Dlaczego negocjacje z czeską stroną, mimo bardzo dużej dobrej woli z polskiej strony, na razie nie przyniosły zakończenia sporu o Turów? Dlaczego premier miał powody, by 25 maja mówić, że czeski wniosek do TSUE zostanie wycofany? Oto nasze ustalenia w tych kluczowych wątkach.
Chwilami mieliśmy wrażenie iż niektórzy po stronie czeskiej uznali, że to dobra okazja, by za polskie pieniądze załatwić wszystkie lokalne problemy, a nawet wybrukować złotem przygraniczne wsie i miasteczka
— mówi nam osoba obserwująca negocjacje w sprawie Turowa z bliska.
Nie tylko pieniądze
Ale nie chodziło tylko o pieniądze.
Oprócz eskalowania oczekiwań problemem były próby wpisywania w umowę mechanizmów karnych, ale nie polegających na odwoływaniu się do jakiegoś sądu czy arbitrażu w sytuacji przyszłego sporu, lecz zakładające automatyczną, domniemaną winę polską i idące za tym kolejne kary
— słyszymy także.
Nasi rozmówcy wskazują, że do impasu w negocjacjach doprowadziły dwa elementy. Po pierwsze - totalna pewność strony czeskiej.
Uznano tam, że mogą żądać, czego chcą, że nie ma tu żadnej granicy rozsądku, bo my mamy pistolet przystawiony do głowy.
Po drugie, jednoczesny brak zdolności politycznej po czeskiej stronie do podjęcia jakiejkolwiek ostatecznej decyzji.
Nawet domknięte na jednym posiedzeniu, uzgodnione już sprawy, na kolejnym wracały jako otwarte, znowu podejmowane.
Inny rozmówca potwierdza:
Żeby te negocjacje z nami były skuteczne, najpierw musiałyby się odbyć wewnętrzne, czeskie. Interesy samorządów, rządu, polityczne presje przed wyborami - to wszystko powoduje tam całkowity brak decyzyjności.
Czy jednak strona polska nie powinna mimo to negocjować bez końca?
Powinna, i to robiła
— słyszymy.
Odbyło się 12 sesji negocjacyjnych, niektóre z nich trwały po trzy dni. Ale to, co - wydawało się - dogadaliśmy, za chwilę znowu wracało jako otwarte.
Co znalazło się w protokole?
Co więcej, już po pierwszych rundach podpisano protokół dość precyzyjnie tworzący ramy porozumienia. Pozostawało przełożyć to na język prawny, co jest dość rutynowym zadaniem w takich sprawach. Na tej podstawie właśnie premier mówił 25 maja iż czeski wniosek do TSUE zostanie wycofany.
I miał pełne prawo to powiedzieć, bo to było oczywiste dla wszystkich rozmówców, czeskich też. Ale na następnej rundzie negocjacyjnej Czesi zaczęli twierdzić, że ten protokół dla nich właściwie nic nie znaczy
— stwierdza jeden z naszych rozmówców.
I podkreśla, że nikt w rządzie niczego w tej sprawie nie zlekceważył, każdy rozumiał stawkę i konieczność kompromisu. Była pełna mobilizacja, najlepsza wola.
I nadal jest - ale dopóki nie spotka się z elementarną przewidywalnością po stronie czeskiej, dopóty szansę na porozumienie widzę kiepsko. Oni muszą otrzeźwieć
— podsumowuje.
Gił
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/567236-tylko-u-nas-szokujace-kulisy-negocjacji-z-czechami