Każdy polityk PO, który marzy o szybkim odbudowaniu pozycji partii i walce o zwycięstwo w kolejnych wyborach, powinien załamywać ręce po imprezie w Olsztynie. Pozostanie ona bowiem w pamięci jako pasmo kompromitujących klęsk. A jednak Rafał Trzaskowski jest z niej bardzo zadowolony, i to na poważnie. Dlaczego?
Elżbieta Bieńkowska ma, czego chciała – KE wnioskuje do TSUE o finansowe kary dla Polski. To postawa mało dla pani europoseł chwalebna, lecz cóż zrobić - zawsze pewna część „klasy” politycznej po prostu działa wbrew narodowemu interesowi, a dziś niektórzy po prostu przestali się z tym kryć.
Poza jej wypowiedzią, z Olsztyna najbardziej zapamiętamy też Tomasza Grodzkiego, który marzy o likwidacji 90 proc. polskich szpitali (może to jakiś element walki z korupcją wśród lekarzy?), bufonadę Leszka Balcerowicza oraz Sławomira Nitrasa, który szykuje się do prześladowania katolików.
Za tym ostatnim murem stanął organizator całej imprezy. Rafał Trzaskowski przekonuje nawet, że Nitras to człowiek głęboko wierzący. Tak chyba trzeba interpretować tę wypowiedź prezydenta stolicy o partyjnym koledze:
Powiedział jasno z pozycji zatroskanego katolika o tym, co się dzieje teraz w Kościele.
Nie chcę rozliczać nadpobudliwego posła z jego katolicyzmu, pytać, jak często chodzi do Kościoła. To jego sprawa. Jednak dobrze pamiętam, co dokładnie powiedział w Olsztynie. Brzmiało to tak:
Uważam, że dojdzie za naszego życia, może nawet w tym pokoleniu, do tego, kiedy katolicy w Polsce staną się mniejszością. Staną się realną mniejszością. Nie mniejszością, że będzie ich… kogoś innego więcej, ale nie będą większością. I muszą się z tym nauczyć żyć. I wtedy chyba to będzie w jakiejś realnej takiej społecznej proporcji. Ale dobrze, żeby to się stało, mówiąc uczciwie, w sposób niegwałtowny. Żeby to się stało w sposób racjonalny, a nie na zasadzie pewnej zemsty. Ale na zasadzie: to jest uczciwa kara za to, co się stało – znaczy musimy was opiłować z pewnych przywilejów, dlatego, że jeżeli nie, to znowu podniesiecie głowę, jeżeli się cokolwiek zmieni. Tak uważam.
Skoro z Nitrasa taki zatroskany katolik, to dlaczego nie używa pierwszej osoby liczby mnogiej, lecz drugiej i trzeciej? Dlaczego to „oni” muszą się nauczyć żyć w mniejszości, a nie „my” musimy się tego nauczyć? Coś mocno zgrzyta w tej narracji. Choć nie ma to większego znaczenia.
Ani Nitras, ani Trzaskowski do zatroskanych katolików nie należą. A ci prawdziwi (tak, tak, bo są prawdziwi i malowani) mogą się po nich spodziewać wszystkiego najgorszego. Wyrzucenie lekcji religii ze szkół (o czym też mówił Nitras – i to niby miałoby być uderzenie w hierarchów, a nie w wiernych?) byłoby dopiero początkiem ich wojny ideologicznej, której ofiarami stałyby się najważniejsze dla Polaków wartości. Zgodnie z planem budowy „nowoczesnego państwa”. W domyśle: mocno różniącego się od dzisiejszego zaścianka.
W pocampusowych relacjach sporo jest głosów o tym, że Donald Tusk i jego platformerscy przyboczni są załamani przekazem, jaki poszedł w świat z Olsztyna. Nie znaczy to wcale, że Tusk jest dziś w Platformie obrońcą wartości konserwatywnych. Oj, nie. On po prostu wie, że pewnych rzeczy nie należy mówić głośno. Że sygnały z Olsztyna wzmacniają PiS, zaś PO pokazują jako partię ekstremistów, co sondażowych punktów nie dodaje.
Ale czy Rafał Trzaskowski walczy dziś o jak najwyższe notowania Platformy? Otóż nie. Miał władzę w partii na wyciągnięcie ręki. Takiej ręki, która trzyma nóż i skrada się do pleców Borysa Budki. Lecz wrócił pan z Brukseli i cały plan diabli wzięli.
Nie ma więc powodu grać dla Tuska. Ba, można nawet rozważać spiskową teorię, według której im słabsza partia, tym dla Trzaskowskiego lepiej, bo dalsze spadki PO będą iść na konto nowego-starego przewodniczącego i mogą doprowadzić do jego usunięcia.
W Platformie trwa wielka bitwa o władzę. Wiceprzewodniczący przez chwilę znalazł się w defensywie. Ale właśnie wysyła sygnał: Ну, погоди!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/565403-dlaczego-trzaskowski-wspiera-nitrasa-i-cieszy-sie-z-campusu