„Zwróciłem się do szefa CBA o objęcie planowanej przez Aleksandrę Dulkiewicz transakcji zakupu za 45 mln zł od Francuzów 51 proc. akcji w spółce SNG monitoringiem” – poinformował Kacper Płażyński, poseł na Sejm RP, były przewodniczący klubu radnych PiS w Radzie Miasta Gdańska. „Dochodzi do sytuacji, w której zamiast dokonać przejęcia obowiązków SNG przez miejską spółkę, która jest właścicielem całego tego systemu wodociągowego, czyli spółkę Gdańska Infrastruktura Wodociągowo-Kanalizacyjna my, po tym, jak ta trzydziestoletnia umowa dzierżawy się skończy, mamy Francuzom zapłacić 45 mln zł za ich 51 proc. akcji” – mówi portalowi wPolityce.pl Płażyński.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Lepiej późno niż wcale. Władze Gdańska chcą nałożyć karę finansową na spółkę odpowiedzialną za awarię przepompowni
Zwróciłem się do Szefa @CBAgovPL o objęcie planowanej przez @Dulkiewicz_A transakcji zakupu za 45 mln zł od Francuzów 51 proc. akcji w spółce SNG monitoringiem. Ta transakcja to nic innego jak wyprowadzenia z kieszeni mieszkańców Gdańska kolejny dziesiątek milionów za granicę
— napisał Kacper Płażyński na Twitterze.
Saur Neptun Gdańsk nie posiada żadnych cennych aktywów. Jedyne co realnie posiada to umowa dzierżawy infrastruktury miejskiej, która kończy się za 15 miesięcy. W SNG @gdansk ma 49 proc., mamy wiec wszelkie dostęp do dokumentów, pracowników, danych, know how
— podkreślił.
Nie jest więc prawdą, że nie mamy know how do zarządzania wodami w Gdańsku. To absurd. Co więcej, Sopot, który nie miał żadnych udziałów w SNG (a więc i know how), w tym roku rozwiązał z SNG umowę, a obsługę wodociągów przejęła nowa powołana spółka miejska Aqua Sopot
— poinformował były radny Gdańska.
W jego ocenie „pracownicy SNG powinni być zatrudnieni GIWK już pierwszego dnia po zakończeniu umowy z SNG, na tych samych warunkach”.
To ludzie stąd, nie wyjadą do Francji jeśli nie wykupimy tych udziałów. To absurdy opowiadane przez władze Gdańska usprawiedliwiające mętną transakcję
— podkreślił.
Władze Gdańska stoją na stanowisku, że kupno akcji w spółce Saur Neptun Gdańsk to „wariant najbezpieczniejszy z punktu widzenia mieszkanek i mieszkańców Gdańska, ale również zespołu pracowników” tej firmy. Argumentują, że „ogranicza ryzyka natury prawnej, organizacyjnej oraz zapewnia pełne wykorzystanie 550 doświadczonych osób, a także know-how, które jest największym bogactwem tej spółki”.
Z decyzją gdańskiego samorządu nie zgadzają się przedstawiciele PiS.
Przez 30 lat 51 proc. zysku netto SNG finansowanego przez gdańszczan odpływało do Paryża. Gdańscy klienci przez 30 lat ubogacali SNG, dzięki czemu wartość udziałów wzrosła z 10mln do 45mln zł i za tę kwotę władze Gdańska je odkupią. Paryż dziękuje gdańszczanom za tę szczodrość
— napisał na Twitterze Kazimierz Koralewski, przewodniczący Klubu Radnych PiS w Radzie Miasta Gdańsk.
„Ta spółka nie ma już żadnej realnej wartości majątkowej”
Boję się domyślać, skąd ten pomysł, natomiast z racjonalną gospodarką nie ma do czynienia. Rzeczywiście 30 lat temu, w czasie transformacji ustrojowej państwa polskiego dochodziło do różnych szwindli. Niewątpliwie takim szwindlem było również zawarcie na 30 lat umowy dzierżawy ze spółką SNG, gdzie 51 proc. udziałów mają Francuzi - spółka dostała w dzierżawę miejskie wodociągi, których została operatorem zajmując się wodą i ściekami. Natomiast istotne jest to, że za 15 miesięcy ta umowa dzierżawy się kończy w związku z czym intencja, dla której ta spółka SNG z większościowym udziałem francuskim powstała, traci rację bytu. Tak naprawdę ta spółka nie ma już żadnej realnej wartości majątkowej, bo umowa dzierżawy była jej głównym aktywem
— mówi portalowi wPolityce.pl Kacper Płażyński.
Dochodzi do sytuacji, w której zamiast dokonać przejęcia obowiązków SNG przez miejską spółkę, która jest właścicielem całego tego systemu wodociągowego, czyli spółkę Gdańska Infrastruktura Wodociągowo-Kanalizacyjna my, po tym, jak ta trzydziestoletnia umowa dzierżawy się skończy, mamy Francuzom zapłacić 45 mln zł za ich 51 proc. akcji. Naprawdę tego się w żaden sposób nie da uzasadnić
— konstatuje.
Absurdalne argumenty władz miasta
Odnosząc się do argumentu władz miasta stojących na stanowisku, że należy wykupić te akcje, żeby mieć know how, Kacper Płażyński zauważa:
Ale przecież mamy tam 49 proc. akcji, mamy swoich członków rady nadzorczej. Sam Adamowicz był przewodniczącym Rady Nadzorczej, przez szereg lat uzyskując z tego tytułu bardzo pokaźne pieniądze. Gdańsk ma więc tam dostęp do wszystkich dokumentów, również personalnych, HR-owych, doskonale zna strukturę spółki. Know how przez te trzydzieści lat wydaje się, że Gdańsk uzyskał, bo jak mógłby nie uzyskać, skoro ma tam 49 proc.
Płażyński przypomina, że miasto Sopot, które również miało zawartą umowę z SNG na zarządzanie ich wodociągami, w sierpniu tego roku wypowiedziało tę umowę, założyło własną spółkę Aqua Sopot, która zarządza w tej chwili wodociągami mimo że miasto Sopot nie miało żadnych udziałów w SNG, „czyli idąc tokiem rozumowania pani Dulkiewicz, nie powinni mieć kompletnie żadnego know how a mimo to na to się zdecydowali i nie słyszałem żadnych skarg mieszkańców”.
Druga sprawa to jest kwestia pracowników. SNG zatrudnia około 500 pracowników. Co miałoby się z nimi stać? To są fachowcy. Będą potrzebni dokładnie do tego samego, można im zapłacić dokładnie te same pieniądze w ramach miejskiej spółki
— zauważa, podkreślając, że to nie jest tak, że ci fachowcy, jeżeli nie zostaną wykupione akcje, wraz z francuskim zarządem wyjadą do Francji.
To są ludzie mieszkający na Pomorzu i mogą robić to samo w innej, miejskiej spółce
— zaznacza.
Skandal z siedzibą SNG
Trzecia sprawa, która jest podnoszona, to jest to, że siedziba SNG przy ulicy Wałowej w Gdańsku jest przekazana SNG na podstawie umowy użytkowania wieczystego do roku 2032, czyli dziesięć lat dłużej niż trwa sama umowa dzierżawy, co jest – tak na marginesie – oczywiście skandalem, że siedziba spółki została przekazana na dziesięć lat dłużej niż sama umowa dzierżawy, na podstawie której ta spółka działa. Ważne jest to, że w zeszłym roku słysząc te wątpliwości pisemnie pytałem władze miasta Gdańska, czy to nie będzie stanowiło problemu przy rezygnowaniu z SNG po tym, jak umowa dzierżawy się zakończy i otrzymałem pisemną informację od wiceprezydenta Piotra Grzelaka, który napisał, że nieruchomości przy Wałowej nie są niezbędne do tego, aby prawidłowo zarządzać systemem wodociągowo-kanalizacyjnym w Gdańsku. Żadnych innych argumentów ze strony władz miasta Gdańska nie słyszałem. Wszystkie te trzy, o których mówiłem są absurdalne, są niemerytoryczne i w żaden sposób nie usprawiedliwiają tego, żebyśmy żegnali Francuzów walizkami, w których zmieści się 45 mln zł.
Francuzi przez trzydzieści lat wyciągali dywidendy, które trafiały nad Loarę.
— mówi Płażyński.
Dopytywany, o jakich kwotach mowa, odpowiada:
W zależności od roku. We wcześniejszych latach były to większe pieniądze, bo to było ok. 15-17 mln zł transferowanych zagranicę. Można sobie policzyć, że przez 30 lat spokojnie 0,5 mld zł zostało wytransferowanych z Gdańska.
Ta spółka – przedstawiała to w 2018 roku – gros swoich prac wykonywała w ramach outsourcingu. Przez te 27 lat – czyli trzy lata temu, jak robiłem konferencję na ten temat, to z danych, jakie uzyskałem, to było 600-700 mln zł, które już wtedy były wydane na outsourcing przez ten czas. To są potężne pieniądze. Pytanie, czy wydawano je zasadnie
— stwierdza Płażyński dodając, iż ten outsourcing był często realizowany przez podmioty kapitałowe zależne do grupy Saur.
CZYTAJ TAKŻE:
-Nomenklatura Dulkiewicz w miejskich spółkach – dla kogo ekskluzywne rady nadzorcze
aw
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/566423-cba-zbada-zakup-przez-gdansk-akcji-sng-nie-maja-wartosci