Daniel Goure, wiceprezes The Lexington Institute, waszyngtońskiego think tanku zajmującego się przede wszystkim sprawami bezpieczeństwa opublikował artykuł w którym postuluje aby NATO w trybie pilnym zajęło się przygotowaniami do „czegoś nie do pomyślenia” czyli do wojny z Rosją.
Punktem wyjścia dla rozważań, które snuje Goure jest, jak można przypuszczać, obserwacja tego, co dzieje się za wschodnią granicą Polski. Chodzi nie tylko o zaczynające się niedługo ćwiczenia Zapad 2021, ale o całą aktywność rosyjskich sił zbrojnych w ostatnich miesiącach. Jak konstatuje amerykański ekspert „rosyjskie wojsko poprawia swoje zdolności do rozmieszczania dużych, połączonych oddziałów sił zbrojnych wzdłuż swojej zachodniej granicy i przeprowadzania szybkich ataków w dowolnym miejscu od Państw Bałtyckich po Morze Czarne”. Dodatkowo, jak zauważa, Moskwa ma możliwość precyzyjnego rażenia celów dalej położonych od swojej granicy i od obszaru państw frontowych, co w praktyce oznacza, że w razie konfliktu jest w stanie zniszczyć system NATO-wskich baz i magazynów znajdujących się w państwach Europy Zachodniej, a także przeciąć linie komunikacyjne znacznie opóźniając, a być może nawet uniemożliwiając, wsparcie oddziałów walczących na Wschodzie. The Lexington Institute organizował pod koniec ubiegłego roku dużą konferencję specjalistów wojskowych ze Stanów Zjednoczonych i państw europejskich, i zaprezentowana przez Daniela Goure ocena sytuacji wojskowej na wschodniej flance NATO jest, jak można przypuszczać, pochodną tego o czym wówczas rozmawiano. Moskwa, zdaniem amerykańskiego analityka, realizuje właśnie „ofensywę na pełną skalę” przeciw NATO, w której nacisk wojskowy jest tylko jednym z narzędzi presji o charakterze politycznym, którą wywiera się po to, aby zmieniła się polityka europejskich państw NATO. To dlatego rosyjski minister obrony Szojgu mówił niedawno o planach utworzenia w pobliżu zachodnich granic Rosji 20 nowych jednostek wojskowych, dlatego w kwietniu mieliśmy do czynienia z koncentracją znacznych jednostek rosyjskich w pobliżu granic Ukrainy i dlatego organizowana jest cała seria manewrów wojskowych, z których Zapad 2021 jest tylko niewielkim fragmentem. Presja Moskwy na Zachód będzie narastać, stąd zwiększona aktywność jej sił zbrojnych.
Daniel Goure akcentuje, i warto w Polsce zwrócić na tę część jego wystąpienia uwagę, że rosyjskie reformy wojskowe ostatnich lat w połączeniu ze znacznymi nakładami na modernizację własnych sił zbrojnych miały na celu znaczne skrócenie tego co analitycy RAND określają mianem „warning time”. Ten „okres ostrzegawczy”, jak należałoby dosłownie przetłumaczyć angielski termin, to kluczowy w rozumieniu rosyjskich strategów czas, kiedy przeciwnik decyduje, jakiego rodzaju działania podjąć w obliczu zagrożenia. Mamy w tym wypadku do czynienia z tzw. pętlą decyzyjną, z grubsza rzecz biorąc, sprowadzającą się do obserwacji tego, co się dzieje – oceny sytuacji – podjęcia decyzji i reakcji. Zakłócenie każdej z faz tego działania, przez dezinformację, uniemożliwienie prawidłowej oceny dostępnych danych czy opóźnienie podjęcia decyzji, np. w wyniku sprzeciwu opozycji i części mediów, powoduje, że reakcja zaatakowanego państwa na zagrożenie będzie opóźniona, a to już daje stronie agresywnej przewagę mogącą prowadzić do sukcesu w starciu.
Ten „okres ostrzegawczy” - jak pisze Gourie - „ma kluczowe znaczenie, jeśli NATO ma być w stanie odpowiedzieć na rosyjski atak wzdłuż wschodniej flanki. Bez niego Sojusz nie będzie w stanie zmobilizować się i przesunąć sił na wschód”. Obecnie, zdaniem amerykańskiego eksperta, sytuacja jest na tyle poważna, że Sojusz Północnoatlantycki musi niezwłocznie podjąć działania w czterech obszarach. Po pierwsze, jak proponuje, NATO musi docenić strategiczne znaczenie basenu Morza Czarnego i Bałtyckiego i zreformować swą wojskową tam obecność odchodząc od formuły „wysuniętej obecności”. Po drugie, Sojusz musi zwiększyć to, co w żargonie wojskowym określa się mianem „świadomości sytuacyjnej”, czyli być lepiej poinformowanym i szybciej reagować na możliwe prowokacje i agresywne działania Rosji. Przy czym postulat ten dotyczy w równym stopniu NATO jako całości, jak i państw frontowych wystawionych na tego rodzaju działania. Po trzecie, Gourie jest zdania, że NATO musi znaczenie poprawić swe zdolności w zakresie uderzeń rakietowych, w co trzeba będzie zainwestować, zarówno wiele środków, jak i niemały wysiłek poświęcić szkoleniu i ujednolicaniu procedur i współdziałania. Wreszcie, i to jest czwarty krok, który należy niezwłocznie podjąć, NATO winno wesprzeć Ukrainę i Gruzję. Celem tych wszystkich działań jest wzmocnienie wschodniej flanki Paktu Północnoatlantyckiego tak, aby być w stanie odpowiednio reagować na narastające zagrożenie ze strony Rosji. Gourie pisze też, co zresztą jest coraz częściej powtarzane w amerykańskich kręgach wojskowych, że „Polska jest zwornikiem wszelkiej skutecznej obrony NATO na wschodzie i naturalnym liderem regionalnym”. W tym wypadku nie mamy do czynienia z prawieniem tanich komplementów, ale ze stwierdzeniem oczywistych geostrategicznych realiów, jak również z docenieniem wysiłków Polski mających prowadzić do modernizacji sprzętowej naszych sił zbrojnych. Gourie pisze też coś, co wydaje się rzeczą oczywistą, ale nie przez wszystkich dostrzeganą. Z faktu, że „Ukraina jest najwyraźniej na celowniku Moskwy” wynika, w jego opinii, imperatyw przyjścia przez NATO Kijowowi z pomocą. Działanie na rzecz wzmocnienia Ukrainy jest - w opinii amerykańskiego analityka - oczywistym posunięciem w zakresie wzmacniania możliwości NATO na wschodzie. Kolejnym winno być przesunięcie na wschodnią flankę, co Gourie postuluje, kolejnych amerykańskich oddziałów, najlepiej w formule stałych a nie rotacyjnych baz. Przede wszystkim dlatego, że jak konkluduje swe rozważania, „po pierwsze, biorąc pod uwagę rosyjskie zagrożenie precyzyjnymi uderzeniami dalekiego zasięgu w linie komunikacyjne na lądzie, do walki wejdą tylko te siły, które już rozmieszczone są na wschodzie. Wojska pancerne USA w Europie Wschodniej byłyby w stanie szybko i skutecznie reagować od samego początku działań wojennych. Mobilne formacje wykorzystujące ostrzał dalekiego zasięgu, zaawansowane lotnictwo oraz warstwową obronę przeciwlotniczą i przeciwrakietową zakłóciłyby rosyjską ofensywę naziemną i rozbiłyby jej sieci obrony powietrznej”.
Wczoraj też bardzo interesujący esej opublikował profesor Julian Lindley-Smith, współautor książki Przyszła wojna, której lektura pozwoliłaby zrozumieć wielu Polakom z czym w istocie mamy dziś do czynienia na naszej granicy z Białorusią. Warto zwrócić uwagę na wystąpienie brytyjskiego stratega przede wszystkim z tego względu, że jest ono niezwykle emocjonalne, a nawet może być uznane za gromki głos ostrzeżenia, przy tym niezwykle krytycznego wobec europejskich elit. Lindley-Smith punktem wyjścia dla swoich rozważań uczynił cytat ze słynnego dzieła Edwarda Gibbona o upadku Cesarstwa Rzymskiego. „W gruncie rzeczy bardziej niż wolności pragnęli oni bezpieczeństwa. Chcieli wygodnego życia, ale stracili wszystko – bezpieczeństwo, komfort i wolność”. To zdanie opisujące postawę społeczeństwa Aten, które nie chcąc działać utraciło wolność, której już nigdy miało nie odzyskać, idealnie, w opinii Lindley-Smitha, opisuje dzisiejszą sytuację Europy, zwłaszcza po zakończeniu interwencji w Afganistanie. Jaki są jej efekty? Po dwudziestu latach, wydaniu miliardów dolarów i śmierci tysięcy własnych żołnierzy Zachodowi udało się, jak gorzko konstatuje brytyjski ekspert, zastąpić rządy Talibów rządami Talibów. W Afganistanie popełniono szereg błędów natury strategicznej próbując realizować politykę, którą Lindley-Smith nazywa wdrażaniem Planu Marshalla na lądzie z jednoczesnym bombardowaniem z powietrza, jednak głównym problemem, jak konstatuje, było przekonanie o tym, że „tej wojny nie da się wygrać”, a jeszcze głębiej idąc brak, jedności liderów Europy i Ameryki. Już wówczas, kilkanaście lat temu, zarysował się nieujawniony publicznie podział, który w efekcie osłabił siłę więzi atlantyckich. „Pisząc w latach 2008 – 2014 trzy raporty dla dowódców misji w Afganistanie, wspomina Lindley-Smith, zorientowałem się, że ostatnią rzeczą, której potrzebują europejscy liderzy, to doradztwo w sprawach wojskowych”. Po 2010 roku Europa tak mocno zredukowała swe budżety wojskowe, że dziś jej siły nie są w stanie zająć i utrzymać jednego lotniska. Przez ostatnie dziesięciolecie Europa tylko „udawała”, jak pisze brytyjski ekspert, że podejmuje na serio jakiekolwiek wysiłki na rzecz swojego bezpieczeństwa. „Wycofanie się z Afganistanu powinno przypomnieć Europejczykom, że Stany Zjednoczone mogą nie zawsze być w stanie przez cały czas być obecne całą swa siłą w Europie. Chiny i Rosja aktywnie współpracują, aby rozciągnąć i rozproszyć potęgę militarną USA na całym świecie. Cokolwiek się teraz wydarzy, przyszła obrona Europy będzie zależeć od tego, czy Europejczycy zrobią o wiele więcej dla własnego bezpieczeństwa. Jeśli Europejczycy nie będą lepiej dzielić transatlantyckich obciążeń, wkrótce mogą być zmuszeni ponosić wszystkie te obciążenia”. I to jest właśnie główna konkluzja i ostrzeżenie formułowane przez Lindley-Smitha. Europa nie powinna budować swego bezpieczeństwa na pozorowanych działaniach i przekonaniu, że „Amerykanie nas obronią”, bo może okazać się, że zaabsorbowani własnymi problemami wewnętrznymi Yankees wrócą do domu i co wtedy? Odwoływanie się do wspólnych wartości nie pomoże. Zdaniem brytyjskiego stratega, NATO-wski program Strategic Concept 2022, jest kolejnym europejskim „ćwiczeniem z bezczynności” i udawaniem, że coś rzeczywiście robi się na rzecz własnego bezpieczeństwa. Rzeczywistym problemem jest to, co Lindley-Smith określa mianem „braku przywództwa” trzech głównych europejskich filarów NATO czyli Niemiec, Wielkiej Brytanii i Francji. Elity tych państw już udowodniły, iż nie są w stanie przeciwstawić się rosnącym siłom autorytarnym zamierzającym naruszyć granice liberalnego świata, przede wszystkim dlatego, że aby być w stanie skutecznie mierzyć się z asertywną polityka Rosji i Chin, należałoby porzucić wyidealizowany, ale nie odpowiadający rzeczywistości obraz świata do którego przywykli. Lindley-Smith pisze o płytkości dzisiejszych europejskich elit, o ich niezdolności do przeciwstawienia się agresji w obawie, iż ktoś oskarży je o „imperializm”, o przyzwyczajeniu do wygodnego i bezproblemowego życia w czasach, które powoli przestają tworzyć dobre warunki dla tego, o erozji europejskiej kultury strategicznej. W jego opinii, ten opłakany stan europejskich elit maskowany jest ciągłym mówieniem o „spójności” NATO, ale te wezwania są niczym innym, jak usprawiedliwieniem własnej bezczynności i marzeniami o tym, że w godzinie próby Amerykanie nas obronią. Wojna, ale przecież również międzynarodowa rywalizacja, jest zawsze, jak zauważa Lindely-Smith, pojedynkiem woli działania. Zarówno Putin w 2014 roku w Donbasie i w 2015 roku w Syrii, jak i Xi Jingping, pokazali, że nie brak im wytrwałości ani konsekwencji w działaniu. Historia zna wiele przypadków, kiedy państwa słabsze, ale zdecydowane i zdeterminowane, zwyciężały teoretycznie silniejszych przeciwników. „Na papierze – zauważa Lindley-Smith – Europa jest silniejsza, ale papier to jedyne, co dziś mamy do zaoferowania”. Najważniejszym dziś, po Afganistanie, zadaniem, jest rozwianie poglądów, które zdają się ugruntowywać zarówno w Moskwie jak i w Pekinie, że „Zachód jest słaby i niezdecydowany. Od tego będzie zależeć wiarygodne odstraszanie. Wiele z tych wysiłków będzie musiało mieć wyłącznie charakter europejski”. Dla państw europejskich jedynym celem winno być teraz wzmocnienie NATO, a nie myślenie o powołaniu jakichś nowych sił szybkiego reagowania. Tę sformułowaną ostatnio przez Borrella propozycję Lindley-Smith opatruje określeniem „ćwiczenia z nieistotności” i proponuje skoncentrować wysiłki na poważnym podejściu do zdolności obronnych - w tym w zakresie zdolności dowodzenia, zwiadu, łączności i projekcji siły na większe odległości. Jeśli Europa nie będzie w stanie szybko i wymiernie zwiększyć własnego zaangażowania we własne siły zbrojne, to Amerykanie, zwłaszcza w sytuacji w jakiej dziś znajduje się ich państwo, odejdą z Europy, a na ich miejsce przyjdą, jak to już miało miejsce w historii, barbarzyńcy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/565330-gorzkie-rozwazania-o-nadciagajacych-barbarzyncach