Ugrupowanie Hołowni od początku było budowane na ojejkowaniu, achowaniu i ochowaniu oraz sakralizacji najbanalniejszego banału.
Funkcjonuje w Polsce ponad 22 tys. placówek wychowania przedszkolnego oferujących ponad 1,1 mln miejsc dla dzieci. Nie dla dorosłych, w tym nie dla polityków. Ale oferta polityczna coraz częściej jest tak sformułowana, jakby była adresowana do przedszkolaków. To jest bez sensu choćby z tego powodu, że dzieci w wieku przedszkolnym są bystre, krytyczne, wrażliwe na jakikolwiek fałsz i łatwo zauważają, gdy ktoś manipuluje. I wbrew etymologii, przedszkolaki nie są infantylne. Dużo bardziej infantylni są ich rodzice, dziadkowie czy po prostu dorośli. A infantylizm w polityce to wręcz standard. W sobotę 4 września 2021 r. można się było o tym przekonać podczas kongresu (pierwszego) Polski 2050 Szymona Hołowni.
Infantylne było zadęcie, że po tym kongresie Polska nie będzie już taka sama. Oczywiście będzie taka sama, tylko do społecznej tkanki wpompowano dużą dawkę infantylizmu i pretensjonalności. Na czele z prowadzeniem kongresu w standardach poniżej pierwszej lepszej przedszkolnej imprezy. I z rozmowami w parach, które do przeciętnej w przedszkolach nawet się nie zbliżają. Jeszcze bardziej infantylne były zapowiedzi gościa specjalnego, który zmieni wszystko. Tym gościem okazała się partyjna aplikacja Jaśmina. Takich aplikacji co bystrzejsze dzieciaki produkują na pęczki.
Stylistyka kongresu ma zapewne wiele wspólnego z telewizyjnymi show, które Szymona Hołownia zna z TVN, tylko że tam, mimo oczywistych ustawek, są jeszcze jakieś przebłyski autentyzmu, spontaniczności i niewiadomej. Przebłyski, bo ustawki to istota tej telewizji. Na kongresie trójgłowego (partia, stowarzyszenie, think-tank) smoczka (nie smoka) wszystko było tak spontaniczne i autentyczne jak role odgrywane przez Kim Jo Dzong (siostrę Kim Dzong Una). Ale najbardziej nieznośny był ten wielki potok infantylizmu. Najkrócej można go opisać jako niekończące się ochowanie i achowanie (Ach! Och!). Albo ojejekowanie (O jejku, jejku!). Albo uznawanie rzeczy banalnych za nadzwyczajne. Oraz odkrywanie oczywistych oczywistości.
Trudno powiedzieć, skąd ofensywa polityków i partii (bo nie chodzi tylko o Polskę 2050) na przedszkola, skoro przecież dzieciaki są tam na te wszystkie zabiegi za mądre i zbyt krytyczne. Poza tym powinien być chyba zakaz infantylizowania dzieci (wbrew etymologii) oraz zaniżania poziomu w kontaktach z nimi. I po co akurat przedszkolaki, skoro w polityce są różne ograniczenia wiekowe. Żeby móc wybierać swoich przedstawicieli, trzeba mieć 18 lat. Żeby być wybranym, trzeba mieć od 18 lat (w wyborach organów samorządu terytorialnego) do 35 lat ( w wyborach prezydenta Polski). Kandydat na posła i europosła musi mieć 21 lat, na wójta – 25 lat, na senatora – 30 lat, na prezydenta RP – 35 lat.
Politycy mają wyobrażenie swojego elektoratu i chyba w ogóle społeczeństwa jako przedszkola, tyle że te placówki i uczęszczające tam dzieciaki są zupełnie inne niż w wyobrażeniach. Wydaje się, że około 99 proc. pokładów infantylizmu (nie powinno się mówić zdziecinnienia, bo infantylizm to jednak co innego, mimo semantycznego pokrewieństwa) jest zlokalizowane wśród dorosłych, ze szczególnym i potężnym wkładem polityków.
Kongres partii Polska 2050 jest wyjątkowym materiałem empirycznym, gdy chodzi o infantylizm, bo to ugrupowanie od początku było budowane na ojejkowaniu, achowaniu i ochowaniu oraz sakralizacji najbanalniejszego banału. Najbardziej gorliwie i po pioniersku robił to oczywiście sam Szymon Hołownia, znany jako „płaczący nad konstytucją” (co samo w sobie jest wyjątkowo infantylne). Jego kolejne nagrania to erupcje infantylizmu. Ten styl mógł sugerować, że uprawianie polityki po nowemu polega na tym, co robi i mówi Szymon Hołownia. To się rozlewa, bo następuje naturalne niejako naśladowanie lidera.
Infantylizacja polityki, którą prezentuje Polska 2050 (ale nie tylko to ugrupowanie, bo Platforma Obywatelska po objęciu rządów w niej przez Donalda Tuska ostro idzie w tę samą stronę) jest czymś, co szkodzi polskiej polityce, ale szkodzi też samej opozycji. A przez to oferta, jaką otrzymuje społeczeństwo jest uboższa. Infantylna wersja polityki służy bowiem wyłącznie politykom, a nie społeczeństwu. Jest łatwa do uprawiania (nawet mimo ewidentnego obciachu) i w gruncie rzeczy polega na mizianiu się polityków ją praktykujących. Dzieci oczywiście czegoś takiego nie robią, choć infantylni politycy sądzą, że robią.
Najdziwniejsze jest przekonanie, że infantylna polityka jest odbierana przez społeczeństwo jako coś fajnego, a nawet oczekiwanego. Oczywiście istnieje spora grupa infantylnych zwolenników infantylnych polityków, ale ludzie nie tego oczekują. Większość jest po prostu zażenowania, że ktoś sprowadza ich do roli jakichś rozmemłanych pacanów, bo to obraża ich inteligencję. Z tego głównie powodu infantylna polityka nie musi być skuteczna. Może być popularna jako łatwizna i narzędzie miziania się. Ale na dłuższą metę to jednak obciach. Także dla przedszkolaków, którzy szybko robią bardzo duże postępy. Nie tylko poznawcze, ale też w kwestii gustu i smaku. I dorośli, a szczególnie politycy powinni się wstydzić, że są w stanie zawstydzić przedszkolaków. A oni są absolutnie niewinni i nie odpowiadają za to, że nawet obraz przedszkolaków jest infantylny. Tak jak obraz wszystkiego innego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/565027-infantylizm-na-kongresie-polski-2050