Publicysta Owen Jones miał 30 lat, gdy wydał swoją głośną książkę „Establishment - jak im się to udaje”, poświęconą prawicowym wpływom we władzach Wielkiej Brytanii. Autor ma prawo korzystać ze wszystkich atrybutów angielskiego mainstreamu - jest lewicowym aktywistą wspierającym Partię Pracy, gejem, działaczem LGBT, feministą, socjalistą, stałym publicystą najbardziej poczytnej prasy takiej jak The Guardian i The Independent. We wspomnianej publikacji, która ukazała się na rynku w 2014 roku, Jones zaprezentował stanowczą tyradę przeciwko wpływowej warstwie społecznej, która podobno ma ogromne wpływy w Wielkiej Brytanii i która de facto rządzi krajem.
Publicysta stwierdził, że jego książka zajmuje się grupami, złożonymi z
przeważnie niewybranych [w demokratycznych wyborach] i nieponoszących odpowiedzialności ludzi, którzy sprawują władzę w rzeczywistości, nie poprzez bogactwo czy oficjalną władzę, ale poprzez swoje idee i mentalność
Owen stwierdził po prostu, że grupa konserwatywnych Brytyjczyków, przeważnie białych, heteroseksualnych mężczyzn, którzy odebrali edukację w latach 60-tych, jest w stanie narzucać swoje wyobrażenia o państwie i kształtować je wedle własnego uznania. Powołując się na innych znanych autorów lewicowo-liberalnego mainstreamu publicysta lokuje tę grupę na uniwersytetach, na wysokich stanowiskach w administracji oraz w Kościele anglikańskim. Establishment, zdaniem Autora, to we współczesnej Anglii politycy, przedsiębiorcy, właściciele mediów i znani dziennikarze, naukowcy, prawnicy i cała inna grupa, która utrudnia - jak przekonuje Owen - wyzwolenie klasy pracującej i obalenie niezasłużonych przywilejów władzy. To że biali heteroseksualni mężczyźni są nadal tak wpływowi, jest - pisze publicysta - zasługą licznych nieformalnych powiązań ludzi, którzy nie chcą postępu, którzy mają zbliżony punkt widzenia i interesy. Kolejne konserwatywne rządy XX wieku wzmacniały ten establishment poprzez awanse i tworzenie relacji, także prywatnych, między zawłaszczającymi kraj elitami.
Tak rozumiany establishment jest złowrogą grupą społeczną, niejako prawdziwym rządem, drugim państwem, które realizuje cele inne od tych deklarowanych oficjalnie.
Establisment - wersja polska
Gdyby Owen Jones nie był gejem, działaczem LGBT, feministą i socjalistą i napisał podobną książkę o jakimkolwiek innym establishmencie, byłby uznany za wariata i autora „teorii spiskowych”. Jego koncepcja byłaby spłycona, sprymitywizowana, pokazana w wersji dla paranoicznych fanów sensacji politycznych, potem w tej wersji rozgromiona, a autor byłby zmarginalizowany w debacie publicznej.
Bo przecież tak się dzieje - liczni konserwatywni komentatorzy, którzy opisują establishment, są wyśmiewani i ignorowani. Donald Trump opowiadał o „deep state”, Jarosław Kaczyński w 2005 roku mówił o „układzie” rządzącym Polską, a śp. dr Jerzy Targalski określał III RP mianem „Ubekistanu”. Żadna z tych teorii nie wychodziła dalej niż podejrzenia Owena Jonesa wobec rzeczywistości brytyjskiej.
Tymczasem gdyby taki Owen Jones znalazł się w Polsce i swoją metodę oceniania rzeczywistości politycznej przyłożył do naszych realiów, to złapałby się za głowę. Brytyjski establishment wychowany w dobrych koledżach, uczęszczający do podobnych klubów i grających na tych samych boiskach do krykieta, jest jedynie luźną grupką przy zwartej nomenklaturze PRL, która przeszła suchą stopą przez tzw. „transformację ustrojową”.
Brytyjski establishment to nic
Resortowe dzieci, funkcjonariusze tajnych służb PRL, ich przedsiębiorczy współpracownicy, czerwoni profesorowie i sędziowie spełniają wszystkie kryteria Owena Jonesa - nie byli wybierani i weryfikowani, nie byli też odpowiedzialni za państwowe patologie. Łączyły ich osobiste więzi i zbliżony punkt widzenia. Wpływali na państwo, de facto nim rządzili - często silniej niż władza ustawodawcza i wykonawcza.
Ale elity III RP - po wyczerpaniu definicji lewicowego pisarza - idą dalej w swojej mocy i zwartości. Są kimś więcej niż ludźmi z podobnych szkół i barów - byli wychowywani przez tych samych aparatczyków, prowadzeni przez tych samych doktrynerów, oficerów, liderów (podopieczni Jacka Kuronia z jego czerwonej młodzieżówki). „Nasi” nie są luźno związanym towarzystwem, które poznawało się podczas niedzielnych nabożeństw, ale siedzieli w tych samych ławkach szkół partyjnych (Marian Turski z Edwardem Gierkiem). Brytyjska „klasa próżniacza” odziedziczyła majątek po swych rodzicach, a ich nadwiślańska wersja odziedziczyła majątek zagrabiony prawowitym właścicielom (dzisiejszy dom córki gen. Jaruzelskiego odebrany prawowitym właścicielom na mocy tzw. dekretu Bieruta). Establishment Jonesa wspinał się na szczyty drabiny społecznej podczas rządów konserwatystów - nasz establishment najpierw przywieźli rosyjscy tankiści, a potem dokoptowali sowieccy architekci Pieriestrojki (Okrągły stół). Brytyjscy sędziowie może palili te same drogie cygara, ale nasi uczyli się u tego samego stalinisty, brytyjscy starzy generałowie może jeździli na wspólne polowania do Szkocji, ale nasi jeździli na wspólne szkolenia do Moskwy. Wszystkie aspekty polskiego establishmentu wypadają po stokroć dramatyczniej niż ze złowrogiego obrazu lewicowych publicystów na Zachodzie. Brytyjskich polityków może i kupi albo zmanipuluje chiński lub rosyjski oligarcha, ale naszych za nos wodzić może nawet dyktatorek z Mińska albo czeski samorządowiec niezadowolony z kopalni w Turowie.
Lewicowe spojrzenie powinno uderzać w III RP
Przykładów można by mnożyć, dość wspomnieć o jednoznacznej konkluzji - gdyby wziąć europejskie, lewicowe ostrze przeciwko elitom zakulisowych wpływów, to głównymi oskarżonymi byłyby zapoczątkowane w PRL środowiska - Gazety Wyborczej, TVN, majątków polskich oligarchów spod znaku Ryszarda Krauze albo Jana Kulczyka, większości wykładowców uczelnianych itp.
Polski establishment jest dysponentem medialnych wpływów, gronem którego nikt nie wybrał w demokratycznych wyborach czy w rynkowym wyścigu, nikt nie kontroluje i nikt nie może odwołać. Szefostwo TVN, które zaszczepiło się poza kolejnością, nie poniosło żadnych konsekwencji, w aurze skandalu poprowadziło spektakularną kampanię w obronie swoich interesów („lex TVN”), atakując państwo polskie (wyzywanie polskich mundurowych, deprecjonowanie Trybunały Konstytucyjnego), Michnikowi upiekła się „Afera Rywina”, tysiące funkcjonariuszy zbrodniczego reżimu uniknęły lustracji, podatkowych kontroli, społecznego ostracyzmu.
Jeśli lewica na Zachodzie grzmi na swój rzekomo wszechwładny establishment, to co mamy powiedzieć my?
Nasze niewidzialne państwo, „deep state” w nadwiślańskiej wersji, „Ubekistan”, jest znacznie silniejsze i trwalsze niż elity z najgorszych snów zachodniej lewicy. Obecnie rządzących można odwołać w każdych następnych wyborach, instytucje państwowe na powrót przejmą ludzie związani z Platformą czy Lewicą. Jedna Polska - ta rządzona przez Zjednoczoną Prawicę - może werdyktem wyborczym wrócić znów do opozycji - ale kto i jak może odwołać ten rzeczywisty establishment?
Tutaj czeka nas znacznie dłuższa i bardziej skomplikowana walka.
ZOBACZ RÓWNIEŻ:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/567162-polskie-deep-state-ubekistan-slowo-o-establishmencie