Dobrze, że premier Mateusz Morawiecki - w bardzo ważnym i bardzo dobrym przemówieniu - nazwał po imieniu to, co wyprawia polska opozycja w sprawie naszej wschodniej granicy:
Dawniej takie działania traktowane były jako zdrada narodowa. Dzisiaj wierzę, że to jest po prostu naiwność, głupota, chęć zbicia kapitału politycznego na nieszczęściu, które tam się dzieje -
— mówił premier, wskazując, jak nisko upadli niektórzy „totalni”, w istocie „odgrywający rolę oklaskiwaną właśnie w Moskwie i Mińsku na scenie ustawionej przez architektów ze wschodu”. Dodał, że polscy strażnicy i żołnierze muszą stawiać czoła „niepatriotycznej, antypaństwowej presji”, którą kreują niektórzy posłowie oraz szersze zaplecze opozycji - Kramek, Frasyniuk, Wałęsa.
Premier przypomniał opozycji sprawę podstawową:
„Granica państwa to nie jest tylko linia na mapie. Za nią przelewali krew nasi przodkowie. Granica państwa jest świętością! A dzisiaj obserwujemy próbę jej naruszenia. Nie pozwolimy na to.”
W czasach ataku marksizmu kulturowego, który ogłupia jednostki i całe społeczeństwa, który prowadzi do działań często po prostu samobójczych, trzeba przypominać sprawy podstawowe. Ale także trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Spokojnie, z szacunkiem dla przeciwników, ale i stanowczo. Jeśli rząd niepodległościowy będzie się cofał, jeśli będzie udawał, że nie ma zasadniczego sporu, to przegra. Wygra wówczas, gdy przypomni milionom wyborców, że Polska jest największą wartością, a dobrze strzeżone granice nie tylko oddzielają, ale i zapewniają bezpieczeństwo, chronią. I to właśnie zrobili dziś w Sejmie premier Morawiecki i minister Kamiński.
Premier podkreślił, że sytuacja na wschodzie jest poważna. To nie są żarty, to nie jest zabawa:
Zdecydowaliśmy się na to, by zapobiegać, a nie leczyć. Nie czekać na rozwój wydarzeń. Działać prewencyjnie. Nie czekać co przyniesie Zapad 2021, nie czekać co przyniosą kolejne akty dramatu napisanego w Moskwie i Mińsku, tylko działać.
Gdyby doszło do jakiegoś incydentu, do jakiejś prowokacji - ci sami ludzie, którzy dziś piętnują stan wyjątkowy wprowadzony w pasie 3 kilometrów przy granicy - pierwsi krzyczeliby o skandalicznych zaniedbaniach, o zlekceważeniu zagrożenia. Domagaliby się Trybunału Stanu, domagaliby się dymisji i nowych wyborów. I mówiliby o działaniu na rzecz Putina. Ale gdy rząd reaguje stosownie do sytuacji - też szarpią za nogawkę, też przeszkadzają. Nawet w sprawie tak gardłowej nie są w stanie stanąć przy demokratycznym rządzie.
W istocie rząd wprowadza stan wyjątkowy nie tylko w odpowiedzi na działania Białorusi i pośrednio Rosji, ale także w odpowiedzi na anarchistyczne ciągotki i praktyki części opozycji. Tej szeroko pojętej. Opozycja atakuje coś, co sama w istocie wymusiła, sprowokowała. Podobnie media: w ostatnich tygodniach mieliśmy do czynienia z zaangażowaniem wielu potężnych mediów w proces przełamywania polskiej granicy. To było coś znacznie poważniejszego niż - jak dziś twierdzą - zwykłe informowanie. To było dążenie do złamania państwa polskiego w sprawie o potencjalnie potężnych konsekwencjach. Bo jeśli przejdzie 24 Irakijczyków, to za nimi pójdzie kolejne dziesiątki tysięcy. Trzeba być głupcem, by tego nie widzieć.
„To co zrobili przedstawiciele PO, współpracujący z wami blisko pan Frasyniuk czy pan Kramek, to festiwal żenady. To tak naprawdę wielki wstyd. Nie dziwię się, że teraz chowacie głowy, że jest wam przykro, ale powinniście głośno przeprosić” -
— mówił premier, wzywając do konsensusu politycznego w sprawie ochrony granicy. Dziś w Sejmie opozycja nie skorzystała z okazji, i nie zawróciła z fatalnej drogi. Lewaccy aktywiści pochwalą, poklepią po ramieniu, ale Polacy zapamiętają. Mimo wszystkich „ale” - nie sądzę, byśmy jako naród powierzyli swoje losy formacjom politycznym, które nawet nie udają, że bezpieczeństwo obywateli i całego kraju jest dla nich pustym frazesem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/565260-premier-ma-racje-niech-opozycja-przeprosi-za-ten-cyrk