Arnold Toynbee (1889-1972) przez 20 lat tworzył i opracowywał uniwersalne mechanizmy, jakie kierują cywilizacjami, sprawiając że one wzrastają lub upadają. Wnikliwy schemat Brytyjczyka opisuje 6 tysięcy lat historii świata, można więc przypuszczać, że daje szansę sprawdzić na jakim etapie jest Zachód w obecnym czasie.
Pisząc swoje dwunastotomowe „Studium historii” historyk na tysiącach stron przyjrzał się 21 cywilizacjom, z których 13 już umarło, a pozostałe osiem przechodziło za jego czasów fazy schyłkowe. Gigantycznego dzieła brytyjskiego dziejopisa nie da się streścić żadnym artykułem, skoro dwunastotomowe opus magnum doczekało się już skrótu, ale w postaci osobnego wydania liczącego… 1000 stron. Warto jednak wymienić choć kilka z uniwersalnych symptomów upadku, bo autorytet Toynbeego w tej dziedzinie jest nie do zakwestionowania, a sam profesor Uniwersytetu Londyńskiego omawiał i konsultował swoje tezy z wybitnymi intelektualistami swojej epoki. Wnioski z jego prac służyły takim autorom jak Samuel Huntington, William H. McNeill czy George’a G. Kennan, a on sam, wielki Toynbee, jest nazywany „historiozofem wszechczasów”. W języku polskim dostępny jest jedynie skrót „Studium”, napisany przez Davida Ch. Somervella, a autoryzowany przez samego Toynbeego.
Niżej wymienione objawy upadku są jedynie niewielką częścią rozległych rozważań historyka na temat marszu ku dezintegracji cywilizacji. Nade wszystko jednak autor „Studium historii” w historii żadnej z cywilizacji nie wskazał przyczyn zewnętrznych jej końca. Rozkład zawsze przychodzi od wewnątrz, przez degenerację elit, upadek filozofii, religii, sztuki, napięcia społeczne - natomiast zewnętrzne czynniki (wojny, najazdy, migracje, kataklizmy) mogły powalić tylko cywilizację, która już jest przeżarta zepsuciem od środka. Jak przebiega cywilizacja katastrofa? Oto odpowiedź:
Krok pierwszy: bezradność wobec nowych wyzwań
Gdy w obliczu nowego wyzwania, cywilizacja nie podejmuje odpowiedniego wysiłku i nie radzi sobie ze zmienionymi realiami, rozpoczyna się kryzys. Historyk podaje przykład XIX-wiecznej Austrii, która nie podołała nacjonalizmom, (np. polskiemu i węgierskiemu), przez co weszła na drogę rozpadu. Z kolei starożytni Grecy poradzili sobie z najazdami Persów, ale zrobili to poprzez narzędzia, które doprowadziły ich do zguby: stworzenie dwóch specyficznych ustrojów - Aten i Sparty - wywołało wyniszczającą wojnę domową w świecie Hellenów. Rzym nie docenił skali zagrożenia barbarzyńców, a Imperium Osmańskie - rewolucji przemysłowej na Zachodzie - oba imperia nie zdołały nadrobić zaległości.
niemożność udzielenia adekwatnej odpowiedzi na jakieś ważne surowe wyzwanie, proces wzrostu się załamuje: od twórczej dynamiki przechodzimy do statyki załamania, która jest bezpośrednim punktem wyjściowym dynamiki niszczycielskiej i statyki rozpadającej się społeczności - pisze Toynbee.
Ludność danej cywilizacji nie płaci kosztów kryzysu równomiernie - nikt nie chce rezygnować ze zdobyczy poprzednich dekad: dobrobytu materialnego, kultury, nauki i filozofii. Najsilniejszą grupą, która wyszarpuje dla siebie pozycję, jest elita, która wcześniej popychała cywilizację do przodu, a teraz powoli zamienia się w balast. Czy Europa dziś nadąża za pędzącymi zmianami reszty świata?
Świat zewnętrzny przynosi nowe realia, ale górne warstwy społeczeństwa tego nie zauważają:
Zanikiem twórczej wolności, czego wyrazem jest niemożność udzielenia adekwatnej odpowiedzi na jakieś ważne surowe wyzwanie, proces wzrostu się załamuje: od twórczej dynamiki przechodzimy do statyki załamania, która jest bezpośrednim punktem wyjściowym dynamiki niszczycielskiej i statyki rozpadającej się społeczności. Cywilizacja popada w dezintegrację, cechującą się monotonną automatyzacją poczynań.
Surowe wyzwania, o których pisze Brytyjczyk mogą dotyczyć czynników zewnętrznych (klimat, surowce) albo nowe zjawiska społeczne (pojawienie się chrześcijaństwa, kryzys ekonomiczny). Zamiast skutecznie walczyć z problemami elita koncentruje się na obronie przywilejów.
Krok drugi: dominująca mniejszość
Toynbee nazywa elity czasów rozwoju „twórczą mniejszością”, która do tej pory wnosiła duchowy i intelektualny wkład w społeczność. Jednak ta górna warstwa odrywa się od reszty ludności poprzez zarzucenie wspólnych wartości i przeradza się w „dominującą mniejszość”.
Z tej kasty, która czasem potrafi coś dać społeczeństwu, mogą się wyłonić dwie specjalizacje - militarnych wodzów i zdobywców (Asyryjczycy) albo urzędników (Chiny, Rzym). Problem jednak w tym, że owa „dominująca większość” zaczyna narzucać swój kodeks moralny, często sprzeczny ze zdrowymi źródłami cywilizacji, a swoją pozycję i swoje wpływy utrzymuje lub rozszerza siłą.
Elity funkcjonują, pozornie wzmacniają się, ale zaczynają być coraz większym ciężarem dla społeczności. Toynbee podaje przykład kapłanów w Egipcie czy samurajów w Japonii - czy dzisiejszych eurokratów zakwalifikowałby jako „dominującą mniejszość”?
Krok trzeci: proletariat wewnętrzny
W wyniku rozpadu wspólnoty powstaje także proletariat wewnętrzny, który będzie w sobie rozwijał potencjał sprzeciwu. Toynbee uważa, że ta warstwa społeczna odnosi porażkę, jeśli chce zmienić strukturę cywilizacji metodami siłowymi (Spartakus, zeloci w Judei), a wygrywa gdy formułuje pokojową odpowiedź na wewnętrzne napięcia (chrześcijaństwo, hinduizm). Historyk wyjaśnia jeszcze, że:
Słowo „proletariat” (…) nie oznacza tu zgrupowanej w miastach klasy robotniczej, która powstała wraz z narodzinami kapitalizmu; używa się go w sensie łacińskiego wyrażenia proletarius, czyli ten, który nie wnosi do wspólnoty nic poza swym potomstwem. W parze z tym idzie znamienna samobójcza aktywność: należące nominalnie do jednego i tego samego ciała społecznego jednostki-państwa parafialne zadają sobie miażdżące ciosy.
-w ostatnim zdaniu ma na myśli geograficzny rozpad cywilizacji, czyli walki państw. Tymczasem w łonie wykluczanej warstwy ludności rodzi się nowy system wartości:
wewnętrzny proletariat społeczności babilońskiej stworzył judaizm i zaratusztrianizm, syryjskiej - islam, indyjskiej - hinduizm, chińskiej - taoizm i neobuddyzm mahajany, helleńskiej zaś - manicheizm, mitraizm, neoplatonizm oraz chrześcijaństwo.
Toynbee przygląda się także Kościołowi katolickiemu i stwierdza, że ta religia stanowi wyjątek - jest tak żywotna, że do tej pory nie zastąpił jej żaden nowy twór proletariatu wewnętrznego. Papiestwo zmienia się, niejako przeobraża, pełniąc rolę nowego spoiwa cywilizacji w fazie jej upadku.
Krok czwarty: odtrącenie bogactwa natury ludzkiej
Społeczeństwo jeszcze nie wytworzyło ostatecznej formuły „religii uniwersalnej”, gdy we wspólnocie następuje kryzys jednostki. Ludzie wyjaławiają się duchowo, zanik wspólnych wartości doprowadza różne grupy do pewnych specjalizacji, które ograniczają wielostronny rozwój. Jałowa kultura, odejście od pierwotnych wartości, wywołują marazm i ograniczają ludzki indywidualizm. Pojawia się tępy, narzucany wzorzec społeczny, z którego trudno się wydostać.
Doskonały spartiata jest synem Marsa, doskonały janczar - mnichem, doskonały nomada - centaurem, doskonały Eskimos - trytonem.
Ujmując to prostym językiem ludzie stają się do siebie podobni, automatycznie odtwarzają pewne procesy, nie tworząc wartościowych dzieł. Po II wojnie światowej Toynbee obawiał się, czy rozwój technologii w życiu codziennym idzie w parze z rozwojem duchowości - bez tego człowiek osunie się właśnie w tryb „odtrącenia bogactwa natury ludzkiej”.
Bieżące odkrycia nauki zachodniej zdają się sugerować, iż wydajność technologiczna jest ogromna; zarazem jednak współczesne reakcje ze strony ludzkiej natury uwidaczniają, że na planie ludzkim mogą wystąpić praktyczne ograniczenia produktywności, która mogłaby w istocie być nieograniczona w abstrakcyjnych kategoriach możliwości technologicznych.
Specjalizacje działają na krótko. Sam militaryzm nie utrzymał Niemiec, sztuka wojskowa nie ocaliła Sparty przed zagładą, fanatyzm religijny nie tchnął nowego życia w islam, a sama technologia nie utrzyma cywilizacji, jeśli nie jest wsparta mądrą filozofią i przywiązaniem do wartości. Pesymizmem będzie przypomnieć konstatację władz Unii Europejskiej, która po jednoznacznym kryzysie Brexitu ogłosiła, że zielony ład i szybki internet będą szczytnym celem Europy…
Krok piąty: Ostatni zryw
Jedną z najbardziej uderzających oznak dezintegracji jest (…) występujące w przedostatnim stadium zjawisko zaniku sił i upadku, kiedy to dezintegrująca się cywilizacja zyskuje chwilowe wytchnienie, poddając się przemożnej politycznej unifikacji w ramach państwa uniwersalnego.
W etapie końcowym losu wielkich wspólnot jest budowa imperium, które ujednolica administrację, prawo i sposób myślenia, a podpiera się podniosłą ideologią. Rozdźwięk między dominującą mniejszością, która już dawno straciła swój twórczy charakter, a buzującym od nowych idei proletariatem wewnętrznym, jest już rażący, ale jeszcze pacyfikowany wielkimi, często bezmyślnymi przedsięwzięciami takimi jak tysiącletnia III Rzesza czy piramidy egipskie. Kolos na glinianych nogach, jałowy w swojej filozofii, odtwórczy, tępo naśladujący nieaktualne już wzorce, a jednocześnie silący się na mesjanistyczne idee, jest już o krok od totalnego upadku.
Śmierć i narodziny nowego
Silna cywilizacja nie upadała pod wpływem najazdu. Silni Chińczycy ulegli co prawda Mongołom, ale zachowali swoją strukturę i przetrwali rządy oraz rozpad imperium Czyngis chana. Jeśli krytyczny cios zadaje „proletariat zewnętrzny”, bardziej prymitywny od elit cywilizacji, to jest to możliwe tylko dzięki wewnętrznej słabości społeczności. Zanim barbarzyńcy zajęli Rzym dominująca mniejszość imperium już dawno była zdegenerowaną grupą urzędników i arystokratów.
Na długo przed końcem Imperium Osmańskiego pięć kroków upadku cywilizacji odbyli sułtan i jego janczarzy - bezradni wobec nowoczesności Europy (krok 1 nowe wyzwania), (krok 2 dominująca mniejszość) zdegenerowali się, czym pozwolili proletariatowi wewnętrznemu (krok 3) zyskać świadomość narodową, zamienili klasę rządzącą w zacofaną muzułmańską kastę, ślepo odtwarzającą rytuały dawnej wielkości (krok 5: odtrącenie bogactwa natury ludzkiej. Nie doczekano spełnienia reform XIX-wiecznych sułtanów ( i ich zeuropeizowanych doradców i ostatni zryw zderzył się już z inwazją zewnętrzną, buntami wewnętrznymi i początkiem nowych czasów: interregnum, bezkrólewiem. W Turcji wyszedł z tego Atatürk, w upadającym Rzymie - Kościół, europejskie monarchie i cywilizacja zachodnia. Toynbee widzi upadek starej cywilizacji jako zapowiedź cywilizacji nowej, często lepszej, posiadającej kreatywność i dynamikę młodej społeczności.
Ale sam upadek cywilizacji wiąże się z koszmarem, który dotyka wszystkie dziedziny życia codziennego. Zwłaszcza Zachodowi Toynbee wróży brutalne formuły kolejnych etapów rozwoju i upadku. Nieprzypadkowo „historiozof wszechczasów” przytoczył w książce list, jaki otrzymał od doktora Edwyna Bevan, brytyjskiego filozofa:
Dopóki Kloto przędzie nić życia, istnieje zawsze możliwość, iż zamiast być przeciętą dobroczynnie bezlitosnymi nożycami Atropos, może stopniowo i niedostrzegalnie zesztywnieć w paraliżu życia w śmierci. (…) Nie sądzę, że grozi nam anarchia, lecz raczej despotyzm, utrata duchowej wolności, państwo totalitarne, a być może uniwersalne światowe państwo totalitarne. W konsekwencji walki między narodami czy klasami może pojawić się lokalna i tymczasowa anarchia jako faza przejściowa.
Koszmar i nadzieja
Świat się będzie z pozoru rozwijał, technologie będą zdobywać nowe płaszczyzny życia, ale nad społecznościami pojawi się czapa nowej tyranii:
Wydaje mi się możliwe, że w takim państwie totalitarnym, choć filozofia i poezja traciłyby żywotność, badania naukowe mogłyby owocować wciąż nowymi odkryciami. (…) To właśnie, nie zaś anarchia, spędza mi sen z powiek, jeżeli nie znajdziemy sposobu zakończenia naszych obecnych bratobójczych waśni. Istnieje jednak Kościół chrześcijański, czynnik, z którym trzeba się liczyć. Być może zazna on męczeństwa w przyszłym państwie światowym, ale tak jak zmusił w końcu rzymskie państwo światowe do formalnego w każdym razie poddania się Chrystusowi, mógłby znowu w drodze męczeństwa zawojować naukowe racjonalistyczne światowe państwo przyszłości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/565705-70-lat-temu-opisal-jak-upada-spoleczenstwo-brzmi-znajomo