Wielu było niesamowitych hochsztaplerów intelektualnych w historii ludzkości, ale żaden jeszcze nie cieszył się tak długim uznaniem, żadnemu tak długo nie dawano wiary jak Karolowi Marksowi. Co ciekawe, to czasy rozumu, Oświecenia i racjonalizmu potrafiły zrodzić największych oszustów - Hrabia de Saint-Germain wmawiał dworom Europy, że żyje tysiące lat i pamięta wznoszenie Świątyni Jerozolimskiej przez biblijnego króla Salomona, a Casanova sprzedawał eliksiry młodości i podczas stosunków seksualnych przy pełni księżyca unieśmiertelniał ciała młodych panien - obaj robili to w epoce „oświecenia”. Ten pierwszy pozostaje legendą już tylko u ezoteryków, ten drugi pozostawił po sobie głównie opinię uwodziciela - ale inny fantasta, Karol Marks, wciąż jest bożyszczem połowy światowej inteligencji.
Przeceniony intelekt
W chwaleniu autora „Kapitału” pomaga wybiórczość - pomija się jego wezwania do terroru i krwawej rewolucji, pomaga indolencja - lekceważąc chybione koncepcje cen w gospodarce, materializmu dialektycznego, teleologii dziejów czy „teorię wartości dodatkowej”, pomaga też ignorancja - niewiedza, że wiele z założeń Marks zwyczajnie skopiował od socjalistów francuskich, a jego nowatorstwo polegało na wzmożonym fanatyzmie. Tak podsumował to polski historyk, Jan Kucharzewski:
Różnica [między Marksem a poprzednikami] polegać miała na tym, iż utopiści traktowali socjalizm jako upragniony ideał ustroju społecznego, wysnuty z własnych pragnień i nadziei, socjaliści zaś naukowi, uważali, że ustrój socjalistyczny przyjdzie niechybnie jako wynik nieodparty procesu dziejowego
Ale to co jest pomijane w opowieści o najbardziej przereklamowanym filozofie Europy, to jego życiorys. Nic dziwnego, że niechętnie mówią o nim lewicowcy - nie ma się czym chwalić. Nic dziwnego, że nie piszą o tym prawicowcy - życie osobiste nie musi się przekładać na wielkość dzieł.
Ale czasem się przekłada - bo czy jeśli złodziej i odszczepieniec tworzy teorię dla złodziei i odszczepieńców, to czy w tej spójności nie ma dodatkowego klucza do zrozumienia czerwonej ideologii?
Żywot nieświętego
Marks odrzucił swoją tożsamość niemiecką, odrzucił swoją tożsamość żydowską, odrzucił protestantyzm i liberalizm ojca, Heinricha, porzucił rodzinne miasto i wyganiany przez rządy państw kontynentalnych (Francja, Prusy i Belgia) osiadł wreszcie w Londynie. Dzięki temu, że kilka stolic Europy interesowało się aktywnością wywrotowca, pozostało po Marksie nieco śladów mniej hagiograficznych - szpiedzy pruscy pisali raporty z życia codziennego autora „Kapitału”. Same listy Marksa i Engelsa dostarczają też wielu kompromitujących szczegółów z życia „socjalisty naukowego”.
Rozbieżność jego słów od czynów jest stosunkowo znana. Ten publicystyczny obrońca robotników nie był nigdy w fabryce i nigdy nie widział jak pracuje się przy maszynach przemysłowych. Nie ma też choćby najmniejszej wzmianki o tym, by kiedykolwiek pomógł ubogim, bezdomnym, żebrakom czy właśnie pracownikom przemysłu. Spośród tysięcy stron swoich pism i korespondencji, ani na chwilę nie wyziera współczucie dla pojedynczego człowieka czy chęć pomocy biednym lub głodującym. Nawet Engelsowi odmówił współczucia po śmierci jego ukochanej.
Znana jest za to jego agresja, awanturnictwo, złe traktowanie kobiet, przyjaciół, bliskich. Jeden z pruskich szpiegów pisał o Marksie, że „prowadzi życie prawdziwego intelektualisty: z rzadka się myje, czesze i zmienia bieliznę, nierzadko za to bywa pijany”. Wilhelm Liebknecht, jego przyjaciel i współtowarzysz komunistycznej ideologii, wspominał, że podczas dyskusji „próbował zastąpić braki w wiedzy zapałem, gwałtownością ataku i zaskoczeniem”. Carl Schurz, świadek jego wystąpień podczas zebrania demokratów w Kolonii w 1848 r., wspominał, że nigdy jeszcze nie spotkał „kogoś o tak prowokującym i nieznośnym sposobie bycia. Żadnego poglądu różnego od jego własnych nie zaszczycił nawet protekcjonalnym wzięciem pod rozwagę. Każdego, kto się z nim nie zgadzał, traktował z podłą pogardą, na każdy argument, który nie przypadł mu do gustu, opowiadał albo zjadliwą drwiną z bezdennej ignorancji (…) albo obelżywymi oszczerstwami”. Zebrania lewicowych intelektualistów często kończyły się awanturami i burdami.
Żona, przyjaciele i wrogowie
Żona Marksa nie miała z nim lekko. Jenny Westphalen pochodziła ze starego i szanowanego rodu, a małżonek zafundował jej kiedyś - choć nieumyślnie - pobyt w belgijskim areszcie, wraz ze złodziejkami i prostytutkami. Cóż, taka dola rewolucjonisty. Małżonka nigdy się nie skarżyła na swojego mężczyznę, choć przecież miała powody: oboje żyli w takiej biedzie, że wielokrotnie nie stać ich było na lekarza, na opłacenie rachunków, na jedzenie. Kilkuletni syn Edgar, nauczył się nawet kłamać, że „taty nie ma w domu”, gdy do ich drzwi zbliżali się wierzyciele. Spośród sześciorga dzieci państwa Marksów, wieku dorosłego dożyła tylko trójka – dwie córki, już po śmierci ojca, popełniły samobójstwo, reszta zmarła na różne choroby jeszcze w dzieciństwie. Córki miały względnie dobre relacje ze swoim ojcem, cała rodzina nazywała go pieszczotliwie „Murzynem” albo „Maurem” ze względu na śniadą cerę. Zapewne nigdy się nie dowiedziały, że głowa rodziny wolałaby męskie potomstwo.
Rodzina żyła jak patologiczni biedacy. Jednego dnia nie mieli co włożyć do garnka, drugiego - po otrzymaniu spadku lub honorarium za „Kapitał” - kupowano drogie meble czy zastawę, którą potem trzeba było oddawać komornikom. Innym razem Marks bawił w British Museum, gdy do jego małżonki karmiącej właśnie niemowlę, weszli komornicy i ogołocili mieszkanie dosłownie ze wszystkiego: mebli, ubrań a nawet dziecięcych zabawek. Młodym małżonkom towarzyszyła nie tylko bieda, ale też brud i pijaństwo, choć o tym ostatnim zaświadczał jedynie pruski agent, od początku nieprzychylnie nastawiony do wywrotowca. Noworodkom w rodzinie Marksów brakowało nawet kołyski, a gdy Franciszka – kilkumiesięczna córeczka – zmarła, nie było środków nawet na pogrzeb dziecka. Wiemy na pewno, że filozof wolał mieć synów: „Gdyby była to latorośl męska, toby jeszcze mogło ujść!” - pisał w liście. Marks zdradził też swoją małżonkę z… własną służącą. Dalsze losy syna z nieprawego łoża nie są pewne, prawdopodobnie warunki bytowe zapewniał mu przyjaciel Marksa - Fryderyk Engels.
Ten ostatni też nie miał łatwo z autorem „Kapitału”. Zanim Engels stał się pełnoprawnym udziałowcem rodzinnych fabryk musiał podkradać pieniądze ze spółki aby wysłać co nieco przyjacielowi. „W sumie mamy w kasie tylko około 4 funty, pojmujesz więc, że muszę trochę poczekać” – tłumaczył opóźnienie w nadsyłaniu wsparcia. Przyjaciele potrafili też wymyślać inne sposoby pozyskiwania pieniędzy: „Opracowałem niezawodny plan wymuszenia pieniędzy od Twego starego, bo my ich teraz nie mamy – pisał Karol do Fryderyka. – Napisz list z prośbą o pieniądze (możliwie jak najwyraźniej do mnie skierowany) i opowiedz w nim swe dotychczasowe losy, ale tak, żebym mógł go pokazać Twojej matce” – przekonywał filozof, będąc pewnym miękkiego serca pani Engelsowej. Marks nie brał się za żadną pracę poza pisaniem, ale i tutaj nie zawsze pałał entuzjazmem. Gdy redakcja amerykańskiej gazet „Tribune” zgodziła się drukować jego teksty, Marks się ociągał, nie czuł się swobodnie w języku angielskim, więc przez pewien czas teksty tworzył Engels, który pozwalał podpisywać je nazwiskiem przyjaciela.
Najbardziej przeceniony filozof Europy
Lista grzechów całkiem się wydłuża - zdrady małżeńskie, awantury, pijatyki, brud, kłamstwa, wykorzystywanie przyjaciół. Teoretyk ekonomii, który nie potrafił zarobić na chleb. Humanista gardzący ludźmi - znane są jego pogardliwe uwagi o katolikach, Irlandczykach, kobietach, arystokracji, bogaczach, innych towarzyszach komunistycznych. Człowiek zalany żółcią stworzył dzieła dla podobnych jemu czytelników.
Osobista historia nie przekreśla dzieł człowieka - niejeden wybitny umysł miał niepoukładane, trudne życie, był na bakier z moralnością czy szacunkiem do innych. Nie święci garnki lepią. A jednak zadziwiająco cicho jest wokół brudnych kart biografii Marksa, gdy przecież jego wyznawcy tak lubią „dekonstruować” historię i doszukiwać się patologii we wszystkich przejawach życia.
Pogrzeb Karola Marksa odbył się wiosennego poranka 17 marca 1883 r. na cmentarzu Highgate w Londynie. Patrząc na kilkunastoosobowe grono żegnających go przyjaciół trudno było sobie wyobrazić, że na jego filozofię będą się powoływać przywódcy totalitaryzmów, którzy z życia setek milionów ludzi uczynią piekło. Ceremonii funeralnej przewodniczył przyjaciel nieboszczyka – Fryderyk Engels, a słuchaczami jego przemówienia było kilku robotników i członkowie rodziny. To wtedy padły słowa ostatniego pożegnania: „umarł czczony, kochany, opłakiwany przez miliony rewolucyjnych współbojowników – od kopalń syberyjskich przez całą Europę i Amerykę aż do Kalifornii. I śmiało mogę powiedzieć: wielu mógł Marks mieć przeciwników, ale bodaj ani jednego osobistego wroga”.
Nawet na jego pogrzebie nie padło choćby jedno słowo prawdy.
W tekście wykorzystałem fragmenty swojej książki „Ludzie Czerwonego Mroku”, niektóre informacje zaczerpnięte są z biografii Marksa autorstwa Isaiaha Berlina, a także z korespondencji Marksa i Engelsa
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/565974-brudas-marks-czyli-wstydliwe-fakty-z-zycia-autora-kapitalu