„Każdy polityk jest dziś populistą” - powiedział kilka dni temu w ciekawej rozmowie z red. Grzegorzem Sroczyńskim politolog Rafał Chwedoruk. I chyba z tej perspektywy trzeba patrzeć na wypowiedź wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego, która padła podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu, a którą opozycja odebrała jako zapowiedź Polexitu.
CZYTAJ WIĘCEJ: Burza po słowach Terleckiego. Czy wicemarszałek mówił o „polexicie”? „Nie chcemy wyjść z Unii, ale…”. Opozycja już grzmi
Żyjemy w „kulturze przesady”
Wróćmy na chwilę do wywiadu Sroczyńskiego z Chwedorukiem. Na początku rozmowy dziennikarz pyta politologa o to, dlaczego w prowadzonej przez siebie audycji porównał sytuację uchodźców w Usnarzu Górnym do Holokaustu. W opinii politologa wynika to z tego, że żyjemy w „kulturze przesady”, a „współczesny ultrakapitalizm spowodował komercjalizację praktycznie całej rzeczywistości”, w tym polityki, która, jak dodaje Chwedoruk, „również ma funkcjonować na rynkowych zasadach, stąd przenoszenie wzorców marketingu ze świata handlu do polityki”.
I stąd nieustanny spektakl, a dobry spektakl to taki, w którym jest dużo emocji. Więc kiedy pan wyjeżdża w radiu z Holocaustem, to może chodzi o to, żeby się lepiej towar sprzedał
—wyjaśnia politolog.
Następnie Chwedoruk stwierdza, że „w większości wypadków polityk nie jest za własne słowa do końca odpowiedzialny”. A kto? - dopytuje Sroczyński.
Wyborcy. Polityk w obecnym świecie, a zwłaszcza w Polsce, to ktoś bardzo słabo legitymizowany, on musi iść krok za swoimi wyborcami, a nie krok przed nimi. Każdy polityk jest dziś populistą - w tym sensie, że musi dostosowywać się do swojego ludu, rzadko kiedy jest w stanie być moderatorem tego ludu, już nie mówiąc o przywództwie. Więc jeśli liberalny polityk ma jako wyborców zaniepokojonych mieszczan, to nie będzie ważył słów. Tak samo publicyści. Ich czytelnicy i słuchacze to w dużej części zaniepokojeni mieszczanie, więc nawet jeśli pan nie chce, to się do tego będzie dostrajać
—tłumaczy Chwedoruk.
I choć politolog mówił akurat tutaj o liberalnych politykach i „zaniepokojonych mieszczanach”, to myślę, że może to dotyczyć również Ryszarda Terleckiego, jego wypowiedzi o Unii Europejskiej i tej grupy wyborców PiS, którzy są zaniepokojeni pozatraktatową ingerencją Komisji Europejskiej w wewnętrzne sprawy Polski.
O czym myślą na Nowogrodzkiej?
Czy na Nowogrodzkiej rzeczywiście opracowywane są plany wyprowadzenia Polski z UE? A jak miałoby do tego dojść w tak euroentuzjastycznie nastawionym narodzie? Partia, która wzięłaby na sztandary hasło o wyjściu Polski z UE, musiałaby się liczyć z polityczną marginalizacją. Nie mam złudzeń, że na Nowogródzkiej zdają sobie z tego sprawę. Dumania o rzekomym Polexicie są tak mocno oderwane od rzeczywistości i nierealne, że szkoda tracić czas na tłumaczenie, dlaczego jest to niemożliwe. Ktoś powie: a Wielka Brytania? To przykład wybitnie nieadekwatny. Polska jeszcze przez długi czas nie będzie regionalnym mocarstwem, które mogłoby sobie pozwolić na taką decyzję, jaką podjęli Brytyjczycy.
Intencje Terleckiego
Po co więc Terlecki powiedział to, co powiedział? Być może i wicemarszałek rzeczywiście marzy o wyjściu z UE, ale co innego marzenia, nawet te najbardziej hmm… skrajne (?), a co innego polityczna rzeczywistość. Słowa wicemarszałka są osadzone w konkretnej sytuacji politycznej. Padły kilka dni po tym, jak KE zdecydowała się zwrócić do Trybunału Sprawiedliwości UE o nałożenie kar finansowych na Polskę za nieprzestrzeganie decyzji ws. środków tymczasowych z dnia 14 lipca. Chodzi o Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego, która została „zamrożona” przez TSUE. Decyzja o tyle może zaskakiwać, że rząd rzeczywiście zapowiedział, że wykona krok wstecz, co ma skutkować m.in. likwidacją Izby Dyscyplinarnej. To gorzka pigułka do przełknięcia, zwłaszcza dla ministra Zbigniewa Ziobry, ale także dla wielu wyborców obozu władzy. I gdy „mieszczanie” socjalizowani przed liberalne media coraz bardziej obawiają się mitycznego Polexitu, to wyborcy PiS niepokoją się idącą coraz dalej ingerencją instytucji europejskich w wewnętrzne sprawy Polski.
W moim odczuciu, słowa wicemarszałka Terleckiego, są odpowiedzią właśnie na te niepokoje. Wszystko w myśl słów prof. Chwedoruka, że polityk „musi iść krok za swoimi wyborcami”. Nie można również abstrahować od toczącego się od wielu miesięcy przeciągania liny w obozie władzy na to, kto jest bardziej „polski” i kto bardziej walczy o „polską suwerenność”. W tej grze po jednej stronie mamy Solidarną Polskę a po drugiej PiS. Apogeum tego konfliktu miało miejsce przy okazji negocjacji dot. budżetu unijnego i Funduszu Odbudowy. Słowa Terleckiego to tylko jedna z odsłon tej wewnętrz koalicyjnej rywalizacji. Zresztą sam zainteresowany bardzo szybko wyjaśnił o co mu rzeczywiście chodziło.
Polska była, jest i będzie członkiem UE. Polexit to szopka wymyślona przez PO i TVN24. Dziś trwa walka o to czy UE będzie wierna zasadom, które legły u jej podstaw czy pogrąży się w sporach podsycanych przez totalną opozycję. Wierzę, że obecny marazm i kryzys UE uda się przełamać
—napisał Terlecki.
Parafrazując klasyka: Polexitu „nie ma i nie będzie”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/565661-kilka-slow-o-sensie-wypowiedzi-wicemarszalka-terleckiego