Zespół badawczy amerykańskiego Modern War Institute, który jest częścią akademii wojskowej West Point pojechał latem 2018 roku na Ukrainę, gdzie przeprowadził „ocenę współczesnego pola walki”, rozmawiając z żołnierzami i oficerami, analizując linie komunikacyjne, warunki geograficzne, zbierając wszelkie niezbędne informacje, które miały pomóc zrozumieć, jak wyglądał będzie w przyszłości ewentualny konflikt z Federacją Rosyjską.
Przebieg ewentualnej wojny
Była to, zresztą, rutynowa misja amerykańskich specjalistów, którzy wcześniej podobnego rodzaju rekonesans przeprowadzili m.in. w Bośni, Kolumbii czy w Sri Lance. Teraz mamy opublikowany raport autorstwa Lionela Beehnera i Liama Collinsa, który obala „groźne mity” - jak piszą w tytule jego autorzy - na temat przebiegu przyszłej wojny.
Dla nas opracowanie to jest o tyle ważne, że pozwala zrozumieć nie tylko naturę i charakter ewentualnego konfliktu z Federacją Rosyjską i jej satelitami, ale również, a może przede wszystkim, daje nam możliwość zinterpretowania i wpisania w prawidłowy kontekst wydarzeń na granicy polsko – białoruskiej. Zdaniem Autorów to, co wydarzyło się w 2014 roku, a chodzi w tym wypadku zarówno o aneksję Krymu, jak i eskalację wojny w Donbasie, nie powinno być traktowane w kategoriach „odosobnionego wydarzenia”. Jest raczej, ich zdaniem, przejawem już trwającego konfliktu mocarstw, który może okresowo ulegać zaostrzeniu i przeradzać się w wojnę rozumianą w sposób tradycyjny. I tu, w interpretacji amerykańskich ekspertów wojskowych, mamy do czynienia z pierwszym mitem, który jeśli ulegnie utrwaleniu, staje się groźnym, bo uniemożliwiającym prawidłową ocenę wydarzeń złudzeniem. Otóż ich zdaniem, konflikt między mocarstwami już trwa, siły kontrolowane przez Moskwę działają poniżej progu konfliktu kinetycznego, prowadząc operacje informacyjne i realizując strategię nękania przeciwnika. Tego rodzaju wojna nie prowadzi do eskalacji do poziomu uderzeń nuklearnych, ale nie oznacza, iż nie jest wojną. Jest, ale różnica polega na tym, iż jest wojną nowoczesną, prowadzoną przy zastosowaniu innych metod i znacznie ograniczonymi, w porównaniu z konfliktami z przeszłości, środkami.
Schemat działania Rosji
Rosja postępuje według pewnego, powtarzającego się wzorca, co pozwala ocenić, czy możemy mieć do czynienia z perspektywą zaostrzenia się konfliktu do poziomu starcia wojskowego. Jako pierwszy krok uruchomiana jest prowokacyjna działalność na niewielką skalę, w sposób oczywisty naruszająca prawo międzynarodowe. Jest to zazwyczaj akcja mająca na celu zastraszenie potencjalnego przeciwnika i zmierzająca do wymuszenia aby zmienił on swą politykę. „Następnie – jak piszą amerykańscy wojskowi – zaciemnia się fakty, działając podstępnie i dezinformując, a nawet reinterpretuje prawo międzynarodowe, aby uzasadnić swoje pierwotne działanie”. Kolejną fazą jest budowanie korzystnej dla siebie narracji informacyjnej i propagandowej jednocześnie wzmacnia się własną retorykę. Jest to polityka gróźb, której towarzyszy równolegle formułowanie propozycji rozwiązania konfliktu, który samemu się inicjowało. Chodzi o uzyskanie statusu podmiotu mogącego rozwiązać zaistniała sytuację. Celem rosyjskiej „wielkiej strategii” jak zauważają Lionel Beehner i Liam Collins nie jest wojskowe zajęcie terenów państwa – przeciwnika, ale stworzenie sytuacji trwałego, kontrolowanego konfliktu na jego terenie. Wówczas Moskwa może zabiegać o uzyskanie statusu siły z którą należy rozmawiać w jaki sposób wyjść z zaistniałej sytuacji. To „zaproszenie do stołu” umożliwia jej wyzyskanie umiejętności i atutów, również dyplomatycznych, którymi dysponuje i potwierdza jej status mocarstwa, będącego, w skali świata, jednym z centrów siły. Pozwala też na uzyskanie szczególnego rodzaju „lewara”, narzędzia wpływu na państwo podlegające oddziaływaniu tego rodzaju.
Oczywiście tego rodzaju konflikt może eskalować do poziomu tradycyjnej wojny, choć nie to jest celem państwa go inicjującego. Należy zrozumieć, jak piszą, odwróconą logikę konfliktu asymetrycznego. W przeszłości jego instrumentarium (użycie sił proxy, inicjowanie konfliktów na niewielką skalę, zastraszenie, destabilizacja sytuacji wewnętrznej przeciwnika etc.) traktowano było jako działanie uzupełniające czy poprzedzające tradycyjną walkę. Dziś sytuacja się odwraca. To zastosowanie wojska, choć nie należy wykluczyć takiej możliwości, staje się uzupełniającym narzędziem nowej wojny, którą wygrywa się na „innych frontach”. Tradycyjne siły wojskowe są narzędziem, ale nie jedynym nowej wojny. Celem operacyjnym jest to, co generał Raymond Odierno określił mianem „przyspieszenia tempa destabilizacji” przeciwnika i odebranie mu zdolności i chęci do udzielenia odpowiedzi na agresję. W pierwszym rzędzie tego rodzaju działanie zakłada „zaciemnienie” pola walki. Jeśli przeciwnik nie wie, co się dzieje, to nie podejmie, a z pewnością nie podejmie szybko, adekwatnych decyzji. Jeśli twarda odpowiedź budziła będzie sprzeciw części opinii publicznej czy klasy politycznej, to tym bardziej zaatakowane państwo będzie zwlekać z odpowiedzią. Jeśli władze państwa, które stało się celem agresji, skrępowane będą regulacjami prawnymi, również koniecznością przeprowadzenia konsultacji sojuszniczych zanim zaczną działać, to też tego rodzaju uzależnienie opóźni reakcję. Redefinicji ulega też to, co określić można mianem zwycięstwa w wojnie. „Aby zrealizować to zadanie, Rosja (podobnie jak Chiny na Pacyfiku) połączy wszystkie swoje instrumenty władzy państwowej – miękkie, twarde, ekonomiczne, militarne, kulturalne i polityczne – piszą amerykańscy eksperci. - Zwycięstwo w tego typu wojnie nie polega na zajęciu terytorium czy przesunięciu linii frontu, mimo że miało to miejsce na Krymie i Donbasie. Zwycięstwo jest mniej namacalne. Chodzi o zmianę umysłów, percepcji i narracji; pokazywaniu słabości NATO i niezdolności do wsparcia podmiotów spoza NATO; również podważanie legitymacji rządu Ukrainy”.
Do instrumentarium wojny nowej generacji, określanej też mianem konfliktu hybrydowego zalicza się, w opinii analityków Modern War Institute używanie sił określanych przez Amerykanów mianem „proxies”. Chodzi o podmioty formalnie niezależne, choć kontrolowane przez państwo mające interes w inicjowaniu konfliktu. Mogą to być prywatne armie w rodzaju Grupy Wagnera, formacje milicyjne, samozwańcze i ochotnicze (słynni „traktorzyści” z Donbasu, jak mówił w swoim czasie Putin) czy nawet państwa i twory quasi-państwowe. Ich użycie jest z finansowego punktu widzenia tańsze, pozwala również na zachowanie pozycji „bezstronnego brokera” rozwiązań kryzysu przez tych, którzy inicjują wzrost napięcia. Tego rodzaju strategia rosyjska musi, zdaniem amerykańskich ekspertów, spotkać się z podobną odpowiedzią państw NATO. Jak zauważają, „biorąc pod uwagę, że mogą być one (siły ochotnicze i milicyjne – przyp. MB) częścią formalnego establishmentu obronnego sojuszników USA, Stany Zjednoczone powinny szukać sposobów na bardziej aktywne wspieranie szkolenia i wyposażenia tych sił”.
Problematyczna granica
W czasie ostatnich 20 lat, jak piszą, Rosja zainwestowała ogromne siły i środki w operacje informacyjne (IO), które są instrumentarium współczesnego konfliktu. Uzyskała zdolności pozwalające jej nie tylko budować narrację na temat tego, co się dzieje, ale również dezinformować i wpływać w ten sposób na opinię publiczną państw podlegających atakowi. Tym zmianom nie towarzyszyła podobna aktywność po stronie państw kolektywnego Zachodu, co oznacza, zdaniem ekspertów Modern War Institute, że dziś, zarówno Stany Zjednoczone, jak i ich sojusznicy, nie mają umiejętności adekwatnego do sytuacji reagowania i zmniejszanie szkodliwego oddziaływania przeciwników.
Konflikty przyszłości będą również toczyły się na morzach i tu Rosja stosuje podobną taktykę. Można to było ostatnio obserwować na Morzu Azowskim, które dziś jest akwenem praktycznie zamkniętym i w całości kontrolowanym przez Rosję. Moskwa wykorzystuje i interpretuje na swą korzyść wszelkie niejasności graniczne. Tak było w przypadku Morza Azowskiego, ale również Moskwa może tak postępować w przypadku innych akwenów. Przypomnijmy, że nasza granica z Federacją Rosyjską na Zalewie Wiślanym nadal nie jest wytyczona, co daje Moskwie możliwości, oczywiście jeśli będzie chciała, inicjowania podobnego konfliktu.
Kolektywny Zachód winien się też oswoić z myślą, że przyszła wojna z Rosją i jej sojusznikami, o ile wybuchnie, będzie toczona w znacznie większym zakresie niźli w przeszłości w miastach. „Zaciekłe bitwy w ukraińskich miastach uzmysławiają potrzebę bardziej systematycznego rozwijania zdolności do prowadzenia działań wojennych w miastach wśród jednostek amerykańskich i ich sojuszników. Lepsza doktryna, solidniejsze zaplecze szkoleniowe, rzeczywiste zaangażowanie naszych wojsk w szkolenie na potrzeby wojny oraz włączenie działań wojennych w miastach do szkolenia zagranicznych sił zbrojnych pozwoliłyby uniknąć przyszłych komplikacji w stylu donieckim”.
Jeśliby przyjąć interpretację ekspertów z West Point, którzy na podstawie analizy zarówno tego, co się działo, jak i rosyjskich dokumentów strategicznych, doszli do wniosku, że Moskwa gruntownie zmieniła swe podejście do wojen przyszłości, to należałoby zwrócić uwagę, że wszystkie elementy wojny poniżej progu starcia kinetycznego wystąpiły ostatnio na polsko – białoruskiej granicy. Możemy mieć zatem zarówno do czynienia z testowaniem systemu odpornościowego państwa polskiego, jak i z inicjowaniem rzeczywistego „starcia”. Nawet jeśli ten drugi scenariusz nie ziści się, to Moskwa, na podstawie już zdobytej wiedzy, wie, gdzie są słabe punkty Polski, w jaki sposób zmanipulować naszą opinię publiczną, jak używać nieświadomych niczego i żądnych taniej popularności polityków. W tym sensie już toczymy wojnę, sami jeszcze nie do końca zdając sobie z tego sprawę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/565078-wojna-nowej-generacji-na-granicy-polski