Aleksandr Łukaszenka po raz piąty w tym roku spotkał się wczoraj z Władimirem Putinem. Rosyjscy i białoruscy analitycy zastanawiają się, czemu miały służyć ostatnie rozmowy obydwu liderów.
Prócz oczywistych powodów, o których informowano już wcześniej, a mianowicie uzgodnienie wszystkich 28 „kart integracji”, które premierzy obydwu rządów podpisali dzisiaj, można mówić o kilku ważnych „komunikatach strategicznych”, jakie zostały wspólnie sformułowane przez Moskwę i Brześć po spotkaniu. Chodzi oczywiście o wypowiedzi Putina i Łukaszenki w czasie konferencji prasowej, jaka odbyła się po trwających 3 godziny rozmowach. Dziennikarze już zauważyli, że zarówno rozmowy trwały krócej niźli w czasie poprzednich spotkań, jak i zaplanowano po ich zakończeniu konferencję prasową, czego nie było choćby po ostatnim spotkaniu. Miałoby to oznaczać, że po pierwsze, kontrowersji jest już między obiema stolicami mniej i po drugie, iż równie ważnym, co rozmowy, elementem spotkania Putin – Łukaszenka była wspólna konferencja prasowa.
Sytuacja na granicy
Co ważnego w jej trakcie powiedziano? Z naszej perspektywy, jak się wydaje, najważniejszym było pytanie białoruskiego dziennikarza o sytuację na granicy z Polską. Odpowiedź Putina jest istotnym sygnałem strategicznym i winna być usłyszana. Po pierwsze, rosyjski prezydent powiedział, że Moskwa nie ma w tej sprawie nic do zrobienia, bowiem Białoruś jest suwerennym państwem, mającym własne władze i to z nimi, jeśli chce się rozwiązać problem, należy rozmawiać. Po drugie, Putin stwierdził - przyznając nota bene, iż niektórzy liderzy Zachodu zwracali się do niego z prośbą, aby wywarł on presję na Mińsk w tej sprawie, co może być nawiązaniem do niedawnej wizyty Angeli Merkel w Moskwie - iż nie rozumie ich stanowiska. Jak zauważył, reprezentanci państw Zachodu rozmawiają z Talibami, którzy w świetle stosownej uchwały ONZ są organizacją terrorystyczną (nie poruszył kwestii rozmów rosyjskich dyplomatów z Talibami), a nie chcą rozmawiać z władzami Białorusi, co do których można mieć różne zastrzeżenia, ale państwo nie jest przecież kontrolowane przez terrorystów. Po trzecie, Putin, ale również Łukasznka, niemal wyłącznie w kontekście kryzysu migracyjnego na granicy, mówili o Afgańczykach, co należałoby raczej zinterpretować w ten sposób, że problem nie będzie w najbliższym czasie rozwiązany. Putin zresztą powiedział, że Amerykanie zwracają się do państw graniczących z Afganistanem, ale również do Rosji, aby te umożliwiły ewakuację tych, którzy mogą być zagrożeni rządami Talibów. Jeśli zatem na granicy Polski i Białorusi, mówił rosyjski prezydent, w masie uchodźców znajdują się również Afgańczycy, to należałoby ich wydzielić i przyjąć, a nie wszystkich hurtem cofać na Białoruś. To w opinii Putina również świadczy o braku konsekwencji kolektywnego Zachodu, który chyba oczekuje - jak retorycznie konkludował swą wypowiedź Władimir Władimirowicz - że cofniemy ich z powrotem do Afganistanu, a potem na prośbę Zachodu będziemy ewakuować. Mowa ciała rosyjskiego prezydenta, kiedy mówił te słowa, też była jednoznaczna – otóż Władimir Władimirowicz sprawiał wrażenie zadowolonego i zrelaksowanego. Z jego perspektywy sytuacja jest komfortowa – Rosja nie ma wpływu na to, co dzieje się na granicach Białorusi, a przy okazji może piętnować i krytykować „dwulicową postawę” kolektywnego Zachodu. To, że obydwaj mówili w kontekście migrantów niemal wyłącznie o Afgańczykach wskazuje, że „temat” nie jest w ich perspektywie zamknięty. Chyba, że - i to jasny sygnał polityczny - zainteresowani zaczną rozmawiać z oficjalnym Mińskiem. Dzisiaj pojawił się te inny ciekawy watek. Otóż Łukaszenka spotkał się z szefem rosyjskich służb dochodzeniowych Aleksandrem Bastrykinem. Z relacji oficjalnej agencji Biełta wynika, że sporo rozmawiano o zagrożeniach - również związanych z handlem i przemytem narkotyków - jakie czekać mogą obydwa państwa w związku z kryzysem w Afganistanie. Obawy są jak najbardziej uzasadnione, ale warto przypomnieć, że w jednej z wcześniejszych wypowiedzi Łukaszenka obiecał Unii Europejskiej „zalew narkotykami na masowa skalę”, bo tego też Białoruś w związku z sankcjami nie ma zamiaru ścigać.
Różnica zdań
Na konferencji prasowej miała miejsce, co zresztą natychmiast zauważyli rosyjscy dziennikarze, ciekawa różnica zdań między Putinem a Łukaszenką. Otóż o ile prezydent Rosji powiedział, że premierzy obydwu państw już następnego dnia sfinalizują porozumienie o pogłębionej integracji w 28 dziedzinach, o tyle jego białoruski rozmówca mówił o tym, że jeszcze są pewne kwestie do uzgodnienia i być może w końcu października nastąpi ostateczna finalizacja umów, a premierzy jedynie je parafują. To oczywiście skłoniło rosyjskich dziennikarzy - zwłaszcza, że Putin otwarcie powiedział, iż „białorusko – rosyjskie rozmowy nie mają związku z jakimiś aktualnymi wydarzeniami politycznymi” - do snucia spekulacji, że jest akurat odwrotnie. Kreml przed szybko zbliżającymi się wyborami do Dumy (18.09) „domyka” główne projekty ostatnich lat, w tym integrację z Białorusią i Nord Stream 2, który ma być gotowy do eksploatacji, jak dzisiaj powiedziano, z końcem miesiąca. Ma to, w opinii rosyjskich komentatorów, ewidentny związek ze słabymi notowaniami partii władzy Jednej Rosji. W kolejnych sondażach notuje ona historyczne minima, a niedawne zapowiedzi o wypłacie dla emerytów i sektora publicznego dodatkowych 3 bln rubli podniosły notowania tej formacji jedynie o 3 proc. do poziomu 23 proc. Z kolei Komuniści są na fali, ich popularność rośnie, od maja uległa podwojeniu i nie można wykluczyć, że odnotują najlepszy od 1999 roku wynik wyborczy, kiedy zdobyli 24 proc. głosów. Formacja Ziuganowa w ostatnich badaniach ma już 20 proc. poparcis. Znajduje się przy tym na fali wznoszącej, czego nie można powiedzieć o Jednej Rosji. Do Dumy, prócz tradycyjnych formacji z „wielkiej czwórki” (obok Jednej Rosji i Komunistów, chodzi o LDPR i Sprawiedliwą Rosję), mogą wejść jeszcze nowe ugrupowania, takie jak formacja Nowi Ludzie, Jabłoko czy nawet Partia Emerytów. Raczej nie ma obaw o to, że Jedna Rosja straci większość, ale układ sił w szeroko pojętym obozie władzy może się zmienić i to wywołuje już widoczne napięcia, w tym spekulacje o odejściu Ławrowa i przyjściu w jego miejsce, w zależności która frakcja się wzmocni, Naryszkina (wywiad) lub Wajno (szef administracji Putina).
Plany odłożone „na później”
Wracając do kwestii integracji Rosji i Białorusi to warto zwrócić uwagę na to, że jak poinformowali na konferencji prasowej Putin i Łukaszenka, nie będzie ona dotyczyła wspólnej waluty. To o czym rozmawiano już w 2019 roku „odłożono na później”. Podobnie zresztą jeśli chodzi o wspólne, w ramach państwa związkowego, ciała polityczne. W gruncie rzeczy w trudniejszych kwestiach natury gospodarczej, takich jak ujednolicenie polityki podatkowej i celnej, też porozumienie integracyjne ma jedynie tworzyć pewne ramy ogólne, a zmiany legislacyjne zostały rozłożone w czasie - na okres przynajmniej 3 lat. Jeśli chodzi o wspólną cenę nośników energii, w tym rosyjskiego gazu ziemnego, to jednolita cena ma zacząć obowiązywać od 2022 roku. Ujawnione przez rosyjski rząd szczegóły porozumień integracyjnych są dość ogólne. Np. w ramach ujednolicenia polityki makroekonomicznej banki centralne obydwu krajów winny podpisać do końca 2022 roku szczegółowe porozumienia. Te terminy, jak to już w przeszłości wielokrotnie bywało, mogą zostać wydłużone, lub zrealizowane, w zależności od rozkładu sił i pola manewru, jakim dysponują elity obydwu państw.
W praktyce oznacza to, że póki co „pogłębiona” integracja gospodarek obydwu krajów ma bardziej propagandowy niźli wymierny wymiar, każde z państw, jeśli uzna to za stosowne, będzie mogło nacisnąć na hamulec i spowolnić, albo wręcz wstrzymać cały proces.
Cały szereg sygnałów wskazuje też na to, że twarde targi w kwestiach gospodarczych i finansowych nadal trwają, mimo przyjacielskiej retoryki. I tak kilka dni przed wizytą Łukaszenki w Moskwie rosyjski wicepremier i minister finansów Anton Siłuanow powiedział w wywiadzie dla dziennika ekonomicznego RBK, że Białoruś jest „w trudnej sytuacji finansowej” i jej władze zabiegają o 3 mld dolarów kredytu w Euroazjatyckim Funduszu Stabilizacji i Rozwoju. Pytany o to na konferencji prasowej Łukaszenka zaprzeczył, mówiąc, że o żadne nowe kredyty Białoruś nie zabiega, a jedynie proponuje Moskwie, aby środki ze starych linii finansowych, które Mińsk „zaoszczędził” zostały przeznaczone na nowe przedsięwzięcia. Chodzi w tym wypadku o linię kredytową na budowę elektrowni atomowej w Ostrowcu, która została wzniesiona o kilka mld dolarów taniej, co zresztą jest jedną z przyczyn zaniepokojenia Wilna ewentualnymi fuszerkami w elektrowni zbudowanej kilkanaście kilometrów od granicy Litwy.
Niektórzy białoruscy eksperci, tacy jak Walerij Karbalewicz, są zdania, że istotnym powodem kolejnej wizyty Łukaszenki u Putina nie były programy integracyjne, ale konsultacje nowej konstytucji Białorusi. W jego opinii, na taką ewentualność wskazuje zastanawiająca cisza medialna w związku z trwającymi pracami konstytucyjnymi. Przypomina on, że tzw. komisja konstytucyjna miała przedstawić nowy projekt ustawy zasadniczej Łukaszence najpierw 1 sierpnia, a potem termin ten został przesunięty na 1 września. Termin minął i cisza. W opinii Karbalewicza powodem mogą być właśnie konsultacje w tej kwestii z Moskwą.
Opinia ta oddaje obawy większości niezależnych ekspertów białoruskich, że właśnie na naszych oczach Rosja połyka ich ojczyznę. Wydaje się, że możemy mieć jednak do czynienia z innym scenariuszem. Zwrócił na niego uwagę ekspert Atlantic Council Brian Whitmore, który napisał, że mamy obecnie do czynienia „z najważniejszą jakościowo zmianą w równaniu bezpieczeństwa na wschodniej flance NATO od czasu aneksji Krymu przez Moskwę w 2014 roku i interwencji zbrojnej w Donbasie na Ukrainie”. Przy czym nie miał on na myśli 28 programów integracyjnych, ale przybycie do białoruskiego Bobrujska rosyjskich myśliwców Su-30 SM i rozpoczęcie wspólnego patrolowania białoruskiej przestrzeni powietrznej. W jego opinii, podzielanej zresztą przez większość zachodnich analityków, jest to wstęp do utworzenia stałej rosyjskiej bazy wojskowej na Białorusi, dla niepoznaki nazwanej „ośrodkiem szkoleniowym”. Niedawny artykuł Fiodora Łukianowa, eksperta Klubu Wałdajskiego i redaktora naczelnego periodyku Rossija v Globalej Politikie w którym pisał on, że nie integracja gospodarcza, a posiadanie przez Moskwę bazy wojskowej na Białorusi jest gwarancją utrzymania Mińska w orbicie wpływów Moskwy, może wskazywać, że Putinowi - w gruncie rzeczy - w całym procesie „połykania” Białorusi chodziło o coś zupełnie innego niźli myślano, oraz że osiągnął to, do czego dążył.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/565866-kryzys-na-polskiej-granicy-moze-jeszcze-potrwac