Ambasador Niemiec znów na pokaz sypie głowę popiołem. Ponownie podkreśla, jak to dzielnie stawia czoła historii i nie robi uników. Szkoda, że to tylko puste gesty.
Arndt Freytag von Loringhoven chwali się tymi słowami wypowiedzianymi w Wieluniu:
To Niemcy tutaj, w Wieluniu, i następnie w całej Polsce dokonali zbrodni przeciwko ludzkości. Nie jacyś abstrakcyjni naziści, tylko niemieccy żołnierze, zarządcy, niemieccy okupanci, dopuścili się najcięższych zbrodni. (…) Poczuwamy się do naszej historycznej odpowiedzialności. I do pamięci o popełnionych przez Niemców zbrodniach (…)
Spektakl w wykonaniu dyplomaty
Jego wystąpienie to jednak tylko teatrzyk, krótki występ specjalnie dla polskiej publiczności. Wychodzi na scenę, opuszcza flagę, robi smutną minę, wygłasza wyuczoną kwestię o niemieckich zbrodniach i wiecznej odpowiedzialności. Ale czy realnie jest w stanie tę odpowiedzialność ponieść? Czy może ona wykroczyć poza ramy wpisów na Twitterze i okolicznościowych przemówień?
Nie, a dowodów na to Niemcy dostarczają w zasadzie każdego dnia. 1 września widać to najwyraźniej. Bo już jutro z tej „odpowiedzialności” nie pozostanie nic. Von Loringhoven i ekipa, która wysłała go na placówkę chcą kupić polskie przebaczenie najtaniej jak się da – paroma niewiele znaczącymi zdaniami.
O odkupieniu (dosłownym) win nie chcą bowiem słyszeć. Wzbraniają się nawet przed podjęciem rozmów na ten temat. Choć wiele sygnałów, jakie mamy z kręgów niemieckiej dyplomacji, wskazuje, że bardzo obawiają się oni poważnego postawienia przez polski rząd tej sprawy. I doskonale wiedzą, że są do tego twarde podstawy.
Postawa niemieckich mediów
Naprawdę Niemcy „poczuwają się do pamięci o zbrodniach” z czasów II wojny światowej?
W takim razie dlaczego na stronie głównej portalu „Die Welt” znalazło się dziś miejsce na przedstawienie czytelnikom historii podstarzałej dziwki z Hamburga, a nie znalazło się nawet na wzmiankę o bombardowaniu Wielunia?
Dlaczego „Der Spiegel” pomieścił opowieść o nowym vanie koncernu motoryzacyjnego założonego na specjalne życzenie Hitlera, a nie dał rady nic napisać o tym, co wydarzyło się na Westerplatte 82 lata temu?
Można tak pisać o niemal każdym niemieckim tytule zaangażowanym w gumkowanie prawdy o II wojnie światowej. Taki jest dziś interes Berlina, taka jest polityka historyczna polegająca na systemowym kastrowaniu niemieckiej pamięci z wiedzy o narodowych winach.
Tak w rzeczywistości wygląda niemieckie poczucie odpowiedzialności. I niech nikt nie mydli nam oczu niezależnością nadreńskich mediów od polityków, bo takowa nie istnieje. Gdyby tylko rząd federalny sobie tego zażyczył, gazety w Berlinie, Frankfurcie, czy Monachium opowiedziałyby swoim czytelnikom o zbrodniach ich przodków, za które ofiary i ich potomkowie nigdy nie uzyskali rekompensaty.
Mój dziadek trzy razy uciekał Niemcom wywożony na roboty. Uniknął rozstrzelania przez Niemców tylko dlatego, że akurat nim postanowili się zabawić i puścić z ulicznej egzekucji wolno – choć nago – pośród zniszczonych budynków na warszawskiej Woli. Dzięki temu kilka miesięcy po zakończeniu wojny babcia urodziła mu pierwsze dziecko – moją mamę. A zatem moje przyjście na świat było uzależnione od humoru mordercy w niemieckim mundurze. Wielu kolegów dziadka nie miało tyle szczęścia, nie doczekało końca wojny, ani potomstwa. Nie poznali też drugiej strony powojennego żywota – wielu lat głębokiej traumy. Nawet kilka dekad po tych przeżyciach, dziadek nie mógł patrzeć na swastykę. Na całe życie zapamiętałem jego przepełnione bólem spojrzenie i naukę dla kilkuletniego wnuka, by nigdy, nawet dla zabawy, nie rysował tego parszywego znaku.
Panie Ambasadorze, możecie sobie kupić jeszcze więcej polskojęzycznych portali i w dniach bolesnych rocznic publikować jeszcze więcej tekstów z perspektywy waszych rodaków-morderców ubranych w niemieckie mundury. Możecie relatywizować historię II wojny światowej, zakłamywać ją na co dzień i prostować od święta. Ale nic to nie zmieni.
Nigdy nie zapomnimy i nigdy nie wybaczymy waszych zbrodni. A przynajmniej nie wybaczymy do czasu, w którym pana kraj i jego elity dojrzeją do realnej skruchy i zadośćuczynienia. Jesteśmy od tego bardzo daleko. I to jest najważniejszy wniosek w rocznicę niemieckiej napaści na Polskę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/564635-moj-osobisty-sprzeciw-wobec-teatrzyku-pana-von-loringhovena
Komentarze
Liczba komentarzy: 90