostwo dość dużego państwa europejskiego. Doskonale świadomy tego faktu był już następny szef Platformy Grzegorz Schetyna, skoro w ciężkich bojach musiał bronić politycznej suwerenności partii, zagrożonej wtedy atakiem „Gazety Wyborczej”. KOD-u, aktorek i intelektualistów, z Tuskiem - jako cichym prowodyrem tamtego przedsięwzięcia.
Schetyna, niczym Nelson pod Trafalgarem, wygrał tamtą ciężką batalię, choć sam w niej niestety padł. Po nim przyszedł Borys Budka, który przez krótką chwilę mógł chyba sądzić, że Tusk mu pomoże, skoro – jakby nie było – obaj z dwóch różnych stron pracowali nad eliminacją Schetyny, a wróg mojego wroga musi ponoć być moim przyjacielem. Otóż okazuje się, że nie musi. I Budka wie już to teraz nawet lepiej i bardziej boleśnie, aniżeli wiedział o tym swego czasu Schetyna. Wie, że Tusk wykorzysta jego słabość i słabość Platformy, aby zaatakować. I to zaatakować w sposób, który jest nie tylko tak charakterystyczny dla stylu działania Tuska, ale jest też jednym z ważnych źródeł jego wielkiej politycznej kariery. Czyli zaatakować jako czuły i troskliwy przyjaciel, który lekki pałacowy sztylet ukrywa w butonierce eleganckiej marynarki Ermenegildo Zegna.
(…)każdy kto miał okazję zetknąć się w polityce z Tuskiem i potrafi jako tako czytać emitowane przez niego tzw. „sygnały”, wie dobrze, że jeśli Tusk deklaruje publicznie wobec kogoś, albo czegoś w polityce stosunek „miłosny”, albo „serdeczny” (to jego język polityczny), to znaczy, że przynajmniej w ogólnych zarysach zadzierzgnął już intrygę, mającą na celu wyizolowanie i pozbawienie wpływów tego „kogoś”, albo „czegoś”. Dość prawdopodobne, że tak właśnie jest obecnie z Platformą i jej kierownictwem. Tego rzecz jasna nigdy nie pojmą szeregowi posłowie i aktywiści partyjni, nawet jeśliby sami w rozmaitych rozgrywkach i intrygach lokalnych umieli wykazywać się makiawelizmem, właściwym dla ich miary i realnej rangi ich problemów.
Trzaskowski to bardzo inteligentny ekspert od Europy, jednak w zestawieniu z Tuskiem polityk prostoduszny i łatwowierny, nie mający nawet cienia tej pasji do skrytej i podstępnej intrygi, która jest znakiem rozpoznawczym politycznej osobowości niegdysiejszego szefa Rady Europejskiej. Więc omotanie Trzaskowskiego „miłosną” i „serdeczną” siecią intryg powinno być dla Tuska raczej wykonalne.
Przewidywania publicysty „Sieci” spełniły się co do joty. Cóż, może gdyby Budka przeczytał tę analizę, historia potoczyłaby się inaczej?
Sil
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/567428-tusk-siegnal-po-lekki-palacowy-sztylet-rokita-ostrzegal