„Ewentualne decyzje o zrewidowaniu polskiego stanowiska w sprawie unijnej polityki klimatycznej powinniśmy uzależnić od tego, jak potoczą się rozmowy prenotyfikacyjne umowy dla górnictwa. W trudnej, trochę patowej sytuacji jest nie tylko Polska, ale także Komisja Europejska. Nie zapominajmy, że udana transformacja energetyczno-gospodarcza Górnego Śląska jest warunkiem powodzenia całej, unijnej polityki klimatycznej - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Izabela Kloc, eurodeputowana PiS.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: NASZ WYWIAD. Prof. Orion-Jędrysek: Jest absolutną polską racją stanu utrzymać produkcję energii elektrycznej z węgla
wPolityce.pl: Prof. Zdzisław Krasnodębski postuluje, żeby Polska pozwała KE do TSUE, że nie wypełnia obowiązków. Czy to rzeczywiście byłoby w Pani ocenie skuteczne działanie, biorąc pod uwagę, że TSUE orzeka po linii politycznej, a nie po linii prawa?
Izabela Kloc: To prawda, że sędziowie TSUE zawiesili swoje togi na kołku i stali się rasowymi politykami, a raczej wykonawcami politycznej woli lewicowo-liberalnej większości w Unii Europejskiej, która wydała ideologiczną wojnę Polsce. Nie znaczy to, że mamy taki stan rzeczy akceptować. Nawet jeśli pozwanie KE do TSUE okaże się nieskuteczne, to polityczny wydźwięk takiego gestu będzie miał znaczenie, ponieważ stanie się przyczynkiem do debaty o niezbędnej reformie TSUE. Niereagowanie na prawne zaczepki KE zostałoby odebrane jako przyznanie się do winy.
Czy w obecnej sytuacji, kiedy KE wstrzymuje Polsce środki na KPO, nie należałoby zrewidować polskiego stanowiska w sprawie unijnej polityki klimatycznej? W końcu transformacja energetyczna i inne działania w ramach „Fit for 55” miały być opłacane właśnie z tych środków.
W najbliższy poniedziałek mają rozpocząć się w Brukseli rozmowy w sprawie prenotyfikacji programu dla górnictwa węgla kamiennego w Polsce. Pamiętajmy, że jego podstawą są zapisy umowy społecznej, warunkującej transformację tej branży. Ten dokument rodził się w długich i trudnych negocjacjach, bo nie było łatwo przekonać związki zawodowe do planu wygaszania kopalń. Komisja Europejska powinna być świadoma, że ten kruchy spokój społeczny można łatwo zburzyć nieodpowiedzialnymi decyzjami. To będzie papierek lakmusowy dla prawdziwych intencji Brukseli. Ewentualne decyzje o zrewidowaniu polskiego stanowiska w sprawie unijnej polityki klimatycznej powinniśmy uzależnić od tego, jak potoczą się rozmowy prenotyfikacyjne umowy dla górnictwa. W trudnej, trochę patowej sytuacji jest nie tylko Polska, ale także Komisja Europejska. Nie zapominajmy, że udana transformacja energetyczno-gospodarcza Górnego Śląska jest warunkiem powodzenia całej, unijnej polityki klimatycznej. Wiceprzewodniczący Frans Timmermans lubi powtarzać, że Zielony Ład powiedzie się wszędzie albo nigdzie, bo potknięcie w jednym regionie oznacza upadek całego projektu. Na taką wizerunkową klęskę Bruksela nie może sobie pozwolić, ponieważ ochrona klimatu jest ostatnią dziedziną, w której Unia Europejska ma coś jeszcze do powiedzenia w skali globalnej.
Poza tym działania zapowiadane w ramach „Fit for55” są krytycznie odbierane nie tylko w Polsce. Radykalne zmiany budzą coraz więcej obaw wśród wielu Europejczyków przerażonych perspektywą podwyżek cen energii i pozbawieniem dostępu do podstawowych dóbr, jakimi są, m.in. samochody spalinowe i tanie bilety lotnicze. Martwią się też przedsiębiorcy z branż energochłonnych, ponieważ mają świadomość, że obciążenia i ograniczenia związane z radykalną polityką klimatyczną doprowadzą do spadku konkurencyjności unijnej gospodarki.
Pretekstem do protestów „żółtych kamizelek” była podwyżka ceny paliwa. Jeśli tak niewiele trzeba do wybuchu społecznego buntu w bogatej Francji oznacza to, że nastroje w Europie naprawdę nie są dobre. Większość unijnych decydentów żyje w ideologicznej „bańce”, ale jeśli nie wezmą pod uwagę społecznych obaw i lęków, potęgowanych jeszcze przez COVID-19, popełnią poważny, być może nieodwracalny w skutkach błąd.
Greenpeace protestuje dzisiaj przed Ministerstwem Aktywów Państwowych domagając się, aby Polska odeszła całkowicie od węgla do 2030 roku. Oznacza to, że presja na polski węgiel rośnie. Pytanie, czy Polska ma środki i możliwości, aby zastąpić węgiel w bilansie energetycznym już nie tyle do 2030, ale nawet do 2050 roku?
Żądania, aby wyeliminować węgiel z polskiej gospodarki do 2030 roku są tak abstrakcyjne i oderwane od polskich realiów społeczno-gospodarczych, że nie warto by im poświęcać polemiki, gdyby nie towarzysząca im presja polityczna. Oczywiście, Polska nie ma takich środków i możliwości. Warto się jednak zastanowić, co by się działo z naszym krajem gdyby nie rządziło Prawo i Sprawiedliwość, ale inna formacja gotowa spełnić postulaty ekologicznych radykałów. Przejście z energetyki konwencjonalnej na odnawialne źródła energii w tak krótkim czasie i w kraju tak uzależnionym od węgla, pociągnęłoby za sobą gigantyczne koszty. Takich pieniędzy nie ma Polska i nie da ich nam Unia Europejska. Musieliby za to zapłacić końcowi odbiorcy prądu, czyli obywatele. Ogromne podwyżki cen energii wiązałyby się ze wzrostem kosztów każdej dziedziny życia zależnej od prądu, czyli podrożałoby wszystko. Powszechna bieda, bezrobocie, cywilizacyjny upadek Górnego Śląska, uzależnienie Polski od importu energii. Taki byłby skutek spełnienia postulatów Greepeace. Natomiast czym innym jest perspektywa roku 2050. Przyjęty przez rząd i uzgodniony ze związkami zawodowymi plan wygaszania kopalń, jako graniczną datę tego procesu przyjmuje 2049 r. Oznacza to, że Polska jest przygotowana na transformację energetyczną, ale musi to być proces planowy, zrównoważony i sprawiedliwy.
W przestrzeni publicznej krąży wiele mitów na temat energii odnawialnej z paneli fotowoltaicznych czy wiatraków. Faktem jest jednak, że tymi technologiami - nota bene drogimi - nie da się pokryć zapotrzebowania na prąd, w szczególności w okresie zimy, kiedy jest ono najwyższe. Jeżeli jeszcze dodamy do tego planowane generowanie zdecydowanie większej ilości energii elektrycznej dla potrzeb transportu, niż było to dotychczas, i zastępowanie nią gazu - co jest przewidywane w dalszej perspektywie - to czy nie może się okazać, że czeka nas energetyczny blackout? Może się wówczas okazać, że sytuacja wymusi powrót do węgla, ale to będzie kosztowne i potrwa długie lata.
O zawodności energetyki odnawialnej mieszkańcy wielu europejskich krajów przekonali się ostatniej zimy. Wystarczył niewielki mróz i większe niż w latach poprzednich opady śniegu, aby doszło do całej serii przerw w dostawach prądu. Szkoda, że mity na temat energetyki odnawialnej stały się pożywką dla polityków, którzy bezwzględnie wykorzystują do własnych celów proekologiczne nastroje zwłaszcza wśród młodych pokoleń. Niestety, w publicznej debacie nie przebijają się głosy fachowców przestrzegających przed konsekwencjami opierania się tylko na OZE. Energetyczny blackout jest całkiem możliwym scenariuszem, a niektórzy eksperci przestrzegają, że może do niego dojść już w 2025 roku. Powrót do węgla byłby wtedy naturalnym rozwiązaniem, choć nie jedynym. Po tym, jak Waszyngton dał zielone światło dla Nord Stream 2 nie ma już politycznych przeszkód, aby uruchomić rosyjsko-niemiecki projekt gazowy, który może dostarczyć na tyle błękitnego paliwa aby ustabilizować europejski rynek energetyczny. Wyznawcy spiskowych teorii twierdzą, że właśnie o to chodzi w „zielonej” rewolucji, której doświadczamy w Unii Europejskiej.
Czy UE dokonała tzw. impact assessment ws. konsekwencji polityki klimatycznej dla gospodarek poszczególnych krajów członkowskich? Czy w ogóle ma zamiar to zrobić? Niektórzy eksperci wskazują bowiem, że dla polskiej gospodarki może ona okazać się zabójcza.
Nie znam żadnej oceny wpływu polityki klimatycznej na państwa członkowskie i wątpię, aby KE ją kiedykolwiek przeprowadziła. Po prostu nauka i zdrowy rozsadek, które są podstawą przy sporządzaniu tego typu analiz, zostały odłożone na bok, aby nie przeszkadzały przy realizacji Zielonego Ładu. Propozycje klimatyczne płynące z Brukseli przypominają bardziej eksperyment niż solidny plan na przyszłość. Niestety z mojego europarlamentarnego doświadczenia, jako sprawozdawcy bądź kontrsprawozdawcy wielu projektów wynika, że w unijnych instytucjach jest coraz mniej miejsca na rzeczową i racjonalną dyskusje. Jest to podejście bardzo niebezpieczne i zagrażające nie tylko nam, ale także kolejnym pokoleniom Europejczyków.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/565677-klocnie-reagujac-na-zaczepki-ke-przyznalibysmy-sie-do-winy