Mariusz Muszyński, sędzia Trybunału Konstytucyjnego nie zostawia suchej nitki na decyzji Komisji Europejskiej, która domaga się ukarania Polski za rzekome niewykonanie postanowienia zabezpieczającego TSUE. Sędzia podkreśla, że działania Komisji Europejskiej wykraczają poza jej kompetencje i mają wręcz perfidny charakter.
Nie może być tak, że wypełnianie traktatu prowadzi do naruszenia żywotnych interesów państwa, które ten traktat zawarło. To państwo, a nie traktat jest panem stosunku prawnego
– pisze na łamach „Rzeczpospolitej” sędzia TK Mariusz Muszyński.
Perfidia unijnego działania polega na tym, że organy UE i urzędnicy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że ustrój wymiaru sprawiedliwości należy do wyłącznych kompetencji państwa. Dlatego TSUE formalnie orzeka w obszarze praw jednostki, ale ingeruje w ich treść tak głęboko, że w rzeczywistości wywołuje skutki ustrojowe. W ten sposób generuje żądania, których nie ma prawa postawić wprost. Na dodatek robi to na wątpliwej podstawie prawnej – art. 19 ust. 2 TUE, znajdującym się w Tytule III TUE zatytułowanym „Postanowienia o instytucjach” – normie instytucjonalnej, kompetencyjnej, skierowanej do państwa członkowskiego. Ten charakter pokazuje nie tylko treść, ale i umiejscowienie przepisu w traktacie
– podkreśla sędzia Muszyński.
Szykuj się na wojnę
Sędzia Trybunału Konstytucyjnego proponuje, by Polska przyjęła twardą postawę w rozmowach z Unią Europejską.
Za tym wszystkim idą groźby kar finansowych (Komisja Europejska) lub pozbawienia Polski „unijnych środków finansowych” (Parlament Europejski). Warto więc już przestać bawić się w uprzejmości i zastanowić, czy możliwa jest linia obrony mająca adekwatny charakter. Adekwatny, czyli również finansowy – blokujący przepływ środków dla budżetu unijnego. Zgodnie z zasadą Sun Tzu – „chcesz pokoju, szykuj wojnę”, bo dzisiejsza sytuacja jest skutkiem nadmiernej grzeczności dyplomatycznej. To tworzy dysonans. W kraju władza gra w sprawie reformy wymiaru sprawiedliwości ostro, a za granicą przyjmuje pozycję przysłowiowego „miękkiszona”. A polityka międzynarodowa jest bezwzględna. Ustępujesz, znaczy jesteś słaby
– pisze sędzia Muszyński w „Rzeczpospolitej”.
Pojęcie środków unijnych, czy wręcz traktatowe sformułowanie „zasobów własnych UE” (art. 311 TFUE), jest zwrotem nie do końca prawdziwym. Pisząc w skrócie, środki, które wchodzą w ich skład są wypracowywane w państwach członkowskich i tylko w drodze traktatowej przekazane zostały jako danina finansowa na rzecz UE. Należą do nich m.in. tradycyjne zasoby własne (opłaty, składki, kwoty dodatkowe lub wyrównawcze, kwoty pobierane w ramach Wspólnej Taryfy Celnej itp.), udział w podatku VAT, składka oparta na dochodzie narodowym brutto itp. UE poszukuje też innych form dochodu w postaci nakładania nowych podatków (cyfrowe, klimatyczne itp.). W tym roku dodatkowo elementem zasobów będzie pożyczka unijna na rynkach finansowych, którą spłacać mają państwa członkowskie
– podkreśla sędzia.
Z prawnego punktu widzenia wszystko to należy do UE, jednak faktycznie to państwa członkowskie zasilają unijny budżet. Całą działalność UE w tym zakresie polega na ich redystrybucji w postaci różnych funduszy. Nie ma więc de facto żadnych unijnych pieniędzy łaskawie przekazywanych państwom członkowskim. I choć Polska nie jest jeszcze płatnikami netto, to dużą część otrzymywanych środków stanowią nasze własne wpłaty do budżetu UE. I te środki UE chciałaby Polsce zablokować, gdyby Polska dobrowolnie nie zgodziła się zapłacić nałożonej kary finansowej. Z drugiej strony UE oczekiwałaby, że Polska dalej będzie płacić daniny do unijnego budżetu. Zgodne z prawem, choć politycznie naiwne
– czytamy w „Rzeczpospolitej”.
Czyje są pieniądze?
Sędzia podkreśla, że od strony technicznej nie jest problemem blokada ich przepływu do budżetu UE w ramach rekompensaty za instrumentalne kary. Tym bardziej, że część sił politycznych w Polsce stworzyła już zasadę bezpośredniego dotarcia do obywateli. Miała ona polegać na pozbawieniu rządu wpływu na wydatkowanie środków UE, poprzez kierowanie ich wprost do jednostek samorządu terytorialnego, czy obywateli z pominięciem budżetu państwa. W powstałej sytuacji adekwatne rozwiązanie polegałoby na pominięciu budżetu unijnego.
Środki, jakie miałby być przekazywane do dyspozycji Brukseli, byłby redystrybuowane bezpośrednio przez rząd. Główny problem polega sprowadza się więc do znalezienia odpowiednich mechanizmów prawnych, tak krajowych, jak i prawnomiędzynarodowych, dających podstawy dla takiego działania.
– pisze sędzia Muszyński.
Trzeba tylko zmienić sposób podejścia do europejskiej integracji, odrzucając naiwne rozumienie istoty UE. Nie wolno postrzegać jej jako samodzielnego bytu, którego trybikami są kraje członkowskie pozbawione de facto podmiotowości, a która idealistycznie martwi się o dobro wspólne. To wbijano nam do głowy przez ostatnie dwie dziesiątki lat.
– czytamy w komentarzu sędziego Muszyńskiego.
Trzeba bronić państwowości i wrócić do klasycznego prawa międzynarodowego, które otwiera inny katalog instrumentów. Pamiętajmy, że państwo to konstrukcja celowa i utylitarystyczna, służąca własnym obywatelom. Dlatego jeśli nie cały, to przynajmniej ten fundamentalny interes państwa musi iść przed interesem wspólnotowym, a więc i przed normą unijną, szczególnie tą nadużywaną, czy instrumentalizowaną. Nie może być tak, że wypełnianie traktatu prowadzi do naruszenia żywotnych interesów, czy tożsamości państwa, które ten traktat zawarło
– podkreśla.
WB/„Rzeczpospolita”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/565499-sedzia-tk-bez-ogrodek-o-dzialaniach-ke-perfidia