Przemówienie prezesa NIK w Sejmie nie cieszyło się dużym zainteresowaniem posłów PiS oraz członków rządu. Większość postanowiła wyjść z sali posiedzeń po zabraniu głosu przez Mariana Banasia.
CZYTAJ TAKŻE: Kolejny festiwal oskarżeń Banasia w Sejmie! Szef NIK o organizacji wyborów: „Mateusz Morawiecki przekroczył swoje uprawnienia”
Sejm kontynuuje posiedzenie rozpoczęte 11 sierpnia. Zgodnie z harmonogramem pierwszą poruszoną kwestią była informacja prezesa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia o działaniach instytucji publicznych związanych z organizacją wyborów prezydenckich zarządzonych na 10 maja 2020 r., które miały się odbyć w trybie korespondencyjnym.
Okazuje się, że większość posłów PiS oraz członków rządu opuściła salę posiedzeń po rozpoczęciu przemówienia przez Mariana Banasia.
Brak zainteresowania przemówieniem Banasia
Jak widać na nagraniu z wystąpienia prezesa NIK jeszcze przed jego przemową w ławach poselskich i miejscach przeznaczonych dla członków rządu znajdowało się wiele osób. Na samym końcu wideo, gdy Banaś kończy swoje przemówienie, siedzenia są praktycznie puste.
Opozycja chce komisji śledczej
Po debacie Sejm przyjął informację prezesa NIK.
Podczas dyskusji po wystąpieniu prezesa NIK Grzegorz Lorek podkreślał w imieniu klubu PiS, że ze względu na pandemię i „w obliczu tak wielkiego światowego kryzysu priorytetem całego rządu było zapewnienie bezpieczeństwa wszystkich obywateli”, co dotyczyło także bezpieczeństwa podczas organizacji wyborów prezydenckich.
Według Lorka, premier Mateusz Morawiecki nie przekroczył swoich kompetencji, a wydane przez niego polecenia ws. wyborów „należy ocenić, jako działanie konieczne, niezbędne i wyjątkowe”.
Obowiązkiem prezesa Rady Ministrów było nie tylko zorganizowanie wyborów, co zapobiegnięcie rozprzestrzeniania się epidemii przez wybory przeprowadzenie w Obwodowych Komisjach Wyborczych; jedynym możliwym rozwiązaniem było przygotowanie się na ewentualność wyborów korespondencyjnych
— oświadczył przedstawiciel klubu PiS.
W imieniu klubu KO Małgorzata Kidawa-Błońska przekonywała, że PiS zrobiło z Polski „spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością” i zapowiedziała, że winni poniosą odpowiedzialność.
Z raportu NIK wyłania się pokaz niekompetencji rządu, chaos działania na oślep na podstawie tylko ustnych decyzji, a nie prawa. (…) Jedna decyzja ministra - 70 mln (złotych) na drukowanie pakietów wyborczych, jedno słowo premiera - drukowane są te pakiety
— mówiła.
Wisi nad wami odpowiedzialność polityczna i karna, i poniesie odpowiedzialność za każdego złotego wydanego niezgodnie z prawem, i za przygotowanie wyborów w oderwaniu od systemu wyborczego
— mówiła, zwracając się do posłów koalicji rządzącej.
O odpowiedzialności nie tylko za decyzje ws. wyborów korespondencyjnych mówił Przemysław Koperski z Lewicy. Przekonywał też, że „koperta stała się w symbolem tej władzy”.
Od początku rządów „Polskiej Zjednoczonej Partii Prawicy”, gdzieś te koperty krążą; krążą przy rejestratorach, krążą wokół maseczek, krążą przy sprawie dwóch srebrnych wież, przy śmigłowcach, przy samolotach, przy lasach, przy KNF
— wyliczał poseł Lewicy.
Według Koperskiego, „za kilka tygodni możemy zastać sparaliżowany NIK”, gdyż „partia władzy nie powołuje (…) kolejnych członków kolegium Najwyższej Izby Kontroli”. Poseł Lewicy zarzucił koalicji rządzącej, że - jak mówił - „co kilka dni staracie się dyskredytować i kompromitować prezesa Banasia”.
Krzysztof Paszyk z klubu Koalicji Polskiej - PSL wyraził „uznanie dla kontrolerów NIK, za to, że mimo bezwzględnej presji ze strony władzy, obelżywych ataków podjęli próbę rzetelnego skontrolowania tego, co przyjęto nazywać wyborami kopertowymi”.
Paszyk ocenił, że omówiony przez Banasia raport NIK jest „druzgocący” i „miażdżący dla czołowych urzędników państwa, dla czołowych przedstawicieli rządu”.
Według posła raport NIK „nie zrobi większego wrażenia na przedstawicielach władzy”, ale przekonywał, że przyjdzie czas na powołanie komisji śledczej, która „rozliczy każdego z wszelkich zaniedbań, które znalazły się w tym raporcie”. Przekonywał także do konieczności rozliczeń innych spraw, uznając raport NIK o wyborach jedynie za „zaczyn do oceny stanu państwa”.
Poseł Artur Dziambor z Konfederacji zwrócił uwagę, że podczas przedstawiania informacji przez prezesa NIK na sali nieobecni byli ministrowie, których dotyczył raport, a także większość posłów koalicji rządzącej. Polityk ocenił, że konsekwencją raportu powinna być dymisja wymienionych w nim ministrów. Podkreślił także, że prezes NIK nie jest politykiem i „nie walczy o słupki sondażowe”.
Reprezentująca koło Polska 2050 posłanka Hanna Gill-Piątek oceniła, że zgromadzona przez kontrolerów wiedza będzie kiedyś bezcenna. Oceniła, że jednym ze szczególnych momentów w „tej przerażającej historii” był moment, „kiedy premier otrzymał dwie negatywne opinie prawne - z Departamentu Prawnego oraz Prokuratorii Generalnej, po czym, świadomie chcąc złamać prawo, szukał wymówki zamawiając zewnętrzną opinię, która oczywiście była pozytywna”.
Poseł Michał Wypij z koła Porozumienie podkreślił, że „tzw. wybory kopertowe to marnotrawstwo publicznych pieniędzy”. W jego opinii, działanie rządu i ZP w tej sprawie to „zdrada wobec wszystkich tych, którzy uwierzyli, że ZP jest tym ugrupowaniem, które zawsze wybierze interes państwa przed partyjnym”.
Paweł Szramka, występujący w imieniu koła Polskie Sprawy również zaznaczył, że „mądry człowiek chętnie wysłucha wymierzonej w niego krytyki”; wobec tego premier oraz ministrowie powinni być obecni na sali podczas wygłaszania raportu przez prezesa NIK.
W trakcie zadawania pytań poseł KO Sławomir Nitras powiedział, że „da się z tego miejsca premiera (w Sejmie - PAP) uciec na te kilka godzin i nie przyjść na debatę, ale z sali sądowej uciec się nie da”.
Pan premier na tej sali siądzie, i będzie musiał kiedyś odpowiedzieć za te wszystkie przestępstwa, które zarzuca panu NIK
— powiedział Nitras.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
mm/YouTube/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/566380-poslowie-pis-opuscili-sale-gdy-przemawial-marian-banas