26 maja 2019 roku. Prawo i Sprawiedliwość pokonuje Koalicję Europejską w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Medialni liderzy opozycji natychmiast przystępują do wewnętrznych rozliczeń. Część dziennikarzy - w tym Tomasz Lis - o przegraną oskarża m.in. Leszka Jażdżewskiego, a konkretnie jego antyklerykalne wystąpienie z 3 maja, które wygłosił on na auli Uniwersytetu Warszawskiego. Tak szybko, jak znaleziono wtedy winnego porażki KE, tak równie szybko znaleziono receptę na przyszły sukces. Co miało go zagwarantować? Więcej szacunku do wyborców PiS. Brzmi znajomo?
To już było…
Tak, sobotnie wystąpienie Donalda Tuska mogło zaskoczyć, ale tylko i wyłącznie skalą obłudy i hipokryzji przewodniczącego Platformy Obywatelskiej. Mogło również sprawić wrażenie, że o to Platforma w końcu po kilku wyborczych porażkach zrozumiała, że obrażanie milionów Polaków głosujących na Zjednoczoną Prawicę nie jest kluczem do sukcesu. Otóż nie. To już było. Można nawet powiedzieć, że obecna sytuacja Platformy jest bliźniacza do tej z 2019 roku. Dlaczego? Bo dziś, tak jak i wtedy, Platforma gra swoim najlepszym składem. W 2019 roku opozycji po długich miesiącach udało się zjednoczyć, co wydawało się niewykonalne, a na co presję wywierali jej wyborcy. To jednak nie przyniosło to sukcesu. A przecież miało. To miał być klucz, ostatni puzzel, który miał uzupełnić zwycięską układankę. Nic z tego. I teraz też jest tak samo. Z Brukseli wrócił Donald Tusk. Ten, na którego w Polsce czekano od wielu lat i w którym pokładano ostateczne nadzieje na pokonanie PiS. I co? Na razie nic. Tusk co prawda zabrał trochę wyborców Polsce 2050, ale nic więcej. Były premier uderzył głową w szklany sufit. Co więc wymyślono? Nic nowego, bo przecież „kochać pisowców i katolików” Tomasz Lis nakazywał już dawno. Ba! Nie tylko on. Po przegranych wyborach do Parlamentu Europejskiego opozycja miała zrobić rachunek sumienia. Zresztą tak jak teraz. Mówił o tym w sobotę Tusk. I co? „Miłości” w 2019 roku wystarczyło na kilka dni, niektórym może na kilka godzin. Trafnie to wtedy opisał Stanisław Janecki, który wyczuwając obłudę środowiska liberalno-lewicowego, napisał:
Nie łudźmy się, po chwili przerwy wynikającej z wyborczego kaca elektorat PiS znowu będzie traktowany jak robactwo.
CZYTAJ WIĘCEJ: Stanisław Janecki: Część „elity” III RP teraz udaje aniołki i tonuje język, ale wkrótce politycy PiS znowu będą „ponurymi ch…mi”
Podobnie widział to również Michał Karnowski, który pisał:
Pewnie do poniedziałku narracja pogardy, zapowiedzi odwetu i wulgarnego nakręcania emocji wróci w stare, wytarte dobrze od roku 2005, koleiny. Przewidywałem to. Są świadkowie. Skąd wiedziałem? To boleśnie proste: ci ludzie nic innego nie umieją, nie ma tam żadnego innego zasoby, którego można by użyć jako wyborczej amunicji, nie ma umiejętności, by spróbować go wykreować. A gdyby się znalazł, nie ma już czasu, by na jesień uruchomić jakiś nowy silnik.
Myślę, że i tym razem będzie podobnie. Czy politykom Platformy Obywatelskiej starczy sił, aby przez dwa lata udawać zatroskanych o „lud”? Wątpię. Próbowano tego w 2019 roku i nie udało się, a przecież wtedy w perspektywie też były kolejne wybory, tym razem prezydenckie. Motywacja była więc odpowiednia. Dlaczego więc teraz miałoby się udać? A nawet jeśli… To, czy platformiany skręt w kierunku „ludu”, to jest to, czego oczekują wyborcy PO? Nie wydaje mi się.
Co więcej, odgrzewanie starego kotleta, trzeba de facto odczytać jako brak jakiegokolwiek nowego planu ze strony Tuska… Rację mają ci, którzy mówią o histerycznym wręcz „zwrocie Platformy”. Nic z tego nie będzie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/567066-kochac-pisowcow-po-miala-juz-w-2019-roku-i-co