Było kwestią czasu, kiedy zastosowana przez amerykańskie media lewicowo-liberalne cenzura (blokada w mediach społecznościowych, przerywanie konferencji, bo mówi rzeczy przez redakcje odrzucane) dotrze także do Polski. Najgłupsza nawet nowinka zawsze bowiem znajdzie naśladowców. Rolę takiej papugi postanowiła wziąć na siebie słynna z pokazywania wafelkowych inscenizacji telewizja TVN.
Przygotowali się na zimno, precyzyjnie - zapewne rozpisując w scenariuszu także głosy oburzenia i własną odpowiedź.
Zrobili to następująco. Oto we wtorek Komisja Europejska poinformowała, że zdecydowała o zwróceniu się do Trybunału Sprawiedliwości UE o nałożenie kar finansowych na Polskę za nieprzestrzeganie decyzji ws. środków tymczasowych z 14 lipca. Chodzi o postanowienie dotyczące Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego.
Wniosek KE komentował na konferencji prasowej w siedzibie resortu sam minister sprawiedliwości. Jednak stacja TVN24… przerwała transmisję.
Oglądacie państwo konferencję ministra sprawiedliwości i wiceministra. Słyszeliśmy jeden z argumentów, który został przytoczony na samym początku, dotyczący decyzji KE i odwołujący się, że w Niemczech jest podobnie jak w Polsce
— powiedziała prowadząca program Joanna Kryńska, polemizując ze słowami ministra. Pokazywano inne materiały - w tym argumentację Komisji Europejskiej, wypowiedź eksperta, a do konferencji szefa resortu sprawiedliwości powrócono w trakcie pytań dziennikarzy.
CZYTAJ O SPRAWIE: TVN24 „ocenzurowała” konferencję ministra sprawiedliwości. Kaleta i Jaki reagują: Wprowadzają widzów w błąd
W tym samym czasie Polska zalana jest plakatami reklamującymi TVN 24 pod hasłem „Twoim prawem jest wiedzieć”. Wychodzi na to, że autorzy kampanii coś zgubili - powinni dodać, że tylko to, z czym oni się zgadzają
To oni decydują, którego polityka słowa nadajemy, a które wycinamy.
Panom ministrom chyba pomyliła się cenzura z redakcją. Prawo do redagowania programu jest wyłącznym prawem redakcji. Istotą cenzury jest ingerencja władzy. A w TVN24 na żadne takie ingerencje nie ma miejsca
— napisała stacja w oświadczeniu.
I to już jest cyrk nad cyrki. Nie chodzi przecież o narzucanie redakcji komentarza czy doboru tematów, ale uszanowanie prawa osoby publicznej do wygłoszenia opinii w sposób suwerenny i całościowy. Można było nie zaczynać transmisji, co nie byłoby fair, ale się zdarza. Natomiast uzależnienie pokazywania konferencji od treści na niej prezentowanych nie jest redagowaniem - jest w mojej opinii cenzurą.
TVN myli się też twierdząc, że pojęcie cenzury jest ograniczone do ingerencji w treść przez państwo. Cenzurować mogą monopole, wielkie koncerny i całkiem małe organizacje oraz struktury. Tak to na przykład działa w Rosji czy Chinach. Oglądałem kiedyś anglojęzyczną stację chińską, która transmitowała ważnego polityka amerykańskiego do czasu, gdy wypowiedział złe słowo o komunizmie. Wtedy nastąpiło cięcie.
Ekipa z TVN postanowiła pójść tą ścieżką. Tam właśnie te metody wymyślono, w państwie komunistycznym.
Koncern TVN należy do podmiotów wielkich, wpływających na opinię publiczną w sposób znaczący. Płaczliwy ton oświadczenia jest zatem nie na miejscu, bo to sama stacja jest w mojej opinii agresorem atakującym prawo Polaków do pełnej wiedzy, a nie ofiarą. I ma prawo o tym mówić polityk, którego tak wycięto. My zaś mamy prawo o tej sytuacji pisać i ją oceniać.
Ale paradoksalnie to może dobrze, że tak się odsłonili. Otrzymujemy kolejną cegiełką do wizji Polski, którą szykują szeroko pojęte środowiska opozycji. Ma to być kraj z przyciętą o 80 procent liczbą szpitali, z opiłowanymi (by nigdy nie podnieśli głów) katolikami, z okrutną polityką społeczną i gospodarczą w stylu Balcerowicza. A także kraj w którym pod sztandarami „prawa do wiedzy” wprowadza się ordynarną cenzurę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/565635-cos-sie-ekipie-tvn-zgubilo